Subiektywne,
„krakowskie” spojrzenie…
Po niespodziewanie łagodnej zimie nadeszła wiosna, a wraz
z nią pora na aktywność fizyczną przy pieleniu grządek i sadzeniu warzyw na
wolnym (ale niekoniecznie świeżym) powietrzu. W miastach (oraz ich sąsiednich miejscowościach) istnieją do dziś ogrody
działkowe, będące formami zieleni miejskiej, tak ważnej w czasach
niekontrolowanej urbanizacji oraz przeznaczania kolejnych gruntów rolnych i leśnych
pod zabudowę (ze szkodą dla środowiska naturalnego). Czy ogrody działkowe są
potrzebne? Czy pełnią swe funkcje w rzeczywistości? Obawiam się, że nie…
Daleki jestem od urządzania nagonki na samą ideę ogrodów
działkowych. Ustawa z dnia 13 grudnia 2013 roku o rodzinnych ogrodach działkowych, która
weszła w życie w styczniu br., na razie ocaliła ROD przed zakusami deweloperów,
którzy (jak to w biznesie, maksymalizują zyski) chcieliby „zalać” te tereny
betonem, a przynajmniej zarobić na dzierżawie. Że nie jest to wizja z
pogranicza fantastyki, przekonali się słowaccy działkowcy, kiedy w 2011 roku
tamtejsze ogrody działkowe wykupili deweloperzy, po czym podwyższyli działkowcom
roczny czynsz dzierżawny z 4 euro na 1500 euro za 700 m2!
Często
mówi się o tym, że ogrody działkowe to relikt komunizmu. I tak i nie!
Ruch
ogrodnictwa działkowego w Polsce ma ponad 110 lat i jest pochodną doświadczeń nienieckich
i brytyjskich z XIX wieku. Niestety, po II wojnie światowej idea ta została wypaczona
przez władze komunistyczne, które widziały w „pracowniczych” ogrodach
działkowych element tzw. walki klas tj. klasy robotniczej użytkującej „wywłaszczone”
grunty i „obszarników” (do dziś toczą się spory reprywatyzacyjne, których przedmiotem
są ogrody działkowe)…
Wspomnę
tylko, że Polski Związek Działkowców pozostaje reliktem z poprzedniego ustroju
(do niedawna miał monopol na zarządzanie ogrodami), z ogrodów korzystają
najczęściej ci, którzy należeli do uprzywilejowanych grup zawodowych w PRL, a
poprzednie akty prawne zawierały takie „perełki” jak „użytkowanie”, które nie
było użytkowaniem w rozumieniu przepisów kodeksu cywilnego (!) czy odrębna
własność altan i nasadzeń (drzew) od gruntu, co jest pogwałceniem rzymskiej
zasady superficies solo cedit (to co jest na
powierzchni przypada gruntowi). Do tego, działkowcy nie chcą przyjąć
do wiadomości, że nie są właścicielami gruntów (grunty należą, co do zasady, do gmin – art. 8 ustawy z 2013
roku…). Takie naleciałości z „czasów słusznie minionych”…
Ustawa z dnia 9 marca 1949 roku o
pracowniczych ogrodach działkowych wskazywała, że „celem pracowniczego ogrodu działkowego jest stworzenie
ludziom pracy i ich rodzinom możliwości wykorzystania wolnego czasu z pożytkiem
dla zdrowia oraz poprawa ich sytuacji gospodarczej drogą uzyskania ziemiopłodów
na potrzeby własnego gospodarstwa domowego” (co ciekawe, wcześniejszy dekret z dnia 25 czerwca 1946 roku o
ogrodach działkowych nie był tak „ideologiczny”). Nie było bynajmniej mowy o jakichkolwiek
aspektach „środowiskowych”.
Kolejna
ustawa z dnia 6 maja 1981 roku o pracowniczych ogrodach działkowych stanowiła postęp (jak na warunki
PRL), bowiem uznawała ogrody za tereny zielone, objęte ochroną prawną
przewidzianą w „pionierskiej” ustawie z
dnia 31 stycznia 1980 roku o ochronie i kształtowaniu środowiska.
Jednak dopiero
ustawa z dnia 8 lipca 2005 roku o rodzinnych ogrodach działkowych
uwypukliła znaczenie tych terenów dla środowiska (ekosystemów miejskich i
gminnych). ROD, jako miejskie tereny zielone miały pełnić funkcje takie jak: przywracanie
społeczności i przyrodzie terenów zdegradowanych, ochronę środowiska
przyrodniczego, kształtowanie zdrowego otoczenia człowieka, pozytywny wpływ
na warunki ekologiczne w miastach, ochronę składników przyrody oraz poprawę
warunków bytowych społeczności miejskich. Zadaniem PZD było wszechstronne działanie na rzecz ochrony przyrody i środowiska.
ROD podlegały i podlegają nadal
rygorom ustawy z dnia 3 lutego 1995 roku o ochronie gruntów rolnych i leśnych m.in.
ograniczaniu przeznaczania ich na cele nierolnicze, zapobieganiu degradacji, prowadzeniu
ich rekultywacji czy ograniczaniu zmian naturalnego ukształtowania powierzchni
ziemi, co jest niewątpliwie słusznym zamierzeniem ustawodawcy. Nowa ustawa
zakłada także podniesienie standardów ekologicznych czy oddziaływanie na poprawę warunków ekologicznych w gminach (art. 3 – 5).
Dlaczego więc mit prawny?
Zarządy ROD „pilnują porządku”
co oznacza w praktyce zwalczanie upraw ekologicznych jako nieładu. Najczęściej
pielęgnuje się trawniki, obsadza działki krzewami ozdobnymi, a warzywa „podlewa” herbicydami. Jaki ma to wpływ na florę i faunę otoczenia,
nie trzeba tłumaczyć nikomu (tak przy okazji, zanik populacji wróbli w miastach
jest spowodowany m.in. niszczeniem tradycyjnej roślinności i zastępowanie jej „ozdobnymi”
zamiennikami). Brak rozwiązań prawnych wzorowanych na tych zawartych w ustawie z dnia 25
czerwca 2009 roku o rolnictwie ekologicznym, odnośnie
użycia środków chemicznych, nawożenia i
innych aspektów tzw. dobrej kultury rolnej. Skoro ROD to grunty rolne...
Innym
problemem jest introdukcja obcych gatunków roślin, zaliczanych do gatunków
inwazyjnych np. rdestu sachalińskiego wypierającego rodzime rośliny. Tutaj
również brakuje odpowiednich rozwiązań. Co prawda, nowa ustawa odwołuje się do
ustawy o ochronie przyrody, ale w tej drugiej nie uregulowano w pełni
problematyki gatunków inwazyjnych…
Kolejnym
ciosem wymierzonym w mit ogrodów działkowych jest brak instrumentów prawnych, eliminujących
„stare” ogrody działkowe lub wymuszających ich rekultywację/remediację. Mam na
myśli ogrody zakładane w czasach PRL, niejednokrotnie w pobliżu ruchliwych dróg
czy dużych zakładów przemysłowych. Posłużę się tutaj przykładem krakowskim: mapa sporządzona
kiedyś przez Państwowy Instytut Geologiczny
– Państwowy Instytutu Badawczy w Warszawie pokazuje dobitnie, ze spora część
ogrodów działkowych znajduje się na gruntach o wysokim stężeniu rtęci. A co z pozostałymi
metalami ciężkimi? Działkowcom życzę smacznych warzyw! Być może
zbliżająca się nowelizacja ustaw środowiskowych, powiązana z wdrożeniem
dyrektywy IED coś zmieni…
Na deser, kolejny problem –
azbest. Z wiarygodnych źródeł pozyskałem informacje, że część altan znajdujących
się na terenach ROD pokryta jest eternitem (kod odpadu 17 06 05*). Jak
wiadomo, usuwanie azbestu w Polsce trwa… i trwa. Dopóki płyty azbestowo –
cementowe są całe, nie ma problemu. Tyle, że część ROD jest zaniedbana (żeby
nie powiedzieć zdewastowana), stanowiąc raj dla „złomiarzy” i amatorów taniego
alkoholu „pod chmurką”. W każdym razie, omija się takie miejsca z daleka, szczególnie wieczorową porą...
Jeżeli dodamy do tego spalanie liści (obecnie art. 31
ust. 7 ustawy z dnia 14 grudnia 2012 roku o odpadach dopuszcza to wyjątkowo) wraz z plastikowymi
butelkami, w ramach tzw. „porządków”, to otrzymujemy smutny obraz rodzinnych (ale nie do
końca ekologicznych) ogrodów działkowych. Oczywiście są zadbane ROD (mieszkam w sąsiedztwie takiego!), ale...
Potrzeba zmian w szeregu ustaw, a przede wszystkim zmiany
podejścia do zarządzania ogrodami działkowymi. Nawiasem mówiąc, znacznie lepszym rozwiązaniem
byłoby utworzenie na miejscu ROD tzw. town and village greens, czyli
ogólnodostępnych terenów zielonych z zakazem zabudowy i prowadzenia działalności
gospodarczej, funkcjonujących Wielkiej Brytanii i Australii.
Rodzinne ogrody działkowe są dziś dostępne wyłącznie dla działkowców,
natomiast Park Jordana, Łazienki czy Central Park… Otóż to!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz