czwartek, 7 sierpnia 2014

Prawo ekologiczne porównawcze cz. 9. Ubezpieczenia ekologiczne w Finlandii a sprawa polska. Ubezpieczenia od odpowiedzialności administracyjnej...



W zasadzie nie ma czego porównywać – w Polsce brak obowiązkowego ubezpieczenia od szkód „ekologicznych”, poza przypadkami określonymi w ustawie – prawo atomowe i Kodeksie morskim (tyle, że w obu przypadkach takie rozwiązania legislacyjne wymusiły normy prawa międzynarodowego!).
Jak już kiedyś pisałem, główną przeszkodą w budowie polskiego systemu obowiązkowych ubezpieczeń ekologicznych są przepisy ustawy z dnia 22 maja 2003 roku o ubezpieczeniach obowiązkowych, Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze Ubezpieczycieli Komunikacyjnych. Obecnie ubezpieczyciele nie odpowiadają za jakiekolwiek szkody polegające na zanieczyszczeniu lub skażeniu środowiska, w ramach ubezpieczeń OC odpowiedzialności rolników i posiadaczy pojazdów mechanicznych. W przypadku ubezpieczeń OC rolników, zakres ubezpieczenia nie obejmuje też szkód górniczych, które niejednokrotnie są szkodami w środowisku!  

Ubezpieczenie od odpowiedzialności administracyjnej?
Jeszcze innym, poważnym niedomaganiem polskiego systemu ubezpieczeń jest brak obowiązkowych ubezpieczeń od odpowiedzialności administracyjnej. Cóż to takiego, zapyta niejeden? Otóż, tzw. „ustawa szkodowa” (czyli ustawa o zapobieganiu szkodom w środowisku), a także ustawa – prawo ochrony środowiska, przewidują odpowiedzialność administracyjną przede wszystkim o charakterze finansowym (kary pieniężne, koszty działań naprawczych).
Odpowiedzialność administracyjna została uregulowana zarówno w ustawie – prawo ochrony środowiska jak i ustawie o zapobieganiu szkodom w środowisku. W Polsce brak jednak samodzielnych ubezpieczeń od takiej odpowiedzialności. Jeśli już, to są one oferowane w ramach klasycznych (dobrowolnych) polis ubezpieczeniowych. Problem w tym, że do takich ubezpieczeń jako „pozostałych ubezpieczeń majątkowych” (czyli innych niż ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej) nie stosuje się art. 822 oraz 827 § 2 Kodeksu cywilnego.  
Wspomniana ustawa o ubezpieczeniach obowiązkowych za ubezpieczenie obowiązkowe uznaje ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej oraz wyjątkowo, ubezpieczenie mienia, jakim jest ubezpieczenie budynków rolniczych.
I to wszystko pomimo zobowiązania nałożonego na państwa członkowskie UE przez art. 14 dyrektywy 2004/35/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 21 kwietnia 2004 roku w sprawie odpowiedzialności za środowisko w odniesieniu do zapobiegania i zaradzania szkodom wyrządzonym środowisku naturalnemu. Treścią tego zobowiązania jest zachęcanie do rozwijania instrumentów zabezpieczeń finansowych, m.in. ubezpieczeń gospodarczych.
Powstaje pytanie, co może być wypadkiem ubezpieczeniowym, jeżeli chodzi o ewentualną odpowiedzialność administracyjną? W przypadku odpowiedzialności cywilnej jest to zdarzenie będące przyczyną szkody, moment ujawnienia się szkody, wystąpienie szkody, zgłoszenie roszczeń odszkodowawczych (art. 822 § 2 k.c.). W przypadku odpowiedzialności administracyjnej pojawia się problem powstawania szkód środowisk z opóźnieniem, w przypadku okresowego korzystania ze środowiska. Konieczna byłaby nowelizacja ww. ustaw ubezpieczeniowych. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby strony umowy ubezpieczenia odpowiednio ukształtowały stosunek prawny... Wreszcie pozostaje kwestia tzw. kulancji ubezpieczeniowej, czyli wypłaty świadczenia przez ubezpieczyciela mimo posiadanej przez niego wiedzy o braku obowiązku zapłaty, głównie ze względów marketingowych (żeby zatrzymać cennego klienta)…
Zgodnie z art. 15 ustawy z dnia 22 maja 2003 roku o działalności ubezpieczeniowej, zakład ubezpieczeń wypłaca odszkodowanie lub świadczenie na podstawie uznania roszczenia uprawnionego z umowy ubezpieczenia w wyniku ustaleń dokonanych w tzw. postępowaniu likwidacyjnym (likwidacji szkody), zawartej z nim ugody lub prawomocnego orzeczenia sądu... A co z decyzją RDOŚ nakazującą nabywcy zanieczyszczonej nieruchomości podjęcie działań zapobiegawczych i naprawczych (np. usunięcia skażonej przez poprzedniego właściciela gleby)?
Temat ubezpieczenia od odpowiedzialności administracyjnej za szkody w środowisku został szerzej rozwinięty w artykule M. Lemkowskiej Ubezpieczenia odpowiedzialności administracyjnej za szkody w środowisku (Przegląd Asekuracyjny 2013/1/57 i nast.).

Jakaś alternatywa? Dobrowolne ubezpieczenie tytułu prawnego?
Pewnym wyjściem jest tzw. ubezpieczenie tytułu prawnego nieruchomości (title insurance), amerykański wynalazek polegający na sprawdzeniu stanu prawnego nieruchomości przez firmę ubezpieczeniową jeszcze przed zawarciem takiej polisy. Wtedy znacząco maleje ryzyko pojawienia się defektów prawnych w przyszłości, np. nierozpoznanych wcześniej roszczeń. Przykładem takiego roszczenia może być tzw. historyczne zanieczyszczenie ziemi i związany z tym obowiązek nabywcy „trefnej” nieruchomości usunięcia zanieczyszczeń (art. 15 „ustawy szkodowej”).
Jednakże w warunkach amerykańskich ubezpieczenia title insurance nie obejmują ryzyka szkód ekologicznych, ale dlatego, ze istnieje tam rozbudowany system obowiązkowych ubezpieczeń ekologicznych. Jeżeli chodzi o rynek polski, to spotkałem się z jedną polisą tego typu. Nawiasem mówiąc, krajowi ubezpieczyciele mogą mieć największe pole do popisu w przypadku roszczeń reprywatyzacyjnych, wiszącym nad naszym krajem niczym miecz Damoklesa…

Organy administracji publicznej też mają się ubezpieczać?
Ostatni raport GIOŚ o szkodach w środowisku za rok 2013 wskazuje, że na 55 przypadków bezpośrednich zagrożeń szkodą w środowisku i szkód w środowisku, sprawcami 6 z nich były organy administracji publicznej i podległe im jednostki budżetowe. Tak więc, nie tylko podmioty zaliczane do sektora prywatnego powinny myśleć o ubezpieczeniu!
Warto zauważyć, że słynna ustawa z dnia 20 stycznia 2011 roku o odpowiedzialności majątkowej funkcjonariuszy publicznych za rażące naruszenie prawa dotyczy sytuacji, w których poszczególni funkcjonariusze publiczni wyrządzili szkody przy wykonywaniu władzy publicznej i zostało to stwierdzone m.in. ostateczną decyzją administracyjną stwierdzającą nieważność decyzji lub prawomocnym wyrokiem sądu administracyjnego lub powszechnego stwierdzającym rażące naruszenie prawa. Poza tym, o ile nie udowodni się urzędnikowi winy umyślnej, to odpowiada on do wysokości dwunastokrotności jego miesięcznego wynagrodzenia. Łatwo więc się domyślić, że taka suma nie wystarczy na żadne poważne działania naprawcze…
Zresztą, urzędnicy też się ubezpieczają od tego rodzaju odpowiedzialności! Nie słyszałem natomiast o organach administracji publicznej posiadających polisy ubezpieczeniowe na wypadek szkód w środowisku…

W krainie białych nocy…
Fińska ustawa o ubezpieczeniu od szkód środowiskowych z dnia 30 stycznia 1998 roku (Laki ympäristövahinkovakuutuksesta) tak jak ustawa niemiecka, obejmuje szeroki zakres szkód środowiskowych (z jednym wyjątkiem – szkód w środowisku morskim, wyrządzonych przez oleje bunkrowe używane w transporcie morskim). Inna sprawa, że tamtejsi przedsiębiorcy mają do wyboru mnóstwo dobrowolnych ubezpieczeń (czyli polis typu Enviro). A więc, w telegraficznym skrócie...
Ustawa reguluje problematykę szkód ekologicznych wyrządzonych na terytorium Finlandii w wyniku działań prowadzonych w Finlandii (nie dotyczy więc szkód transgranicznych).
Obowiązkowi ubezpieczenia podlega każdy, kto podejmuje działalność o wysokim ryzyku dla środowiska lub powoduje szkody w środowisku. Specjalne regionalne centra monitoringu gromadzą informacje o szkodach  oraz wykupionych polisach. Ubezpieczyciele przedstawiają też ministrowi środowiska informacje dotyczące oferowanych polis. Co istotne, żaden ubezpieczyciel nie może odmówić zawarcia takiej umowy!
Świadczenie ubezpieczeniowe jest wypłacane, jeśli odszkodowania nie można uzyskać od sprawcy szkody lub gdy szkoda nie podlega naprawieniu z tytułu dobrowolnego ubezpieczenia. Świadczenie ubezpieczeniowe obejmuje koszty zapobiegania szkodom i naprawiania szkód. Dodatkowo, Centrum Ubezpieczeń Środowiskowych (czyli zrzeszenie ubezpieczycieli) wypłaca świadczenia, gdy sprawca nie jest ubezpieczony albo nie sposób go zidentyfikować.
Ci, którzy uchylają się od obowiązku ubezpieczenia, ponoszą specjalne opłaty sankcyjne (identyczne rozwiązanie przewiduje polska ustawa o ubezpieczeniach obowiązkowych)!
Maksymalne odszkodowanie (suma gwarancyjna) to 30 milionów euro, a w przypadku kilku zdarzeń w ciągu jednego (rocznego) okresu ubezpieczeniowego – 50 milionów euro.
Szkody wyrządzone przez to samo zanieczyszczenie lub porównywalna uciążliwość są uważane za jeden wypadek ubezpieczeniowy. Roszczenie wygasa po trzech latach od uzyskania przez poszkodowanego informacji o szkodzie. Wyjątkowo, ubezpieczyciel wypłaci świadczenie po upływie tego terminu, jednak nie później niż po 10 latach.
Ubezpieczenie ekologiczne obejmuje zarówno szkody w mieniu jak i szkody na osobie, które są traktowane priorytetowo! Wszelkie spory wynikłe z obowiązkowych ubezpieczeń ekologicznych rozstrzygają sądy okręgowe właściwe miejscowo dla powodów (w Polsce – dla pozwanych, zgodnie z zasadą actor sequitor forum rei).
Cóż, fińskie rozwiązania wyglądają obiecująco. Zawsze może być lepiej, ale nie będę wybrzydzał… Finlandia i tak jest „do przodu” w stosunku do Polski. W końcu musi dbać o swoje „zielone złoto” czyli lasy.

niedziela, 27 lipca 2014

NIK krytycznie o lokalizacji elektrowni wiatrowych.



Wczoraj NIK opublikowała wyniki kontroli, które mogą zainteresować nie tylko branżę energetyczną: http://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-elektrowniach-wiatrowych.html
Polecam!
 

Nanomateriały: zagrożenie dla środowiska.



Kto widział film SF pt. Dzień w którym zatrzymała się Ziemia (2008), w którym główną rolę grał Keanu Reeves? W jednej z końcowych scen pozaziemski robot zmienia się w chmarę mikroskopijnych robotów (tzw. „szarą masę”), niszczących wszystko na swojej drodze. Chwilę, chwilę czy to jest blog „filmowy” czy „środowiskowy”? Co to ma do rzeczy?
Otóż ma! Na tyle dużo, że Komisja Europejska wystosowała już dwa oficjalne komunikaty w sprawie zastosowania nanotechnologii (nanocząstek o rozmiarze poniżej 100 nanometrów czyli jednej milionowej milimetra!). A kilka dni temu rozpoczęła publiczne konsultacje w tej sprawie. Dlaczego?
 Warto wiedzieć o tym, że stosując nanostruktury można uzyskać nowe materiały o lepszych właściwościach fizykochemicznych do zastosowania np. w medycynie (zastawki serca), elektronice (produkcja półprzewodników) czy też jako produkty biobójcze. Niektórzy sądzą, że za kilka lat możliwe będzie budowanie swoistych „nanomaszyn” o rozmaitym przeznaczeniu.
Z obecnie istniejących „nanoproduktów” należy wymienić tzw. nanorurki węglowe, sadzę techniczną, fulereny, nanocząstki srebra, nanometryczny dwutlenek krzemu czy nanometryczny dwutlenek tytanu (uznany za rakotwórczy). Fulereny występują również w stanie naturalnym, choć w niewielkich ilościach. Są to co prawda materiały przyszłości, jednakże, podobnie jak w przypadku żywności zawierającej GMO, pojawia się coraz więcej znaków zapytania. Obecnie istnieje ponad 1000 „nanoproduktów” np. „inteligentne” farby czy mydło i skarpetki z antybakteryjnymi „pakietami”.
W przyrodzie również występują „nanocząsteczki”, czego doskonałą ilustracją jest DNA, pyłki roślin czy popiół wulkaniczny. Natomiast w wyniku działalności człowieka (szlifowania, używania drukarek czy spalania węgla w elektrociepłowniach) powstają aerozole złożone z takich maleńkich cząsteczek. Bać się czy nie bać? Cóż, opisywany problem dotyczy nowych substancji (ich mieszanin) stworzonych przez ludzi „na zamówienie”.  
Istnieje duże ryzyko niekontrolowanego uwolnienia takich małych cząstek do środowiska. Nie do końca wiadomo, jakie skutki miałoby to dla ludzi, roślin i zwierząt. Kto wie, być może takie jak azbest i PCB? Naukowcy przestrzegają, że niekontrolowane rozprzestrzenienie się swego rodzaju  samoreplikujących nanobotów może zagrażać zarówno biosferze jak i ludziom, poprzez akumulację w organizmach żywych i zmiany na poziomie komórkowym, zaburzając np. płodność. Uważa się, że wspomniane wcześniej nanocząstki srebra znajdujące się np. w skarpetkach mogą się łatwo oddzielić od tkaniny podczas prania. Wraz z wodą dostają się do naturalnych zbiorników wodnych, gdzie mogą niekorzystnie działać na faunę i florę.
Żeby było zabawniej, do tej pory nie powstały żadne kompleksowe regulacje prawne w tym zakresie. Nawet w osławionym unijnym rozporządzeniu REACH w sprawie rejestracji i klasyfikacji chemikaliów brakuje stosownych przepisów!!! Jedynie kilka substancji chemicznych zarejestrowanych przez Europejską Agencję Chemikaliów zawiera w swoim opisie słowo „nanocząsteczki” (podanie takiej informacji jest na dzień dzisiejszy nieobowiązkowe).
Próbuje temu zaradzić Dania, wprowadzając miesiąc temu nakaz rejestracji wszelkich wyrobów zawierających nanocząsteczki, tyle, że wspomniany rejestr nie będzie publicznie dostępny (cóż, tajemnica przedsiębiorstwa, a raczej wielkiego koncernu farmaceutycznego, wygrywa tutaj z prawem konsumentów do informacji…). Również Francja stara się uregulować tę kwestię poprzez dekret w sprawie zawartości substancji nanocząsteczkowych...
Co na to wszystko Unia Europejska? Jedynie rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) Nr 1223/2009 z dnia 30 listopada 2009 roku dotyczące produktów kosmetycznych, rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) Nr 1169/2011 z dnia 25 października 2011 roku w sprawie przekazywania konsumentom informacji na temat żywności a także rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) Nr 528/2012 z dnia 22 maja 2012 roku w sprawie udostępniania na rynku i stosowania produktów biobójczych zawierają (na domiar złego różne!) definicje „nanomateriału”... Jest to nierozpuszczalny lub biotrwały i celowo wytworzony materiał posiadający co najmniej jeden wymiar zewnętrzny lub strukturę wewnętrzną w skali od 1 do 100 nm. 
Natomiast rozporządzenie Komisji (UE) Nr 10/2011 z dnia 14 stycznia 2011 roku w sprawie materiałów i wyrobów z tworzyw sztucznych przeznaczonych do kontaktu z żywnością jest jedynym aktem prawnym, który wprost ogranicza użycie nanomateriałów!
Zakończenie publicznych konsultacji i rozpoczęcie prac legislacyjnych w tym temacie jest planowane na koniec 2014 roku. Zobaczymy, co z tego wyniknie…

czwartek, 24 lipca 2014

Trybunał Konstytucyjny: Nie ma znaczenia gdzie chronione zwierzęta wyrządzają szkody!



Dożynek (a właściwie dorzynania „paragrafów”) nadszedł czas! Po zeszłorocznym wyroku TK z dnia 3 lipca 2013 roku (sygn. akt P 49/11), w sprawie niekonstytucyjności art. 126 ust. 1 pkt 5 ustawy z dnia o ochronie przyrody, a także wyroku TK z dnia 10 lipca 2014 roku (sygn. akt P 19/13) w sprawie obwodów łowieckich, nadszedł czas na resztę ust. 1 i ust. 4 cyt. przepisu. Nie zamierzam się specjalnie rozwodzić nad wyrokiem z dnia 21 lipca 2014 roku (sygn. akt K 36/13) – polecam zeszłoroczny post (z dnia 12 lipca 2013 roku).
Nie jest chyba żadną niespodzianką, ze art. 126 ust. 1 pkt 1 – 4 i ust. 4 ustawy o ochronie przyrody zostały uchylone. Oczywiste jest, że ww. normy naruszały zasadę równości wobec prawa oraz równej ochrony własności. Szkoda, że dopiero teraz sprawa znalazła swój finał w TK – ilu poszkodowanych nie uzyskało stosownych rekompensat w skutek obowiązywania krzywdzących przepisów?
Teraz czas na art. 46 prawa łowieckiego (vide post z dnia 12 lipca br.)!