sobota, 29 lipca 2017

Budowa zakończona? Nie szkodzi – ocena oddziaływania na środowisko i tak nie ominie inwestora (nawet jeśli rozpoczął przed akcesją do UE…). Na kanwie wyroku TSUE oraz orzecznictwa sądów polskich.



Dla wielu z was może to być prawdziwe zaskoczenie – proces budowlany dobiegł końca, można już użytkować budynek/instalację, korki od szampana strzelają, a tymczasem (właściwy!) organ administracji stwierdza, że konieczne jest sporządzenie oceny oddziaływania na środowisko (OOŚ), a w następstwie – uzyskanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach (DUŚ).
Na szczęście budowa domu jednorodzinnego nie wymaga ani OOŚ ani DUŚ (ale osiedle mieszkaniowe albo pole kempingowe już może wymagać, jeżeli ma być zlokalizowane na terenie dajmy na to rezerwatu przyrody lub jego otuliny…).
Żeby było jeszcze ciekawiej, wspomnę tylko, że sporządzenie OOŚ i uzyskanie DUŚ będzie potrzebne nie tylko przy pozwoleniu na budowę ale również na etapie wydawania tzw. „wuzetki”! Tak na marginesie, przepisy ustawy z dnia 3 października 2008 roku o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko mogą być koszmarem dla wielu przedsiębiorców – raz, że ustawa nie jest szczytem techniki legislacyjnej, dwa, że zawiera wiele ograniczeń dla potencjalnych inwestorów (ktoś kiedyś zażartował, że na szczęście najważniejsze drogi, mosty i zakłady przemysłowe wybudowano w czasach PRL, gdy mieliśmy tylko swoją biurokrację, a tej z Brukseli czy Strasburga nie!). Inna sprawa, że dla niektórych muszą istnieć jakieś „hamulce”, inaczej wszystko zostałoby zabetonowane, a drzewa (i nie tylko) oglądalibyśmy na fotografiach (mój rodzinny Kraków jest konsekwentnie zabudowywany, zdaje się że w ramach „walki ze smogiem”).
Problem, który opisuję ma dwa oblicza, że się tak wyrażę. Pierwszym jest konieczność przeprowadzenia OOŚ/uzyskania DUŚ w sytuacji, gdy dany obiekt wybudowano z naruszeniem prawa budowlanego, a nadzór budowlany rozważa legalizację przedsięwzięcia.
Drugim problemem jest natomiast kwestia stosowania przepisów o OOŚ/DUŚ w sytuacji, gdy przedsięwzięcie zrealizowano przed akcesją Polski do UE, czyli przed wejściem w życie przepisów o obszarach NATURA 2000. Jak się okaże, nie jest tak jak większość sądzi (jeśli nie byliśmy członkiem UE, a coś budowaliśmy, to dyrektywy i rozporządzenia wspólnotowe nas nie obowiązują).

Trybunał o legalizacji
Trybunał Sprawiedliwości UE wydał w dniu 26 lipca br. bardzo ważny wyrok w sprawach  połączonych C‑196/16 Comune di Corridonia i in. i C‑197/16 Comune di Loro Piceno v. Provincia di Macerata.
Historia sporu jest następująca: w 2011 roku spółka VBIO1 zwróciła się do władz włoskiego regionu Marche o zezwolenie na budowę i eksploatację położonej w gminie Corridonia instalacji do produkcji energii elektrycznej z biogazu. Następnie przedłożyła przedsięwzięcie prowincji Macerata, aby dokonała ona wstępnego badania konieczności oceny oddziaływania na środowisko. Jednak władze regionu Marche, po zmianie przepisów uznały, że nie trzeba przeprowadzać OOŚ i udzieliły zezwolenia na budowę i eksploatację tej instalacji w gminie Corridonia, która zaskarżyła tę decyzję do regionalnego sądu administracyjnego dla regionu Marche. W wyroku z dnia 10 października 2013 roku sąd ten stwierdził nieważność wspomnianej decyzji z uwagi na niezgodność właściwych przepisów tej ustawy z dyrektywą 2011/92. Rada Stanu utrzymała ten wyrok w mocy.
Spółka wstrzymała eksploatację instalacji i ponownie złożyła prowincji Macerata wniosek o wstępne zbadanie konieczności oceny oddziaływania tej instalacji na środowisko. Władze prowincji uznały tym razem, że taka ocena była konieczna, a wspomniana instalacja spełniała wymogi ochrony środowiska. Gmina Corridonia wniosła skargę o stwierdzenie nieważności tych decyzji regionalnego sądu administracyjnego dla regionu Marche podnosząc, że dokonana ocena nie była zgodna ani z art. 191 Traktatu o funkcjonowaniu UE, ani z  dyrektywą 2011/92, ponieważ została dokonana po wybudowaniu danej instalacji. Tyle o sprawie C – 196/16. W sprawie C – 197/16 zaistniała prawie identyczna sytuacja.
W sprawach C‑196/16 i C‑197/16 regionalny sąd administracyjny dla regionu Marche postanowił zawiesić postępowanie i zwrócić się do Trybunału z  pytaniem prejudycjalnym czy przeprowadzenie OOŚ po wybudowaniu i oddaniu do użytku tej instalacji jest zgodne z prawem wspólnotowym.
Trybunał uznał, że jest to działanie (co do zasady) zgodne z prawem UE. OOŚ może być przeprowadzona tytułem legalizacji przedsięwzięcia, pod warunkiem, że okazji do obejścia norm prawa Unii lub uchylenia się od ich stosowania oraz ocena przeprowadzona tytułem legalizacji nie dotyczy jedynie oddziaływania tej instalacji na środowisko w przyszłości, ale uwzględnia skutki dla środowiska, które wystąpiły od czasu wybudowania tej instalacji!
Co ciekawe, w naszym prawie istnieje przepis, który na to pozwala: art. 49 ust. 4a ustawy z dnia 7 lipca 1994 roku – Prawo budowlane. Na jego podstawie zapadło już wiele orzeczeń sądów administracyjnych, że przytoczę wyrok NSA z dnia 28 października 2016 roku (sygn. II OSK 764/16): Jeżeli inwestycja została już zrealizowana, a inwestor ubiega się o decyzję środowiskową, to wszczęcie tzw. postępowania legalizacyjnego (prowadzonego na podstawie art. 48 i 49 Prawa budowlanego) przed organem nadzoru budowlanego nie stanowi okoliczności warunkującej wydanie decyzji środowiskowej. Innymi słowy, dopuszczalne jest prowadzenie postępowania w sprawie wydania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla inwestycji już zrealizowanej niezależnie od tego, czy dla tej inwestycji toczy się postępowanie legalizacyjne. Jak widać, NSA w swojej interpretacji idzie jeszcze dalej… (aczkolwiek 2 dni wcześniej orzekł w odmienny sposób!).

Przecież zacząłem budować przed wejściem do Unii… O co chodzi?
Niezły „psikus” (chociaż nie 1 kwietnia) zrobił WSA w Gdańsku pewnemu mieszkańcowi województwa pomorskiego. Inwestor zamierzał budować jaz na rzece i elektrownię wodną.
Legitymował się „wuzetką” z 2006 roku, zgodą na zmianę przeznaczenia gruntów leśnych na inne cele, nie miał jedynie DUŚ. Wójt gminy Damnica odmówił jednak określenia uwarunkowań środowiskowych dla inwestycji, gdyż teren na rzeka znajduje się w granicach obszaru NATURA 2000, a straty w roślinności i rybach wędrownych są nie do uniknięcia. Inwestor odwołał się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Gdańsku ale nic nie wskórał. Pomogła dopiero skarga do sądu administracyjnego – WSA w Gdańsku, wyrokiem z dnia z dnia 24 czerwca 2015 roku (sygn. akt II SA/Gd 821/14) uchylił decyzję SKO w Gdańsku i dał temu organowi wytyczne. Co z tego, skoro, SKO po raz drugi utrzymało w mocy niekorzystną decyzję wójta (taki prawniczy ping – pong, który obrazuje pewne niedomagania procedury administracyjnej i sądowoadministracyjnej…).
Inwestor znów złożył skargę do WSA ale tym razem nie miał szczęścia. Sąd w wyroku (nieprawomocnym jak na razie) z dnia 20 czerwca 2017 roku (sygn. akt II SA/Gd 428/16) orzekł, że skarżący nie ma racji co do niewłaściwego zastosowania przepisu art. 33 ustawy z dnia 16 kwietnia 2004 roku o ochronie przyrody (o zakazie powodowania znaczących i negatywnych oddziaływań na obszar Natura 2000). Sąd uznał, że w sytuacji, gdy planowane zamierzenie rozpoczęto jeszcze przed transpozycją do polskiego prawa przepisów wspólnotowych o obszarach Natura 2000 (w opisywanej sprawie pierwsze prace rozpoczęto w 1994 roku, a wniosek o „wuzetkę” złożono w 2003 roku) i tak zastosowanie mają ograniczenia dla inwestycji na obszarze NATURA 2000. Dlaczego? Cóż, diabeł tkwi w szczegółach (jak zwykle)…
Zgodnie z ustawą z dnia 18 maja 2005 roku o zmianie ustawy - Prawo ochrony środowiska oraz niektórych innych ustaw, procedura uzyskania DUŚ obejmuje wszystkie przedsięwzięcia, które uzyskały decyzję o warunkach zabudowy przed 28 lipca 2005 roku (czyli w dniu wejścia ustawy w życie). Jak podkreślił w sentencji wyroku WSA w Gdańsku, zamiarem ustawodawcy było objęcie procedurą środowiskowych uwarunkowaniach zgody na realizację przedsięwzięcia w zakresie oddziaływania na obszar Natura 2000 wszystkich przedsięwzięć, które decyzję o warunkach zabudowy uzyskały przed 28 lipca 2005 roku, a więc i przed 1 maja 2004 roku.
Domyślam się, że inwestor i tak wniesie skargę kasacyjną do NSA (o ile będzie miał siłę do dalszych sądowych potyczek).
Jak widać na powyższym przykładzie, trzeba bardzo uważnie czytać przepisy ustaw nowelizujących oraz przepisy przejściowe w poszczególnych ustawach.

piątek, 21 lipca 2017

wtorek, 11 lipca 2017

Odpowiedzialność cywilna za szkody górnicze w środowisku. Polska vs. Niemcy. Prawo ekologiczne porównawcze cz. 22.



Dawno nie było tej rubryki (od lutego 2016 roku…). Pomimo tego, że mamy sezon ogórkowy, nie będę pisał o barszczu Sosnowskiego, ociepleniu klimatu czy innych „medialnych” zagadnieniach. Inni zrobili to już za mnie (inna sprawa, że niektórzy w zbyt sensacyjnym tonie…).
Dziś piszę o szkodach górniczych w środowisku. Dlaczego? Zarówno Polska jak i Niemcy eksploatują m.in. węgiel i nie zanosi się na poważniejszą zmianę w tym zakresie (mimo szumnych deklaracji naszych sąsiadów zza Odry). Cóż Polski zwyczajnie nie stać na całkowite porzucenie energetyki węglowej na rzecz OZE. Niemcy, mimo wyższego poziomu zamożności, liczą pieniądze, stąd rozbudowa kopalni odkrywkowych węgla brunatnego przy polskiej granicy (pisałem już kiedyś na ten temat), a także budowa nowej kopalni węgla kamiennego Orzeszu k. Gliwic (zarazem ostatnia niemiecka kopalnia węgla kamiennego ma być zamknięta w 2018 roku). Ponadto, na Lubelszczyźnie powstaje australijska kopalnia węgla…

Kopalnie a środowisko – szkodami są nie tylko zapadliska!
Żeby jednak uniknąć nieporozumień, muszę podkreślić, że (wszelkie) szkody górnicze dotyczą nie tylko eksploatacji „czarnego złota” czy kopalni głębinowych w ogóle. Tzw. „odkrywki” jak np. w Bełchatowie czy kamieniołomy również dają się we znaki przyrodzie i okolicznym mieszkańcom. Nawet w USA, gdzie słynna agencja rządowa EPA nie waha się przed nakładaniem surowych kar za zanieczyszczenie środowiska zdarzają się problemy, chociażby wyciek toksycznych ścieków w 2015 roku z kopalni Gold King w Kolorado, do pobliskich rzek.
Oczywiście na pierwszym miejscu w katalogu szkód górniczych znajdują się zapadliska, które powodują m.in. obniżenie zwierciadła wód gruntowych, a co za tym idzie, suszę. W przypadku kopalni odkrywkowych, do wielkiego dołu spływa woda z okolicy, powodując wysychanie studni i obumieranie drzew nawet w promieniu kilkudziesięciu kilometrów („stepowienie krajobrazu”). Może wystąpić  również odwrotne zjawisko: zabagnienie terenu lub jego zatopienie (np. lasu).
Zresztą, przeciętnemu Polakowi, szkody górnicze kojarzą się przede wszystkim z pękaniem ścian domów i zapadaniem się dróg w wyniku tąpnięć. A to tylko niektóre z „atrakcji”!
W przypadku kopalni głębinowych należy wymienić  zanieczyszczenie wód podziemnych w wyniku zmiany głębokości wody lub połączenia poziomów wodonośnych, zanieczyszczenie wód podziemnych i powierzchniowych rozmaitymi substancjami wypływającymi ze złóż, hałd czy zbiorników osadowych np. wodami kopalnianymi, które są zakwaszone i zasolone (proces tzw. „ługowania”, zwany również acid mine drainage), zanieczyszczenie gruntów, w tym zniszczenie użytków rolnych i leśnych (straty w zasiewach, nasadzeniach i uprawach polowych) czy zniszczenie krajobrazu.
Zwłaszcza zjawisko acid drainage czyli wyciek zakwaszonych wód (odczyn pH poniżej 6), zawierających m.in. ciężkie metale (ołów i arsen) z kopalni lub hałd górniczych jest groźne. Do największego „kwaśnego wycieku” na wielką skalę doszło w kopalni złota Ok Tedi (Papua – Nowa Gwinea). Możliwy jest także niekontrolowany wyciek toksycznego szlamu ze składowisk odpadów wydobywczych (hałd lub stawów osadowych), jak np. katastrofy w Ajk i Baia Mare. Z polskiego podwórka  można przywołać przypadek Wisły, która w latach 80 – tych i 90 – tych XX wieku nie zamarzała w zimie z powodu nadmiernego zasolenia wodami kopalnianymi.
Szkodami górniczymi mogą być np. niekontrolowane wyrzuty gorącej wody z roztopioną siarką i zawartością siarkowodoru, związane z eksploatacją złóż siarki, powodujące przesycenie gleby siarką i jej związkami w stopniu wykluczającym wegetację roślin. W kopalni „Jeziórko” k. Tarnobrzegu zanotowano ponad 700 takich przypadków...
Natomiast w przypadku wydobycia kopalin metodą odkrywkową, szkodą górniczą może być zanieczyszczenie powietrza (emisja pyłów), hałas, zniszczenie krajobrazu poprzez osuwiska lub hałdy złożone z odpadów wydobywczych.

Polska
Podstawowym aktem prawnym w zakresie odpowiedzialności za szkody górnicze jest, jak łatwo się domyślić ustawa z dnia 9 czerwca 2011 roku – Prawo geologiczne i górnicze, która zastąpiła regulację z 1994 roku. Z pewnością można powiedzieć, że obecnie obowiązująca ustawa to progres w porównaniu z poprzednią – jeżeli chodzi o uprawnienia poszkodowanych przez szkody górnicze. Ale czy jest to legislacyjny ideał? Przyjrzyjmy się bliżej…
Bez wątpienia, niektóre szkody górnicze zaliczają się do kategorii szkód wyrządzonych oddziaływaniem na środowisko w rozumieniu art. 322 ustawy – Prawo ochrony środowiska, mimo tego, iż prawo geologiczne i górnicze nie odsyła do tej ustawy (ale literatura prawnicza owszem!). Przepisy ustawy – Prawo geologiczne i górnicze (dalej p.g.g.) odsyłają do normy art. 435 k.c. czyli odpowiedzialności na zasadzie ryzyka i dobrze! Szkody górnicze są nieuniknioną konsekwencją eksploatacji kopalin, a przedsiębiorstwa górnicze poruszane są siłami przyrody (aczkolwiek p.g.g. nie wymaga prowadzenia ruchu przy użyciu sił przyrody). Z tego korzystają sądy…
Ze względu na specyfikę tych szkód, ustalenie rzeczywistego związku przyczynowego pomiędzy szkodą a ruchem zakładu górniczego wymaga specjalistycznej wiedzy z zakresu geologii, górnictwa, hydrologii, gleboznawstwa czy budownictwa. Dlatego niezmiernie ważne jest określenie uprawnień podmiotów poszkodowanych wskutek wystąpienia takich szkód, a także podmiotów odpowiedzialnych za szkody. Obecnie odpowiedzialność za szkody regulują przepisy działu VIII ustawy, czyli art. 144 – 152 p.g.g.
Znacznemu rozszerzeniu uległ zakres odpowiedzialności zakładów górniczych, obejmując nie tylko rekompensatę za poniesione straty, ale także ewentualne korzyści, jakie poszkodowany mógłby osiągnąć gdyby szkody nie wyrządzono!  Poprzednio obowiązujące przepisy stosuje się nadal do postępowań wszczętych przed dniem 1 stycznia 2012 roku (art. 222 p.g.g.). Inna sprawa, że orzecznictwo  powstałe na bazie poprzednich ustaw i dekretów prawie w całości zachowało aktualność! Przepisy o naprawianiu szkód górniczych stosuje się odpowiednio do zapobiegania tym szkodom.
Ponadto, poszkodowany ma obecnie swobodny wybór: restytucja czyli przywrócenie stanu poprzedniego (co w przypadku szkód „środowiskowych” nie zawsze jest możliwe!) albo zapłata odszkodowania. Każdy przypadek należy oceniać indywidualnie: np. właściciel nieruchomości sklasyfikowanej w ewidencji gruntów i budynków jako grunt zurbanizowany (pod zabudowę), uszkodzonej w wyniku tąpnięć lub wypływów wód kopalnianych, po przywróceniu jej do stanu poprzedniego po kilku latach od powstania szkody, nie uzyska takiej samej ceny nieruchomości jak przed powstaniem szkody górniczej, w wyniku spadku wartości wywołanego kryzysem finansowym. Z drugiej strony, można także podać przykład, gdy wodami kopalnianymi zostanie zalany las, a koszty jego przywrócenia (m.in. ceny sadzonek, koszty rekultywacji gleby) będą wyższe niż przed powstaniem szkody, natomiast uzyskane odszkodowanie wcale nie musi pokrywać całości kosztów. NIK w jednym z raportów zauważyła problem niewystarczających rekompensat…
Obecnie restytucja może nastąpić w szczególności przez dostarczenie gruntów, obiektów budowlanych, urządzeń, lokali, wody lub innych dóbr tego samego rodzaju (art. 147 ust. 1 p.g.g.). Z punktu widzenia ochrony środowiska najistotniejsze będzie dostarczenie gruntów i wody (gdy wyschnie studnia!). Ponadto poszkodowany może (za zgodą podmiotu odpowiedzialnego za szkodę) wykonać obowiązek w zamian za zapłatę odpowiedniej kwoty pieniężnej.
Ważną okolicznością jest to, iż przy domaganiu się usunięcia szkód górniczych nie jest potrzebne wykazanie wysokości szkody (jak stwierdził kiedyś SN). Zresztą, poszkodowanym może służyć dobrodziejstwo art. 322 Kodeksu postępowania cywilnego czyli instytucja tzw. sędziowskiego uznania, którego nie można jednak mylić z dowolnością (liczą się zasady logicznego rozumowania i całokształt zebranego materiału dowodowego!) ani zastępowaniem działań poszkodowanego (na którym spoczywa ciężar dowodu). Sędziowskie uznanie będzie pomocne, gdy nie można ściśle udowodnić żądania. Czasami opinia biegłego nie pomoże…
Największą zaletą nowej ustawy jest wydłużenie terminu dochodzenia roszczeń przez poszkodowanych (art. 149 p.g.g.). Obecnie termin ten wynosi 5 lat od momentu dowiedzenia się o szkodzie, co jest korzystnym rozwiązaniem w stosunku do przepisów Kodeksu cywilnego (które stosuje się posiłkowo w sprawach dotyczących szkód górniczych, zgodnie z art. 145 p.g.g.).
Tyle plusów. A minusy?
Pozytywne rozwiązanie jakim jest regulacja naprawiania szkód polegających na zaniku wód (co jest bez wątpienia szkodą dotkliwą dla ludzi i środowiska) jest jednak niedostateczna. Roszczenie o bezpłatne dostarczanie niezbędnej ilości wody jest połowicznym rozwiązaniem. Ustawodawca nie wypowiedział się także, czym jest „niezbędna ilość wody”. „Poszkodowanym” może być także środowisko naturalne np. lasy czy łąki wokół kopalni odkrywkowych. W literaturze przedmiotu wskazuje się, że zabezpieczeniem roszczenia w przypadku braku wody dla ludzi może być budowa wodociągu. W przypadku środowiska naturalnego sensu stricto brakuje rozsądnych rozwiązań (budowa systemu nawadniania?).
Niestety brakuje definicji szkody górniczej, definicji szkody spowodowanej ruchem zakładu górniczego, a także definicji wód kopalnianych (ciekawostka: definicję szkody górniczej zawierał art. 53 dekretu z dnia 6 maja 1953 roku – Prawo górnicze, ale definicja nie wskazywała na elementy środowiska). Aczkolwiek ustawodawca objął reżimem odpowiedzialności wszelkie możliwe szkody górnicze, również te, które wynikają z prowadzenia prac geologicznych. Zresztą nie tylko wydobycie kopalin może szkodzić, również podziemne składowanie odpadów…
Co istotne, właściciel nie może sprzeciwić się zagrożeniom spowodowanym ruchem zakładu górniczego, który jest prowadzony zgodnie z ustawą (art. 144 ust. 1 p.g.g.) tylko domagać naprawienia szkody (brak roszczenia prewencyjnego, przewidzianego w ustawie – Prawo ochrony środowiska)! Istnieje też rozwiązanie w postaci postępowania ugodowego – jako przesądowego trybu dochodzenia roszczeń (art. 151 p.g.g.). Konieczne jest wyczerpanie trybu postępowania ugodowego, gdyż jego pominięcie uniemożliwia skierowanie sprawy na drogę sądową, co stanowi wyjątek od zasady konstytucyjnego prawa do sądu.
Bolączką całego systemu kompensacji szkód górniczych jest przewlekłość postępowań sądowych, która była już przedmiotem oceny przez Europejski Trybunał Praw Człowieka!
Kolejnym problemem są przepisy art. 322 – 328 ustawy – Prawo ochrony środowiska, które (ogólnikowo) regulują jedynie kilka kluczowych zagadnień z zakresu odpowiedzialności cywilnej (w porównaniu do niemieckiego odpowiednika)…

Niemcy
Niemcy postawili na nieco inny model odpowiedzialności.
Podstawowym aktem prawnym jest federalna ustawa z dnia 13 sierpnia 1980 roku – Prawo górnicze (Bundesberggesetz (BBergG)).
Art. 114 tej ustawy rozróżnia szkody na osobie i szkody na mieniu, przy czym wyklucza odpowiedzialność za negatywne oddziaływanie na nieruchomość, mieszczące się w ramach tzw. dozwolonych prawem „stosunków miejscowych” (w rozumieniu § 906 niemieckiego Kodeksu cywilnego (BGB) traktującego o niedozwolonych immisjach). Czyli tak jak p.g.g., BBergG wyklucza roszczenie prewencyjne. Kolejnym podobieństwem jest oparcie odpowiedzialności o zasadę ryzyka.
Niemiecka ustawa odsyła wielokrotnie do słynnego niemieckiego kodeksu cywilnego (BGB) oraz jego reguł ogólnych. Dlatego też, termin przedawnienia roszczeń majątkowych z tytułu szkód górniczych wynosi 3 lata (w Polsce 5 lat), z wyjątkiem szkód na osobie, które przedawniają się po 30 latach (natomiast w Polsce po 5 latach).
W BBergG brak definicji szkody górniczej, nie ma również roszczenia o przywrócenie do stanu poprzedniego czy zapewnienie wody jak w p.g.g. Z drugiej strony, BBergG zawiera wiele odesłań do BGB, który jest znacznie bardziej rozbudowany niż nasz Kodeks cywilny…
Art. 112 i 119 BBergG wyłączają odpowiedzialność prowadzącego działalność górniczą, jeżeli poszkodowany przyczynił się do powstania szkody, łamiąc zakazy określone w ustawie. P.g.g. nie zawiera takiego zapisu ale skoro odsyła do Kodeksu cywilnego, to także do art. 362 k.c.
Art. 117 BBergG zawiera rozwiązanie którego brak w polskich ustawach – w przypadku śmierci poszkodowanego lub uszczerbku na zdrowiu górna granica odpowiedzialności to 600 000 euro lub renta do 36 000 euro rocznie. Jeśli chodzi o szkody w mieniu, górną granicą jest wartość rynkowa, chyba, że chodzi o nieruchomość.  W Polsce wysokość odszkodowań/zadośćuczynień wyznacza orzecznictwo sądów ( w oparciu o opinie biegłych)…
W przypadku szkód w środowisku istnieje jeszcze jedna regulacja – ustawa z dnia 10 grudnia 1990 roku o odpowiedzialności za środowisko (Umwelthaftungsgesetz/UmweltHG). Górną granicą odpowiedzialności za szkody w środowisku, zarówno w przypadku szkód w mieniu jaki szkód na osobie jest kwota 85 milionów euro (za każdy przypadek szkody), zgodnie z art. 15 UmweltHG. Niemiecki odpowiednik Kodeksu postępowania cywilnego czyli ustawa z dnia z 30 stycznia 1877 roku o postępowaniach sądowych w sprawach cywilnych (Zivilprozessordnung – ZPO), wyodrębnia właściwość sądów w sprawach z zakresu ochrony środowiska (m.in. w sprawach dotyczących górnictwa). Art. 32a ZPO odsyła właśnie do UmweltHG. Tak więc niemieckie sądy mają ułatwione zadanie. Ale czy poszkodowani również?
Na pozór tak, wiadomo czego mogą się spodziewać (w Polsce zdarzały się absurdalne przypadki orzekania kwot w wysokości 5000 zł za utratę kończyny…). Z drugiej strony, jeżeli przyjmuje się, ze szkody w środowisku mogą mieć charakter szkód masowych (i niejednokrotnie niemożliwych do naprawienia w drodze restytucji), to art. 117 BBergG okazuje się być nie do końca korzystną regulacją. Wtedy konieczne jest udowodnienie przez poszkodowanego, że szkoda górnicza, w wyniku której doznał uszczerbku na zdrowiu czy strat majątkowych to jednocześnie szkoda w środowisku…
Niemieckie prawo górnicze nie prezentuje się imponująco w porównaniu z naszym p.g.g. Jednak trzeba przyznać, że niemiecka ustawa o odpowiedzialności za środowisko bije na głowę nasze rozwiązania zawarte w m.in. w ustawie - Prawo ochrony środowiska. Warto wprowadzić przynajmniej część z jej rozwiązań legislacyjnych. Ale to już temat na osobne rozważania.
 Podsumowując, remis. Całkiem nieźle.

wtorek, 4 lipca 2017

Ład przestrzenny dobrem publicznym? Chyba nie w Polsce…



W zeszłym tygodniu Najwyższa Izba Kontroli opublikowała „megaraport” na temat polityki przestrzennej, podsumowując liczne kontrole, jakie przeprowadziła w latach 2010 – 2016. Wniosek chyba nikogo nie zaskakuje: chaos! Chodzi m.in. o ochronę przed hałasem (o czym pisałem już na blogu) oraz wydawanie tzw. „wuzetek”. Zresztą, nawet jeśli ktoś nie czyta raportów z kontroli NIK, może na własne oczy zobaczyć jak wygląda w Polsce „(bez)ład przestrzenny” – zwłaszcza, jeżeli zdecyduje się na przelot nad dowolnie wybranymi obszarami kraju… 
          Więcej informacji na ten temat można znaleźć w: https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-systemie-gospodarowania-przestrzenia-gmin.html.