Ostatnio nasz kraj obiegła wiadomość,
że Najwyższa Izba Kontroli zamierza sprawdzić działalność gmin i organów
nadzoru budowlanego w zakresie uchwalania dokumentów planistycznych i wydawania
decyzji administracyjnych w związku z realizacją inwestycji jakimi są tzw.
farmy wiatrowe. Skąd taka inicjatywa? Z całej Polski napływają do NIK (i nie
tylko tam) liczne skargi mieszkańców domów, w sąsiedztwie których realizowane
są projekty z zakresu energetyki wiatrowej. NIK ma też sprawdzić zarzut tzw.
„sponsoringu” czyli współfinansowania
przez inwestorów planów zagospodarowania przestrzennego w gminach, w których mają powstać „wiatraki”. Ponieważ farmy wiatrowe nie są
inwestycjami celu publicznego (na co wskazał wyraźnie w swoich wyrokach NSA),
takie praktyki są niezgodne z prawem.
Branża
„wiatrowa” nie będzie miała łatwego życia. Sejm rozpoczął już pracę nad tzw.
„ustawą krajobrazową (vide post z
dnia 2 lipca br.) czyli prezydenckim projektem ustawy o zmianie niektórych ustaw w związku ze wzmocnieniem narzędzi ochrony krajobrazu.
Ustawa wzbudziła zastrzeżenia samorządowców, gdyż zgodę na lokalizację
inwestycji farm wiatrowych oddają organom samorządu wojewódzkiego kompetencje w
zakresie wydawania zgody na lokalizację (ciekawe dlaczego tak się tym
martwią?). Z kronikarskiego obowiązku
przypomnę, że gminy miały kiedyś kompetencję do wydawania pozwoleń budowlanych,
ale po jednej z kontroli NIK (!), która wykryła nieprawidłowości, w 2003 roku znowelizowano prawo budowlane (obecnie co do zasady, organem
właściwym jest starosta)…
Jedno nie budzi wątpliwości: krajobraz
jest częścią środowiska, zatem również jego ochrona ma rangę konstytucyjną, co
podkreślono w uzasadnieniu projektu ustawy.
Mając na względzie skargi mieszkańców, a
także apele niektórych samorządowców z województwa warmińsko – mazurskiego, posłowie PiS i SP utworzyli
Parlamentarny Zespół ds. energii wiatrowej bezpiecznej dla ludzi i środowiska.
Postulują m.in. aby minimalna odległość farm wiatrowych od zabudowań wynosiła aż 3
kilometry! Swoją „cegiełkę” dołożył także Greenpeace Polska – stanowisko
organizacji jest dość umiarkowane, ale „pomiędzy wierszami” można wyczytać, że
energetyka wiatrowa może wiązać się z zaistnieniem szkód w środowisku (także szkód na zdrowiu ludzi). Jakiś czas temu Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej zbierało od marszałków województw informacje na temat możliwości ograniczenia lokalizacji farm wiatrowych...
Nie będę się rozpisywał w tym miejscu
nad licznymi zarzutami, jakie są stawiane farmom wiatrowym. Zarówno polskie jak
i zagraniczne źródła wskazują na hałas, wibracje czy oszpecenie krajobrazu… Strony
internetowe poświęcone protestom przeciw „wiatrakom” są dowodem, iż nie
jest to wyłącznie problem Polski: http://saveourseashore.org/?m=201310 https://www.facebook.com/TurbineWatch312?v=wall.
Abstrahując od tego czy zarzuty są zasadne czy też nie (choć
w mojej osobistej ocenie raczej tak), trzeba zwrócić uwagę na fakt małej
efektywności farm wiatrowych – największa farma wiatrowa na świecie to amerykańska
Alta
Wind Energy Center w Kalifornii (1320 MW/36 km2 powierzchni), natomiast
znakomita większość farm zajmuje o wiele większe powierzchnie niż tradycyjne
elektrownie węglowe, produkując kilka razy mniej energii (pod warunkiem, że
wieje wiatr!). Warto także dodać, że duńskie, niemieckie i hiszpańskie
koncerny z branży energetyki wiatrowej zrealizowały niektóre polskie projekty w
oparciu o wyeksploatowane turbiny, które zostały zastąpione w macierzystych państwach
nowymi i bardziej efektywnymi turbinami (tzw. repowering),
co także daje do myślenia…
To wszystko należy jednak do sfery prawa administracyjnego. Warto
jednak zadać pytanie, jak kwestia farm wiatrowych wygląda z perspektywy
cywilistycznej?
Jeśli chodzi o polskie
prawo, art. 144 k.c. dość enigmatycznie wskazuje, że: Właściciel nieruchomości powinien przy wykonywaniu swego prawa
powstrzymywać się od działań, które by zakłócały korzystanie z nieruchomości
sąsiednich ponad przeciętną miarę, wynikającą ze społeczno – gospodarczego przeznaczenia nieruchomości
i stosunków miejscowych. Na szczęście judykatura Sądu Najwyższego
przychodzi z pomocą…
Jeżeli chodzi o prawo obce, najlepszym przykładem będzie § 906 niemieckiego kodeksu cywilnego BGB (o którym
wcześniej pisałem...) – wskazuje wprost na rodzaje szkodliwych oddziaływań na
nieruchomości sąsiednie, w tym na hałas i wibracje, co w przypadku farm
wiatrowych jest jak znalazł!
Jednak prawdziwą „perełką” (dla tych,
którzy chcieliby pozwać właścicieli niemieckich farm wiatrowych) jest treść §
907 BGB w następującym brzmieniu: Właściciel gruntu może żądać, aby na sąsiednich gruntach
nie dokonywano ani nie utrzymywano takich urządzeń, co do których z
pewnością należy przewidywać, ze ich istnienie lub używanie pociągnie za sobą
niedopuszczalne oddziaływanie na jego grunt. Jeżeli urządzenie odpowiada
postanowieniom ustaw, przepisującym pewien określony odstęp od granicy gruntu
lub inne środki ochronne, można dopiero wtedy żądać usunięcia urządzenia, gdy
niedopuszczalne oddziaływanie rzeczywiście się okaże. Zwłaszcza zdanie drugie może mieć znaczenie, jeżeli (niemiecki) pozwany
powołałby się na zgodność projektu inwestycji z tamtejszym prawem budowlanym i planami
zagospodarowania przestrzennego…
Hiszpański Codigo Civile wskazuje w art. 590
jedynie na potrzebę podjęcia działań ochronnych, nie wskazując wprost rodzajów
zagrożeń dla sąsiednich nieruchomości…
Najciekawsze jest jednak to,
że francuski kodeks cywilny (w przeciwieństwie do polskiego, niemieckiego czy hiszpańskiego)
w żaden sposób nie reguluje kwestii immisji ani odpowiedzialności na zasadzie
ryzyka (jednak tamtejsze sądy wypracowały odpowiednią linię orzeczniczą na
podstawie odrębnych przepisów)!
Nie przeszkodziło to jednak
Sądowi Wielkiej Instancji w Montpellier (odpowiednik naszych sądów okręgowych) wydać
kilka tygodni temu bardzo ważnego orzeczenia w sprawie szkodliwego
oddziaływania farmy wiatrowej na pobliskie nieruchomości! Sąd ten rozpatrywał
powództwo właścicieli zabytkowej rezydencji (warto wiedzieć, że we Francji
dobra kultury są bardzo silnie chronione, m.in. przez przepisy kodeksu
cywilnego!) przeciwko spółce zależnej francuskiego koncernu energetycznego, do
której należy farma wiatrowa składająca się z 10 turbin. Sprawa ta dotyczyła
posiadłości w Normandii, ale rozpatrywał ją sąd w Montpellier na południu
Francji (kto wie, być może powodowie zażądali wyłączenia sędziów i sprawę
trzeba było przenieść, albo sam sąd uznał się za niewłaściwy w sprawie?). Materiały
prasowe: http://www.lefigaro.fr/actualite-france/2013/10/02/01016-20131002ARTFIG00261-nord-pas-de-calais-la-justice-ordonne-la-demolition-de-10-eoliennes.php;
http://www.connexionfrance.com/wind-farm-turbines-demolition-noise-nuisance-15090-view-article.htm
Warto zaznaczyć, ze sąd nie
rozpatrywał spadku wartości nieruchomości, co mogłoby być bardzo ważnym argumentem na
rzecz strony powodowej (podobnie jak w Polsce, w procesach sądowych dotyczących
obszarów ograniczonego użytkowania)! Sąd w Montpellier nie brał pod uwagę
także wartości historycznej zabytku, kosztów jakie poniósł inwestor budując
turbiny oraz użyteczności publicznej (energia elektryczna dla okolicznych
miejscowości). Tak na marginesie, polski sąd także nie brałby pod uwagę
ostatniego argumentu (NSA potwierdził, że budowa elektrowni wiatrowych nie jest
inwestycją celu publicznego).
Francuski sąd wziął za to
pod rozwagę naruszenie walorów estetycznych okolicy, jak się wyraził, „degradację
środowiskową wiejskiego krajobrazu”. Zapewne miał w pamięci, iż Francja znalazła się w gronie 38 europejskich państw, które ratyfikowały Europejską
Konwencję Krajobrazową z 2000 roku (wiele państw, w tym także Polska uznaje
krajobraz za element środowiska). Kolejnymi immisjami,
negatywnie oddziałującymi na nieruchomość powodów, były zanieczyszczenia w
postaci nadmiernego hałasu i tzw. „efektu migotania” (czerwone i białe światła
co 2 sekundy, przez całą dobę).
Jaki był werdykt? Dla spółki
– miażdżący: nie dość, że nakazano jej demontaż 10 turbin wiatrowych, to
musi zapłacić powodom 37,500 euro odszkodowania. Spółka ma 4 miesiące na
demontaż, po tej dacie ma płacić 500 euro kary dziennie za zwłokę.
Nie jest ot pierwsza tego
typu sprawa we Francji – w 2010 roku sąd w Narbonne wydał podobny wyrok, ale w
kolejnej instancji sprawa ta zakończyła się ugodą. Pozwana spółka oczywiście
złożyła apelację, jednak nie wróżę jej sukcesu.
Dlaczego? We Francji trwają prace
nad nowelizacją kodeksu cywilnego w zakresie odpowiedzialności za czyny niedozwolone (a w szczególności odpowiedzialności na zasadzie ryzyka). Być może francuskie
przepisy będą podobne do § 907 niemieckiego BGB lub art. 435 naszego k.c.?
Norma § 907 BGB przyznaje właścicielowi
nieruchomości roszczenie o usunięcia urządzenia, gdy niedopuszczalne
oddziaływanie dopiero rzeczywiście się okaże (pomimo, iż urządzenie to odpowiada postanowieniom ustaw).
Jest to rozwiązanie podobne do art. 325 ustawy – Prawo ochrony
środowiska. Norweskie i holenderskie
prawo również zawiera normy o podobnym brzmieniu, co pozwala skutecznie walczyć
ze szkodami w środowisku na drodze cywilnoprawnej.
Jeden z australijskich
prawników napisał (podczas dyskusji na pewnym forum), że po 10 latach rozwoju branży „wiatrowej” w Australii pojawiła się całkowicie nowa
dziedzina sporów sądowych – wind farm
litigation! Interesujące! Inna
sprawa, że tamtejsze prawo planowania i zagospodarowania przestrzennego jest o
wiele surowsze dla inwestorów niż polskie, toteż każde jego naruszenie może być
argumentem dla strony powodowej w sporze z właścicielem farmy wiatrowej…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz