Amerykanie,
mimo powszechnej aprobaty tamtejszych władz i lobbyingu koncernów m.in.
Monsanto na rzecz GMO (USA ma największy udział w uprawach genetycznie
modyfikowanych roślin, na dalszych miejscach: Kanada, Argentyna i Brazylia!) nie
dają za wygraną. Koncerny promujące uprawy roślin GMO, także…
Civil war?
Amerykański
stan Maine jest drugim (po Connecticut) stanem, w
którym uchwalono ustawę o znakowaniu żywności (pełna nazwa: Ustawa o ochronie prawa konsumentów żywności
stanu Maine do informacji na temat genetycznie modyfikowanej żywności i
materiału siewnego). Dużą rolę w tym procesie legislacyjnym odegrały
rozmaite lokalne organizacje obywatelskie (ekologiczne, konsumenckie…), co jest godne
pochwały (vox populi, jakby nie
było).
Inną sprawą jest to, że Amerykanie wprowadzają coś, co już od
dawna funkcjonuje w Europie (w tym również w Polsce). Pytanie, czy europejskie (i polskie) regulacje są
skutecznie egzekwowane? Być może wielu umknął fakt, że już w 2008 roku Najwyższa
Izba Kontroli przeprowadziła kontrolę w zakresie postępowania z organizmami genetycznie zmodyfikowanymi, oceniając
negatywnie system nadzoru i kontroli nad uwolnionymi do środowiska oraz
wprowadzonymi do obrotu GMO. Nie utworzono rejestru upraw GM, zgodnie z art. 31
ust. 3 lit. b dyrektywy 2001/18/WE, a trwające już od 2004 roku (?!) prace nad ustawą
– Prawo o organizmach genetycznie zmodyfikowanych, nie zostały zakończone.
Pozostawiam bez komentarza.
Jak wynika z informacji amerykańskiej
Narodowej Komisji ds. Prawodawstwa Stanowego, o podobnych przepisach (do ustawy stanu Maine) myślą
władze aż 30 stanów…
Tymczasem, po drugie stronie
Atlantyku…
Na Starym Kontynencie walka o GMO wre, czego
dowodem jest wyrok Sądu (dawniej:
Sądu Pierwszej Instancji ETS) z dnia 13 grudnia 2013 roku w sprawie Węgry v. Komisja Europejska (T-240/10). Komisja Europejska dostała
od Trybunału Sprawiedliwości UE przysłowiowego łupnia!
Węgry, jako strona skarżąca były popierane przez Francję, Luksemburg,
Austrię… i Polskę (co cieszy). ETS „rozjechał” argumentację pełnomocników
Komisji Europejskiej (zwłaszcza w zakresie postępowania dowodowego – niewystarczających badań naukowych) i
stwierdził nieważność decyzji Komisji 2010/135/UE z dnia 2 marca 2010 roku
dotyczącej wprowadzania do obrotu, zgodnie z dyrektywą 2001/18/WE Parlamentu
Europejskiego i Rady, produktu
ziemniaczanego (Solanum tuberosum L.
linii EH92-527-1) zmodyfikowanego genetycznie w celu zwiększenia zawartości amylopektyny stanowiącej składnik skrobi…
(dalszej części sentencji oszczędziłem czytelnikom ze zrozumiałych względów).
Żeby jednak nie było nam za wesoło, KE i tak rozważa wprowadzenie na
unijny rynek zmodyfikowanej kukurydzy GMO 1507. Co prawda, większość krajów
opowiedziała się przeciwko dopuszczeniu jej do uprawy, ale wg KE była to
„niewystarczająca większość” (sic!).
W głosowaniu 11 lutego br. w Parlamencie Europejskim, 19 krajów, w tym
Polska, było przeciw tzw. autoryzacji kukurydzy GMO 1507, o którą producent
(Pioneer) star się już 12 lat! Według europosłów,
Komisja nie powinna występować o zatwierdzenie nowych odmian GMO, a także odnawiać zezwoleń, do czasu poprawy metod oceny ryzyka.
W chwili obecnej na skalę komercyjną w
Unii można uprawiać tylko modyfikowaną kukurydzę MON 810. Dopuszczony do obrotu
ziemniak Amflora został wycofany z unijnego rynku w styczniu 2012 roku przez
producenta (BASF).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz