Od 1 stycznia 2012 roku
obowiązuje nowe prawo geologiczne i górnicze (czyli ustawa z dnia 9 czerwca 2011
roku). Ministerstwo Środowiska uznało przyjęcie nowej ustawy za sukces: http://www.mos.gov.pl/nowa_ustawa_prawo_geologiczne_i_gornicze/,
aczkolwiek trochę na wyrost… chociaż można dostrzec pewne pozytywne zmiany w stosunku
do ustawy z 1994 roku, także w zakresie ochrony środowiska. Ale po kolei…
Pierwszą zmianą, którą wypada
dobrze ocenić, jest wydłużenie terminu dochodzenia roszczeń przez poszkodowanych
szkodami górniczymi. Obecnie wynosi on 5 lat od momentu dowiedzenia się o
szkodzie, co jest korzystnym rozwiązaniem w stosunku do przepisów Kodeksu
cywilnego (art. 4421 k.c. wyznacza termin 3 lat od dnia, w którym
poszkodowany dowiedział się o szkodzie i o osobie obowiązanej do jej
naprawienia, jednakże dodatkowym ograniczeniem jest termin dziesięciu lat od
dnia, w którym nastąpiło zdarzenie wywołujące szkodę). Dla poszkodowanych przez
szkody górnicze jest to duże ułatwienie.
Nie trzeba nikomu udowadniać, że jest ich sporo,
zarówno w Polsce (Bytom, okolice Bełchatowa czy Wieliczka) czy za granicą (przykład szkód górniczych z Papui – Nowej Gwinei, będących równocześnie szkodami w
środowisku: http://www.atimes.com/oceania/AH13Ah01.html).
Szkodą
górniczą w środowisku naturalnym może być zapadlisko zniekształcające powierzchnie
ziemi poprzez jego zatopienie czy zabagnienie (dotyczy to kopalni głębinowych np. na Górnym Śląsku),
odwodnienie dużych obszarów, powodujące usychanie roślinności (okolice kopalni
odkrywkowych np. w Bełchatowie), zanieczyszczenie wód podziemnych i powierzchniowych rozmaitymi substancjami wypływającymi ze złóż lub hałd („ługowanie”,
które za oceanem nazywają acid mine
drainage), a także zanieczyszczenie gruntów, w tym zniszczenie użytków
rolnych…
Fot. Leandro Neumann Ciuffo. Wikimedia Commons.
Odpowiedzialność za szkody obejmuje także inne
podmioty prowadzące działalność regulowaną ustawą, nawet jeżeli nie stosuje się
do nich przepisów dotyczących ruchu zakładu górniczego, co zostało
doprecyzowane. Szkody górnicze (w tym środowiskowe) mogą być przecież wywołane
nie tylko „klasyczną” eksploatacją kopalin, ale również robotami podziemnymi
prowadzonymi w celach naukowych, badawczych, i szkoleniowych na potrzeby
geologii i górnictwa, drążeniem tuneli z zastosowaniem techniki górniczej,
wypełnianiem wyrobisk odpadami wydobywczymi, czy likwidacją zakładów górniczych.
Naprawienie szkody następuje obecnie według wyboru
poszkodowanego, czyli przez przywrócenie stanu poprzedniego lub przez zapłatę
odszkodowania. Tym samym odchodzi się od obowiązkowego przywracania stanu
poprzedniego, co było przedmiotem krytyki samych poszkodowanych, a także Najwyższej
Izby Kontroli w informacji z przeprowadzonej w 2011 roku kontroli (P/11/132). Do
tego problemu odniósł się zresztą Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 30 czerwca 2011 roku (sygn. akt III CSK 10/11). Jeszcze innym
ułatwieniem dla poszkodowanych jest możliwość wydłużenia terminu zawarcia ugody
z przedsiębiorcą (lub innym odpowiedzialnym podmiotem).
Rosyjska kopalnia diamentów. Fot. Alexander Stapanov. Wikimedia Commons.
Tutaj kończą się plusy…
Po pierwsze, brak definicji szkody górniczej. Taką definicję
zawierał art. 53 dekretu z dnia 6 maja 1953 roku – Prawo górnicze. Definicja
nie wskazywała wprost na elementy środowiska, lecz na części składowe
nieruchomości (a więc drzewa i inne rośliny stosownie do treści art. 48 k.c.).
Oczywiście w kodeksie cywilnym też nie sformułowano definicji
szkody, jednak od czasów rozporządzenia Prezydenta RP z mocą ustawy z dnia 29
listopada 1930 roku – Prawo górnicze, uznawano, ze prawo górnicze i geologiczne
to odrębna regulacja w stosunku do prawa cywilnego… Nie wspominając o tym, że
do oceniania szkód górniczych nie wystarczą zasady logicznego rozumowania i
doświadczenia życiowego (jak przy klasycznych szkodach materialnych np.
uszkodzeniu samochodu, czy utracie zarobków). Aby ocenić charakter i rozmiar
szkód górniczych, należy zasięgnąć opinii biegłych z zakresu geologii,
górnictwa, budownictwa czy ochrony środowiska. Cała nadzieja poszkodowanych w
sądach powszechnych, które na wzór amerykańskich, muszą tworzyć swego rodzaju
„precedensy”…
Po drugie, brak definicji wód kopalnianych. Tutaj trzeba
odwołać się do orzecznictwa.
NSA w wyroku z dnia 2 czerwca 1998 roku (sygn. akt IV SA
1235/96) uznał, że wodą kopalnianą jest wszelka woda pochodząca z wyrobisk
górniczych (wydobywana zarówno przy podziemnej jaki i odkrywkowej eksploatacji
złoża), natomiast Sąd Najwyższy, w wyroku z dnia 9 czerwca 1999 roku (sygn. akt III RN 11/99) rozszerzył to pojęcie o
wodę pojawiającą się w wyrobiskach górniczych także po zakończeniu eksploatacji
złoża.
Jakie to ma znaczenie dla środowiska? Wody kopalniane są
zakwaszone i zasolone, a ich wypływ zanieczyszcza wody podziemne i
powierzchniowe (jeszcze nie tak dawno Wisła nie zamarzała w zimie!).
Pomimo tego, że korzystanie z wód kopalnianych jest
szczególnym korzystaniem z wód (w rozumieniu prawa wodnego) i polega m.in. na
wprowadzaniu ich (jako ścieków) do wód lub do ziemi, jest wyłączone z reżimu
opłat za korzystanie ze środowiska, w rozumieniu art. 273 ustawy – prawo ochrony
srodowiska (art. 20 p.g.g. stanowi, że: Korzystanie z wód kopalnianych dla
zaspokojenia potrzeb zakładu górniczego jest bezpłatne.).
Nie jestem bynajmniej przeciwnikiem kopalni węgla (zresztą
na razie trudno z nich zrezygnować…), ale takie zwolnienie kopalni z „opłat
środowiskowych” jest wątpliwym rozwiązaniem.
Śmiesznym (pozornie) wydaje się więc okoliczność podpisania
w 1996 roku polsko – czeskiej umowy o ochronie wód rzek granicznych rzeki Olzy.
Czeskie prawo geologiczne (art. 40) zawiera definicję wód kopalnianych! Czy
możemy więc mówić o „czeskim filmie”? Czy też raczej o „polskiej komedii”?
Hans Hesse: Annaberger Bergaltar (1521). Wikimedia Commons.
Kolejnym kamyczkiem do
ogródka jest niedostateczna regulacja naprawiania szkód polegających na zaniku
wód (co jest dotkliwe zarówno dla ludzi jaki przyrody).
Nadal podtrzymano połowiczne
rozwiązanie, przyznające poszkodowanym roszczenie o bezpłatne
dostarczanie niezbędnej ilości wody. Co to jest „niezbędna ilość”? Co to jest „zanik
wody lub utrata jej przydatności”? Czy nasz ustawodawca nie zapomniał o tym, że
„poszkodowanym” może być także środowisko naturalne np. lasy czy łąki wokół kopalni
odkrywkowych? Pytania można mnożyć… O ile w literaturze przedmiotu (prof. A.
Lipiński, prof. R. Mikosz) wskazuje się, że zabezpieczeniem roszczeń w postaci
braku wody dla ludzi może być budowa wodociągu, to w przypadku środowiska
naturalnego brak sensownych rozwiązań (może budowa systemu nawadniania?).
Gdyby tak planowana nowelizacja
prawa geologicznego i górniczego (mająca ułatwić eksploatację gazu łupkowego) mogła
to zmienić. Ale nie zmieni… Szkoda, bo eksploatacja gazu łupkowego oznacza
wykorzystanie dużych ilości wody (które z pewnością będą mieścić się w „definicjach”
sformułowanych przez NSA i SN).
Poprawa tych przepisów, a także
regulacji w zakresie szkód górniczych tak naprawdę ułatwiłaby wydobycie gazu
łupkowego i wytrąciła argumenty z rąk niektórych organizacji ekologicznych (podejrzewanych
o działanie na rzecz pewnego koncernu energetycznego zza wschodniej granicy…).
Tak często demonizowany gaz
łupkowy jest niezbędny dla poprawy bezpieczeństwa energetycznego Polski, a przy
odpowiedniej eksploatacji, wcale nie musi powodować „katastrofalnych” szkód w
środowisku. Dowodem tego jest chociażby raport EPA (amerykańskiej Agencji
Ochrony Środowiska) w sprawie domniemanego zanieczyszczenia wód wskutek
szczelinowania hydraulicznego: http://www2.epa.gov/region8/pavillion.
Warto wiedzieć, że tzw. Ramowa Dyrektywa Wodna zezwala na dwa odstępstwa od obowiązku poprawy stanu wód, m.in. w zakresie emisji zasolonych wód z odwodnienia zakładów górniczych - „brak możliwości technicznych" oraz „nieproporcjonalnie duże koszty"...
OdpowiedzUsuń