Bomba wybuchła! Co
prawda z opóźnionym zapłonem ale jednak. Stało się to, co wielu podejrzewało od
dawna i opisywało, jak np. dziennikarze „Rzeczpospolitej”: http://www.rp.pl/artykul/978680-Pietryga--Koniec-z-ekologiczna-poprawnoscia.html.
Niestety, wcale nie chodzi o środowisko tylko o pieniądze: jak dostaniemy wynagrodzenie za
raport/opinię, to nie będziemy blokować! Sam zresztą wskazywałem kiedyś na wybiórczą troskę o przyrodę,
przejawianą przez niektórych „aktywistów” – choćby przykład Nord Stream.
Media „od lewa do
prawa” (jeśli chodzi o poglądy polityczne) opisują aferę jaka wybuchła kilka
dni temu w związku z budową zamku w Puszczy Noteckiej – w środku
obszaru NATURA 2000! Minister Środowiska zapowiedział kontrolę procesu
decyzyjnego prowadzonego w RDOŚ w
Poznaniu, CBA już wkroczyło…
Nie osądzam inwestora – to kontrole wykażą, jak było naprawdę. Ale wielu specjalistów już teraz wskazuje na naruszenie przepisów dotyczących ocen oddziaływania na
środowisko oraz Prawa wodnego (usypanie sztucznej wyspy na jeziorze!).
Największe kontrowersje budzi jednak zmiana planu zagospodarowania
przestrzennego gminy Oborniki w 2011 roku (na korzyść inwestora) i członkostwo
w pewnej fundacji eksperta ds. ochrony środowiska, sporządzającego
raporty środowiskowe dla inwestora oraz... ojca inwestora.
Jak twierdzą
dziennikarze, inwestycja nie powstałaby bez korzystnych dla inwestora raportów
środowiskowych. Posłużyły one do zmiany planu zagospodarowania przestrzennego terenu
i wydania pozwolenia na budowę. Pomogli w tym (sic!) ekolodzy i przyrodnicy,
znani z obrony Puszczy Białowieskiej przed wycinką (i krytyki poprzedniego ministra środowiska…). Czy można traktować ich
poważnie? Odpowiedź nasuwa się sama… Nikt nie protestował, gdy ciężarówki
dowoziły materiały budowlane przez teren parku krajobrazowego. Nie było znanego
z telewizji przywiązywania się do drzew ani transparentów (!).
Szkoda tylko, że
na tym wszystkim ucierpi aktywność obywatelska. Konwencja z Aarhus nie powstała
by zapewnić pracę drukarzom, ale po to, aby ułatwić Europejczykom (a więc
Polakom także!) udział w postępowaniach dotyczących ochrony środowiska. Większości Polaków słowo
„ekologia” będzie kojarzyć się ze zwykłym cwaniactwem (o ile już się nie
kojarzy…). Teraz każdy, kto spala odpady w piecu albo dziurawi szambo, z pewnością
odczuwa swoistą satysfakcję.
Co więc zrobić,
aby ekologia nie była instrumentalnie wykorzystana do doraźnych celów
(politycznych czy ekonomicznych np. wymuszania „datków” od inwestorów)? Może zmiana lub skreślenie kontrowersyjnego art. 44 ustawy z dnia 3 października 2008 roku o udostępnianiu
informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie
środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko (o udziale organizacji ekologicznych
w postępowaniach wymagających udziału społeczeństwa)? Na dobrą sprawę
wystarczyłaby rozprawa publiczna (art. 36 cyt. ustawy), pod warunkiem, że
byłaby obowiązkowa w każdym postępowaniu!
Skoro dało się zmienić art. 74 cyt. ustawy (od dnia 1 stycznia
br. stroną postępowania o wydanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach jest wnioskodawca oraz podmiot, któremu
przysługuje prawo rzeczowe do nieruchomości znajdującej się w obszarze, na
który będzie oddziaływać przedsięwzięcie)… Wcześniej nie było definicji strony postępowania,
a więc każdy mógł udawać obrońcę środowiska!
Ale jeszcze lepszym rozwiązaniem byłaby zmiana art. 74a
cyt. ustawy (wymogi wobec sporządzających prognozy oddziaływania przedsięwzięcia na
środowisko i raportu o oddziaływaniu na obszar Natura 2000). Dla zachowania bezstronności,
autorzy raportów powinni być poddani takim rygorom jak biegli sądowi
(przyrzeczenia i stosowanie przepisów o świadkach) albo pracownicy organów
administracji publicznej wydający decyzje administracyjne (wyłączenie od
udziału w postępowaniu).
Nasuwa się jedna myśl:
nasze państwo nadal jest „teoretyczne”, zarówno w sferze administracji rządowej
jak i samorządowej. Poczucie to wzmacniają opublikowane ostatnio wyniki kontroli NIK: https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/lokalne-formy-ochrony-przyrody.html. Cóż, widocznie w Polsce „lokalnej” są ważniejsze sprawy niż jakaś tam „przyroda”.
Inna sprawa, że ustawa z dnia 16 kwietnia 2004 roku o ochronie przyrody zawiera sporo braków legislacyjnych.
Można też zapytać, co
robiło Ministerstwo Środowiska (i inne instytucje państwowe) przez ostatnie
lata? Albo lepiej nie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz