środa, 19 lutego 2014

Prawo ekologiczne porównawcze cz. 5 Amerykanie znakują żywność z dodatkiem GMO czyli stan Maine po stronie środowiska i konsumentów. Europa wciąż walczy z koncernami biotechnologicznymi i ich modyfikowanymi roślinami…



Amerykanie, mimo powszechnej aprobaty tamtejszych władz i lobbyingu koncernów m.in. Monsanto na rzecz GMO (USA ma największy udział w uprawach genetycznie modyfikowanych roślin, na dalszych miejscach: Kanada, Argentyna i Brazylia!) nie dają za wygraną. Koncerny promujące uprawy roślin GMO, także…

Civil war?
Amerykański stan Maine jest drugim (po Connecticut) stanem, w którym uchwalono ustawę o znakowaniu żywności (pełna nazwa: Ustawa o ochronie prawa konsumentów żywności stanu Maine do informacji na temat genetycznie modyfikowanej żywności i materiału siewnego). Dużą rolę w tym procesie legislacyjnym odegrały rozmaite lokalne organizacje obywatelskie (ekologiczne, konsumenckie…), co jest godne pochwały (vox populi, jakby nie było).
Inną sprawą jest to, że Amerykanie wprowadzają coś, co już od dawna funkcjonuje w Europie (w tym również w Polsce). Pytanie, czy europejskie (i polskie) regulacje są skutecznie egzekwowane? Być może wielu umknął fakt, że już w 2008 roku Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła kontrolę w zakresie postępowania z organizmami genetycznie zmodyfikowanymi, oceniając negatywnie  system nadzoru i kontroli nad uwolnionymi do środowiska oraz wprowadzonymi do obrotu GMO. Nie utworzono rejestru upraw GM, zgodnie z art. 31 ust. 3 lit. b dyrektywy 2001/18/WE, a trwające już od 2004 roku (?!) prace nad ustawą – Prawo o organizmach genetycznie zmodyfikowanych, nie zostały zakończone. Pozostawiam bez komentarza.
Jak wynika z informacji amerykańskiej Narodowej Komisji ds. Prawodawstwa Stanowego, o podobnych przepisach (do ustawy stanu Maine) myślą władze aż 30 stanów…

Tymczasem, po drugie stronie Atlantyku…
Na Starym Kontynencie walka o GMO wre, czego dowodem jest wyrok Sądu (dawniej: Sądu Pierwszej Instancji ETS) z dnia 13 grudnia 2013 roku w sprawie Węgry v. Komisja Europejska (T-240/10). Komisja Europejska dostała od Trybunału Sprawiedliwości UE przysłowiowego łupnia!
Węgry, jako strona skarżąca były popierane przez Francję, Luksemburg, Austrię… i Polskę (co cieszy). ETS „rozjechał” argumentację pełnomocników Komisji Europejskiej (zwłaszcza w zakresie postępowania dowodowego – niewystarczających badań naukowych) i stwierdził nieważność decyzji Komisji 2010/135/UE z dnia 2 marca 2010 roku dotyczącej wprowadzania do obrotu, zgodnie z dyrektywą 2001/18/WE Parlamentu Europejskiego i Rady, produktu ziemniaczanego (Solanum tuberosum L. linii EH92-527-1) zmodyfikowanego genetycznie w celu zwiększenia zawartości amylopektyny stanowiącej składnik skrobi… (dalszej części sentencji oszczędziłem czytelnikom ze zrozumiałych względów).
Żeby jednak nie było nam za wesoło, KE i tak rozważa wprowadzenie na unijny rynek zmodyfikowanej kukurydzy GMO 1507. Co prawda, większość krajów opowiedziała się przeciwko dopuszczeniu jej do uprawy, ale wg KE była to „niewystarczająca większość” (sic!).
W głosowaniu 11 lutego br. w Parlamencie Europejskim, 19 krajów, w tym Polska, było przeciw tzw. autoryzacji kukurydzy GMO 1507, o którą producent (Pioneer) star się już 12 lat! Według europosłów, Komisja nie powinna występować o zatwierdzenie nowych odmian GMO, a także odnawiać zezwoleń, do czasu poprawy metod oceny ryzyka.
W chwili obecnej na skalę komercyjną w Unii można uprawiać tylko modyfikowaną kukurydzę MON 810. Dopuszczony do obrotu ziemniak Amflora został wycofany z unijnego rynku w styczniu 2012 roku przez producenta (BASF).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz