wtorek, 30 września 2014

Największy na świecie park narodowy!



W dniu 25 września br. prezydent USA Barack Obama podpisał dekret o powiększeniu obszaru „Morskiego Parku Narodowego Pacyficznych Wysp Rozproszonych”. Zgodnie z tym dokumentem, park ma objąć archipelagi i atole środkowego Pacyfiku, takie jak Wake czy Johnston. Poniżej mapa:
Grafika: Marine Conservatory Institute.

Park będzie ponad trzykrotnie większy od istniejącego już Parku Morskiego Wielkiej Rafy Koralowej (a także terytorium Polski).  Jest to jednocześnie największy na świecie obszar ochrony przyrody! Na jego terenie obowiązują m.in. całkowite zakazy połowu ryb i wydobycia surowców mineralnych.
A jest co chronić – tysiące gatunków ryb i innych organizmów morskich, zagrożonych przez Wielką Pacyficzną Plamę Śmieci czy pozostałości po amerykańskich testach nuklearnych z lat 1946 – 1962 (słynny test „Bikini”)!
Cóż, my musimy zadowolić się 11 tysięcy razy mniejszym parkiem Wolińskim Parkiem Narodowym (jedynym polskim parkiem morskim), Szwedzi – Parkiem Narodowym Kosterhavet, natomiast Finowie – Parkiem Narodowym Archipelago… Tymczasem Morze Bałtyckie potrzebuje pomocy. Przełowione i zanieczyszczone ściekami zawierającymi ogromne ilości fosforu (sprzyjającego wykwitowi alg), a także zalegającą na dnie zatopioną bronią chemiczną z czasów II wojny światowej…

Żółw z okolic atolu Palmyra. Fot. Wikimedia Commons.

sobota, 27 września 2014

Aktualizacja posta z dnia 12 lipca 2014 roku. Kolejny wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie zagranicznych zielonych certyfikatów.



W lipcu br. opisałem  wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE z dnia 1 lipca 2014 roku w sprawie C – 573/12 Ålands Vindkraft AB v. Energimyndigheten, zgodnie z którym odmowa uznania przez organ krajowy zagranicznych gwarancji pochodzenia energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych jest zgodna z prawem wspólnotowym.
Tym razem Trybunał rozpatrywał skargę belgijskiego dostawcy energii elektrycznej na VREG (flamandzkiego regulatora rynku energii elektrycznej i gazu). Wyrok z dnia 11 września 2014 roku w sprawie C – 204/12 Essent Belgium NV v. Vlaamse Reguleringsinstantie voor de Elektriciteits- en Gasmarkt jest potwierdzeniem zasady wyrażonej w ww. orzeczeniu Ålands Vindkraft.
Trybunał rozpatrywał skargę dostawcy energii na podstawie uchylonej już dyrektywy 2001/77/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 27 września 2001 roku w sprawie wspierania produkcji na rynku wewnętrznym energii elektrycznej wytwarzanej ze źródeł odnawialnych.  
          Dyrektywa (podobnie jak obecnie obowiązująca  dyrektywa 2009/28/WE) nie wymaga, aby państwa członkowskie uznawały zakupu gwarancji pochodzenia energii elektrycznej od innego państwa członkowskiego za element wypełnienia krajowego zobowiązania kontyngentowego. Zdaniem Trybunału, dostawcy energii nie są uprawnieni do spełnienia tego obowiązku poprzez wykorzystanie gwarancji pochodzenia z innych państw członkowskich Unii Europejskiej lub państw trzecich członków porozumienia EOG.
Ponadto, odmowa uznania zielonych certyfikatów innych niż krajowe nie narusza wewnątrzwspólnotowej wymiany handlowej (cóż, energia to towar, zarówno w prawie unijnym jak i w naszym Kodeksie cywilnym)!
Tak na marginesie, sytuacja  w której część krajów członkowskich UE wytwarza „zieloną energię”, podczas  gdy pozostałe jedynie gromadzą „zielone certyfikaty”, produkując jednocześnie „brudną energię” prowadziłaby do paranoi. Zobowiązania, wynikające z postanowień Protokołu z Kioto do Konwencji Ramowej Narodów Zjednoczonych o zmianach klimatycznych dotyczą wszystkich państw członkowskich UE.
Pomijając to, czy zgadzamy się ze wszystkimi założeniami polityki klimatycznej (moim skromnym zdaniem, od  globalnego ocieplenia groźniejsze jest globalne zanieczyszczenie!), całkiem swobodny przepływ świadectw pochodzenia energii elektrycznej zniweczyłby cel jakim jest zwiększenie udziału odnawialnych źródeł energii w „zasilaniu” Europy.

środa, 17 września 2014

Łupki nie takie szkodliwe jakby się wydawało. Aktualizacja posta z dnia 27 maja 2014 roku.



Nic dodać nic ująć! Poniżej link do jakże optymistycznego artykułu w „Rzeczpospolitej: http://www.ekonomia.rp.pl/artykul/532645,1141789-USA--lupki-nie-szkodza-wodzie.html
Wniosek jest oczywisty: sama eksploatacja gazu łupkowego nie jest tak straszna, jak sugerują to niektórzy „ekolodzy”, jednakże konieczne jest skuteczne egzekwowanie przepisów prawa ochrony środowiska – spółkom wydobywczym trzeba „patrzeć na ręce”. 
W Polsce konieczna byłaby zmiana niektórych przepisów dotyczących odpowiedzialności cywilnej i karnej za szkody wyrządzone środowisku, a także wprowadzenie obowiązkowych ubezpieczeń ekologicznych (o czym już kilka razy pisałem).


Stacja wiertnicza gazu łupkowego we wsi Krynica w powiecie krasnostawskim  (województwo lubelskie). Fot. Karol Karolus (Wikimedia Commons).