Pamiętacie mój post na temat
miejskich wysp ciepła tzw. Urban Heat
Island/UHI (wpis z dnia 8 grudnia 2013 roku)? Organizacja
pozarządowa The Nature Conservancy opublikowała raport na temat znaczenia
drzew (czyli zieleni miejskiej) dla ochrony powietrza i klimatu (temperatury): https://thought-leadership-production.s3.amazonaws.com/2016/10/28/17/17/50/0615788b-8eaf-4b4f-a02a-8819c68278ef/20160825_PHA_Report_FINAL.pdf.
Zieleń miejska przynosi ulgę dla „przegrzanych” metropolii. W zasadzie jest to również temat z pogranicza planowania i zagospodarowania przestrzennego (jak nie budować w miastach?).
Zieleń miejska przynosi ulgę dla „przegrzanych” metropolii. W zasadzie jest to również temat z pogranicza planowania i zagospodarowania przestrzennego (jak nie budować w miastach?).
A
jak to jest w Polsce? W art. 15 ust. 2 pkt 6 ustawy z dnia 27 marca 2003 roku o
planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym wskazuje się co prawda na „powierzchnię biologicznie
czynną”, tylko, że brakuje definicji (w domyśle chodzi o zieleń, jak wynika z opublikowanych
do tej pory planów miejscowych…). Definicję znajdujemy w § 3 pkt 22 rozporządzenia
Ministra Infrastruktury z dnia 12 kwietnia 2002 roku w sprawie... warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich
usytuowanie. Przez teren biologicznie
czynny należy rozumieć teren z nawierzchnią ziemną urządzoną w sposób
zapewniający naturalną wegetację, a także 50% powierzchni tarasów i
stropodachów z taką nawierzchnią, nie mniej jednak niż 10 m2, oraz
wodę powierzchniową na tym terenie (!).
To
niezwykle „wartościowa” definicja (z punktu widzenia „budowlańców”, rzecz jasna):
w ten sposób nawet ażurowe płyty czy krata trawnikowa będąca powierzchnią parkingu
jest „biologicznie czynna” (czego nie wykluczają wojewódzkie sądy administracyjne!). Wystarczyłoby proste odesłanie do definicji terenów zieleni,
zawartej w ustawie o ochronie przyrody…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz