Kary za
zanieczyszczenie wód w Wielkiej Brytanii
Latem 2012 i wiosną 2013 roku doszło do niekontrolowanego
wypływu nieoczyszczonych ścieków z oczyszczalni należącej do spółki
Thames Water Utilities Ltd. Ścieki spowodowały zanieczyszczenie 57 hektarów
rezerwatu przyrody w południowo – zachodniej Anglii. W dniu 4 stycznia 2016
roku sąd stwierdził ponad wszelką wątpliwość zaniedbanie spółki i nałożył na nią grzywnę w wysokości 1
miliona funtów (plus 18 tys. funtów kosztów sądowych)! Jednak nie to jest
najważniejsze. Sąd ustanowił też wytyczne w zakresie nakładania grzywien na „duże organizacje”, czyli takie, które
osiągają roczny obrót powyżej 50 milionów funtów. Tak więc, grzywny dla tych
podmiotów mogą wynieść nie mniej niż
£7000 i nie więcej niż £3 mln w zależności od stopnia winy (dzisiejszy kurs
funta według NBP wynosił 5,8291 zł!). Jednak w określonych przypadkach,
wysokość kary grzywny za wykroczenie przeciwko środowisku może wynieść nawet
100 mln funtów (w zależności od przychodów)!
Tymczasem w Polsce…
Nasi rodzimi „truciciele” po prostu umierają ze strachu.
Dobra, to był kiepski żart... Ustawa z dnia 18 lipca 2001 roku – Prawo wodne przewiduje, że ten, kto bez
wymaganego pozwolenia wodnoprawnego albo z przekroczeniem warunków określonych w pozwoleniu wodnoprawnym korzysta z wody
lub wykonuje urządzenia wodne
albo inne czynności wymagające pozwolenia wodnoprawnego – podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny
(zgodnie z ogólną zasadą zawartą w Kodeksie wykroczeń – od 20 do 5000 zł!). Przepis ten nie dotyczy jednak
sytuacji, gdy korzystanie z wód dotyczy wprowadzania ścieków do wód lub do
ziemi albo do urządzeń kanalizacyjnych. Wtedy bowiem podmiot ponosi opłaty
podwyższone za korzystanie ze środowiska (w rozumieniu ustawy – Prawo ochrony
środowiska) lub odpowiedzialność karną za zanieczyszczenie wód lub brak
dbałości o urządzenia ochronne (służące oczyszczaniu wód), przewidziana przez
Kodeks karny. Tyle, że proces karny rzadko kończy się nałożeniem wysokiej
grzywny lub nawiązki…
Co z
odpowiedzialnością podmiotów zbiorowych za czyny zabronione pod groźbą kary?
Ustawa z dnia 28 października 2002 roku była stosowana kilkadziesiąt razy i ani
razu w sprawach dotyczących ochrony środowiska (kary wynosiły najczęściej 1000
zł). Tymczasem takie narzędzie pozwala na sięgnięcie do kieszeni prezesów
spółek lub innych osób kierujących „dużymi organizacjami". Pisałem o tym rok
temu w poście o amerykańskich elektrowniach wiatrowych. Nic się nie zmieniło…
Wnioski
Czytający ten post mogą odnieść mylne wrażenie, że jestem
zwolennikiem represyjnego traktowania przedsiębiorców. Nic podobnego! Uważam,
że kary pieniężne czy grzywny powinny być nakładane za rzeczywiste
zanieczyszczenie środowiska, a nie za kilkudniowe spóźnienie się ze złożeniem jednego z wielu sprawozdań z zakresu ochrony środowiska! Wystarczy
zapoznać się z przepisami karnymi ustawy o odpadach, ustawy o bateriach i akumulatorach,
ustawy o zużytym sprzęcie elektrycznym i elektronicznym czy też ustawy o gospodarce
opakowaniami i odpadami opakowaniowymi…
Zwłaszcza w tej ostatniej znajdziemy takie „kwiatki” jak
kara w wysokości od 5000 do 500000 zł dla prowadzącego jednostkę handlu detalicznego lub hurtowego (czytaj: osiedlowego sklepu),
który sprzedaje produkty w opakowaniach, nie przekazując użytkownikom tych
produktów informacji o opakowaniach i odpadach
opakowaniowych w zakresie dostępnych systemów zwrotu, zbierania i odzysku, w
tym recyklingu, odpadów
opakowaniowych, właściwego postępowania z odpadami opakowaniowymi, znaczenia oznaczeń stosowanych na
opakowaniach. Rzeczywiście, brak odpowiedniej wywieszki w sklepie (której
większość klientów i tak nie przeczyta...) jest tak nikczemną „zbrodnią przeciwko
środowisku”, że trzeba nałożyć (dość uznaniową) administracyjną karę
pieniężną!
Albo ustawa o zużytym sprzęcie elektrycznym i
elektronicznym – wprowadzający sprzęt (dajmy na to właściciel stoiska z telefonami
komórkowymi), który nie umieszcza na fakturach numeru rejestrowego podlega
administracyjnej karze pieniężnej od 10 000 do 500 000 zł!!! Oczywiście, że trzeba zwalczać nieprawidłowości w branży recyklingowej ale takie
przepisy bynajmniej nie spowodują, że z lasów znikną sterty śmieci (w tym
starych lodówek)… Nie zniknie problem ogrzewania domów za pomocą butelek
PET i starych opon, co czuję codziennie własnym nosem jako mieszkaniec Krakowa!
Pozostaje mieć nadzieję, że nowy Minister Środowiska
będzie miał inne podejście niż poprzednia ekipa rządząca, która lubowała się w
takim (opisanym wyżej) specyficznym „wspieraniu przedsiębiorczości”. Odnośnie
samych barier prawnych istniejących w Polsce polecam artykuł: http://wgospodarce.pl/opinie/15153-trzeba-przeciac-czerwona-tasme
oraz bardzo interesujący blog: http://www.czerwonatasma.pl/.
Nie chodzi jednak o tani populizm w stylu „zlikwidujmy wszystkie urzędy i obowiązujące
przepisy” (choć trzeba przyznać, że zeszły rok był rekordowy pod względem
ilości uchwalanych przepisów!). Praktycznie rzecz biorąc, w każdym kraju (może oprócz
Korei Północnej) istnieją organy ochrony środowiska oraz przepisy nakładające surowe
sankcje. Problem tkwi w podejściu do obywateli: w Australii czy w USA surowe
kary grożą za wyrządzenie realnych szkód w środowisku, co jednak nikomu nie przeszkadza w
podejmowaniu i prowadzeniu działalności gospodarczej (o czym wiemy z
przekazów medialnych jak i oficjalnych publikacji)…
Na koniec „perełka” w postaci danych opublikowanych kilka
dni temu przez WIOŚ w Gdańsku. Otóż, w ubiegłym roku na konto gdańskiej Inspekcji wpłynęło prawie 576 tys.
zł. z tytułu kar pieniężnych. Cóż, kwota nie powala na ziemię, tym bardziej,
że jej część stanowią wpływy z kar za nieprzestrzeganie obowiązków sprawozdawczych (w których gubią się przedsiębiorcy…).
Od kolejnych formularzy i sprawozdań środowisko naturalne
na pewno nie będzie czystsze, tym bardziej, że coraz większa ilość papieru wymaga coraz
większych wycinek lasów i zużycia wody (wyprodukowanie 1 tony papieru wymaga użycia 250 ton wody)...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz