wtorek, 18 sierpnia 2015

Nowe prawo wodne – stare problemy legislacji? Cz.1.



W tym roku nęka nas susza. Szczególnie mocno odczuwają ją rolnicy (my odczujemy jesienią, gdy wzrosną ceny artykułów spożywczych…). Niestety, kolejne ekipy rządowe nie są w stanie rozwiązać swoistego paradoksu – w Polsce wystarczy kilka dni intensywnych opadów aby wywołać powódź, a jednocześnie kilka tygodni upałów, aby zaczęło brakować wody… Dlaczego? Odpowiedzi udzielała już kilkukrotnie NIK, poprzez swoje informacje o wynikach kontroli: brak właściwej gospodarki wodnej, a ściślej ujmując, brak zbiorników wodnych (zarówno dużych zapór jak i tzw. małej retencji). W kraju, którego zasoby wód słodkich należą do najmniejszych w Europie (tylko Czesi mają gorzej), gospodarka wodna praktycznie nie istnieje… Tym gorzej, że wody podziemne i powierzchniowe należą do strategicznych zasobów naturalnych kraju!
Powyższe pesymistyczne wiadomości to tylko pretekst do krótkiego omówienia rządowego projektu ustawy – Prawo wodne, który miał być remedium na wszystkie bolączki związane z nadmiarem/niedoborem/zanieczyszczeniem wód w Polsce. Niestety, nie spełnia on pokładanych w nim nadziei. Zawiera rzecz jasna szereg rozwiązań, które zasługują na uznanie, jednak nie przesłania to fatalnego obrazu jakże obszernego projektu ustawy (501 artykułów w porównaniu do 220 jednostek redakcyjnych obecnie obowiązującej ustawy)! Ilość nie przechodzi w jakość – o tym poniżej.
Obecnie obowiązująca ustawa z dnia 18 lipca 2001 roku – Prawo wodne odzwierciedla chaos w gospodarce wodnej wielość organów administracji publicznej zajmujących się gospodarowaniem wodami: Minister Środowiska, Prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej, dyrektorzy regionalnych zarządów gospodarki wodnej, wojewodowie oraz organy jednostek samorządu terytorialnego. Do tej wesołej gromadki trzeba dorzucić dyrektorów Urzędów Żeglugi Śródlądowej zajmujących się praktycznym wykorzystaniem wód płynących czyli żeglugą śródlądową. Projekt nowej ustawy ma temu zaradzić – zostaną zlikwidowane dotychczasowe urzędy, a powstaną 2 zarządy dorzecza (Wisły i Odry) oraz 6 urzędów gospodarki wodnej. Jeżeli zostaną w nich zatrudnieni fachowcy, to tylko przyklasnąć idei… na razie ścigamy się z Czechami, jeśli chodzi o rozproszenie kompetencji (a co za tym idzie, odpowiedzialności!).
Ponieważ usterek w projekcie ustawy  jest wiele – skoncentruję się na kilku wybranych…

Błąd nr 1: chaos w zarządzaniu wodami płynącymi.
Zasada „jedna rzeka – jeden właściciel”, obiecywana przez autorów projektu nowej ustawy, nie została zachowana – wykonywanie praw właścicielskich do rzek samorządowych będzie podzielone granicami województw, gdy rzeka przepływa przez granicę województwa. Pamiętamy kuriozalną sytuację z 2010 roku, gdy do odcinka wałów przeciwpowodziowych w Krakowie nie chciał się przyznać żaden z włodarzy: Prezydent Miasta Krakowa, wojewoda, marszałek województwa i dyrektor RZGW.

Błąd nr 2: nieprecyzyjne regulacje dotyczące spółek wodnych.
            Tutaj można wylać morze atramentu (tuszu do drukarki) odnośnie dziwactwa jakim są spółki wodne, które chętnie pobierają opłaty (często bezprawnie), za to niechętnie zajmują się tak prozaicznymi czynnościami jak udrażnianie rowów przydrożnych… W sprawie stowarzyszeń (błędnie nazwanych spółkami) interweniował kiedyś Rzecznik Praw Obywatelskich – jest ewenementem, że przynależność do stowarzyszenia jest przymusowa (praktycznie rzecz biorąc, brak możliwości wystąpienia ze spółki wodnej, gdyż potrzebna jest zgoda walnego zgromadzenia!), a wiec urąga Konstytucji RP. Projekt nowej ustawy powiela błędy ustawy z 2001 roku.

Błąd nr 3: brak możliwości udziału organizacji społecznych w postępowaniu o wydanie pozwolenia wodnoprawnego.
Od dnia 19 sierpnia 2007 roku obowiązuje znowelizowany art. 127 ust. 8 ustawy – Prawo wodne, wykluczający w praktyce udział organizacji społecznych (czyli tak naprawdę ekologicznych) w postępowaniach administracyjnych, których przedmiotem jest wydanie pozwoleń wodno prawnych. Oczywiście, zaraz ktoś wskaże „ekoterrorystów” jako przyczynę takiej nowelizacji. Jednak, trzeba pamiętać o tym, ze art. 31 Kodeksu postępowania administracyjnego pozwala organom administracji badać interes społeczny dopuszczenia organizacji społecznej do takiego postępowania. Pozwolenia wodnoprawne dotyczą korzystania z zasobów wód, służących zaspokajaniu potrzeb ludności, gospodarki, ochronie wód i środowiska (tak wskazuje art. 2 ustawy z 2001 roku).

Błąd nr 4: brak precyzyjnych regulacji dotyczących odpowiedzialności cywilnej za zanieczyszczenie wód.
            To jest dla mnie najpoważniejszy mankament. Cóż, może miałem wygórowane oczekiwania i spodziewałem się czegoś na miarę amerykańskiej Clean Water Act (doskonałego instrumentu prawnej ochrony wód, który naprawdę działa!)? Ciekawostka: szkody wodne to pierwszy na świecie przypadek uregulowania odpowiedzialności cywilnej za szkody w środowisku!  Zagadnienie to pojawiło się w najstarszych kodyfikacjach świata: kodeksie Ur – Nammu (2050 p.n.e.) oraz w Kodeksie Hammurabiego (1750 p.n.e.) – przepisy dotyczyły „szkody ekologicznej” w postaci szkody wodnoprawnej, polegającej na zalaniu sąsiedniego gruntu. Dziś odpowiednikiem starożytnych „paragrafów” jest art. 29 ustawy z 2001 roku (swoja drogą, częsty przedmiot rozpraw sądowych…).
Wracając do zanieczyszczenia wody, zarówno ustawa z 2001 roku jak i omawiany projekt stanowią regres w regulacji odpowiedzialności za zanieczyszczenie wód. Pierwszą polską regulacją traktującą o szkodach związanych z oddziaływaniem wody była ustawa wodna z 1922 roku. Art. 26 tej ustawy przewidywał odpowiedzialność za zanieczyszczenie wód i to na zasadzie ryzyka a nie zasadzie winy (co wymagałoby długotrwałego dowodzenia winy pozwanego). Późniejsze ustawy z 1961 i 1962 roku przewidywały szczególną odpowiedzialność zbliżoną do absolutnej (jak w krajach anglosaskich). Natomiast prawo wodne z 1974 roku stanowiło regres w stosunku do poprzednio obowiązujących regulacji, gdyż nie przyznawało praw do odszkodowania za zanieczyszczenie wód.
Obecnie odpowiedzialność cywilna za zanieczyszczenie wód, w myśl wyroku SN z dnia 18 marca 2005 roku (sygn. akt II CK 559/04), opiera się na przepisach Kodeksu cywilnego o czynach niedozwolonych, a więc na zasadzie winy jako podstawowej zasadzie (sprawa dotyczyła odpowiedzialności za szkody wyrządzone w wyniku zanieczyszczenia wód ściekami przez podmiot prowadzący na podstawie pozwolenia wodnoprawnego oczyszczalnię ścieków – SN uznał, że nie stosuje się tu przepisów prawa wodnego!). Jak groźne może być zanieczyszczenie wód przekonali się ostatnio Amerykanie:http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/56,114944,18538167,wyciek-toksyn-z-kopalni-zatrul-rzeki-w-stanie-kolorado-spowodowali.html.
             Dalsza część „usterek” niebawem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz