Świadomość prawna Polaków jest niska – to już
komunał, powtarzany przez wielu specjalistów. Niestety lata PRL i transformacji
ustrojowej to okres zaniedbań w edukacji prawnej społeczeństwa i to na poziomie
podstawowym! Nikt nie oczekuje, że przeciętny Polak będzie recytował z pamięci
treść przepisów, zresztą od prawników też się tego nie oczekuje... Jak to ktoś
pięknie ujął: „Głowa w kodeksie, a nie kodeks w głowie”!
Kluczem jest właściwa interpretacja prawa, której
dokonują m.in. sądy. A że nierzadko dokonują jej na niekorzyść obywateli, cóż,
taka sytuacja… Dobrym przykładem mogą być przepisy ustawy z dnia 3 października
2008 roku o
udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w
ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko (dalej
u.o.o.ś.).
Wspomniany już „przeciętny Polak”, o ile słyszał o ocenach oddziaływania
na środowisko czy udziale społeczeństwa w ochronie środowiska, myśli, że
może uczestniczyć w postępowaniach administracyjnych mając pełne prawa… Nic
bardziej mylnego!
Co prawda, przepisy u.o.o.ś. wskazują, że każdy ma prawo
składania uwag i wniosków w postępowaniu wymagającym udziału społeczeństwa
i wskazują sposób ich składania, a także rozpatrywania, to nie należy się łudzić –
często uwagi i wnioski okolicznych mieszkańców to „pisanie na Berdyczów” jak
mawiano przed wojną. Media często wskazują na przykłady, gdy inwestycje
powstały przy kompletnym lekceważeniu głosów lokalnych społeczności…
Nie znaczy to jednak, że należy blokować wszystko co się
da! Znany jest syndrom NIMBY (Not In My Back Yard – nie w moim ogródku) i
pieniactwo występujące w Polsce. Niektórzy będą protestować dla zasady… albo
dla osiągnięcia jakichś korzyści finansowych.
Rzecz jasna, trudno, aby we wszystkich
postępowaniach udało się sprawdzić wszystkie uwagi i wnioski, zwłaszcza przy
ich dużej ilości… Jednakże, wyroki, które cytuję poniżej mogą niepokoić.
Tezy jednego z ostatnich wyroków NSA z dnia 14 maja 2019 roku
(sygn. akt II OSK 1345/18) głoszą, że: Sam
sprzeciw lokalnej społeczności lub stron postępowania nie jest wystarczającą
przesłanką do odmowy wydania decyzji środowiskowej. (…) Ponadto w postępowaniu
mającym na celu wydanie decyzji środowiskowej właściwy w sprawie organ nie ma
obowiązku powiadamiania społeczeństwa o zakresie zebranego materiału dowodowego
oraz kręgu stron postępowania. Niby
wszystko w porządku, bo ustawa nie pozwala na odmowę wydania tzw. decyzji
środowiskowej (dotyczy inwestycji, gdzie konieczne jest dokonanie oceny
oddziaływania na środowisko…) wyłącznie z powodu protestów lokalnych, ale czy w takim razie
„głos ludu” ma jakiekolwiek znaczenie czy to tylko sztuka dla sztuki?
Osoby zgłaszające
uwagi i wnioski nie są stronami postępowań „środowiskowych”, nie mają więc
możliwości zaskarżenia odmowy uwzględnienia tych uwag i wniosków.
Warto przywołać też
wyrok NSA z dnia 20 lipca 2016 roku (sygn. akt II OSK 608/15): Nawet w świetle
przepisów art. 33-38 ustawy z 2008 r. o udostępnianiu informacji o środowisku i
jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach
oddziaływania na środowisko sprzeciw społeczności lokalnej nie stanowi w żadnym
przypadku normatywnej podstawy do odmowy wydania decyzji środowiskowej. Natomiast organ
wydający decyzję środowiskową ma oczywiście obowiązek zapewnić udział
społeczności lokalnej w tym postępowaniu administracyjnym, która może składać
uwagi i wnioski, a w jaki sposób zostały one wzięte pod uwagę właściwy organ
musi wyjaśnić w uzasadnieniu decyzji środowiskowej. Oznacza to, że brak
jest normatywnej podstawy do badania przez właściwy organ na podstawie opinii
biegłego, czy tego rodzaju obawy społeczności lokalnej mają uzasadnione
podstawy. Stanowisko społeczeństwa organ ocenia na podstawie zgłoszonych uwag i
wniosków oraz ustaleń raportu o oddziaływaniu tego przedsięwzięcia na
środowisko i ewentualnie proponuje inwestorowi inny wariant realizacji tego
przedsięwzięcia. Dlatego też w tym celu nie przeprowadza się tego rodzaju
dodatkowego dowodu na okoliczność, czy stanowisko tej społeczności jest
uzasadnione okolicznościami obiektywnymi.
Interesujące,
nieprawdaż? A na koniec perełka – wyrok WSA w Szczecinie z dnia 13 marca 2013 (sygn.
akt II SA/Sz 1035/12): Nie ma określonego
prawnie obowiązku odpowiadania na każdy wniosek, o którym mowa w art. 42
ustawy z 2008 r. o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie,
udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na
środowisko. Ponadto nie ma również obowiązku uwzględniania wszystkich uwag ze
względu na fakt, że nie każda z nich musi być zasadna, jak również uwzględnienie
wszystkich uwag może być technicznie niemożliwe. Nie ma też obowiązku
merytorycznej odpowiedzi na uwagi stron w toku konsultacji.
W przedmiotowej
sprawie chodziło o wojewódzki plan gospodarki odpadami. Co prawda, uchwała
sejmiku województwa podlegała konsultacjom społecznym, ale jakby nie do końca…
Takie wyroki to prezent dla administracji
publicznej, by iść „na skróty”. Sprawa zamku w Stobnicy oraz zakładów
przetwórstwa drzewnego w Mielcu pokazują, że nie można mieć pełnego zaufania do
organów administracji publicznej, odpowiedzialnych za ochronę środowiska (mimo,
że Kodeks postępowania administracyjnego wyraźnie wskazuje, że organy
administracji publicznej prowadzą postępowanie w sposób budzący zaufanie jego
uczestników do władzy publicznej, kierując się zasadami proporcjonalności,
bezstronności i równego traktowania…).
A to rzutuje na postrzeganie przez społeczeństwo wszelkich inwestycji, nawet
tych spełniających wszelkie wymogi środowiskowe!