piątek, 30 maja 2014

Niektóre „usterki” legislacyjne ustawy o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie.


Wymienię tutaj tylko dwie „usterki”… Aby omówić wszystkie, potrzeba by kilku obszernych postów.
Pierwsza z tytułowych „usterek” to treść art. 20 ust. 3 ustawy z dnia 3 października 2008 roku o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko: W przypadku odmowy udostępnienia informacji na podstawie art. 16 ust. 1 pkt 4, 5 lub 7 stosuje się przepisy art. 22 ustawy z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej. Przepis art. 20 ust. 3 cyt. ustawy z 2008 roku dotyczy odmowy udostępnienia informacji o środowisku i jego ochronie ze względu na tajemnicę statystyczną, ochronę danych osobowych, danych zastrzeżonych, dobrowolnie dostarczonych przez osoby trzecie czy tajemnicę przedsiębiorstwa. Natomiast art. 22 ustawy o dostępie do informacji publicznej umożliwiał wniesienie powództwa do sądu powszechnego. W czym problem?
Spieszę z wyjaśnieniem... Otóż art. 22 ustawy o dostępie do informacji publicznej utracił moc obowiązującą z dniem 29 grudnia 2011 roku. Od tego czasu, ustawa o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie została znowelizowana aż 9 (!) razy, ogłoszono nawet tekst jednolity… Niestety nikt nie raczył zauważyć, że należałoby usunąć zapis kierujący „na Berdyczów” podmiot, któremu odmówiono udostępnienia informacji! Tak dla przyzwoitości – w końcu nie każdy śledzi zmiany prawne (tak jak prawnicy, którzy muszą…). 
Czy to dobrze, że obecnie wszelkie skargi na decyzje o odmowie udostępnienia informacji o środowisku znajdują się w kognicji sądów administracyjnych? Wydaje się, że tak.  
Co do zasady, kontrolę nad działalnością administracji publicznej w Polsce sprawują sądy administracyjne. Sąd administracyjny, uwzględniając skargę na taka decyzję, uchyla decyzję lub postanowienie w całości albo w części, jeżeli stwierdzi naruszenie prawa materialnego, które miało wpływ na wynik sprawy, co oznacza, że rozpatruje sprawę merytorycznie. Inna sprawa, że m.in. w Niemczech funkcjonuje właśnie taki model kontroli decyzji o odmowie udostępnienia informacji o środowisku (§ 8 ustawy Umweltinformationgezetz z dnia 22 grudnia 2004 roku). Co interesujące, Federalny Sąd Administracyjny wydał przez ostatnie 10 lat ponad 100 orzeczeń w zakresie dostępu do informacji o środowisku. Dla porównania – NSA wydał jedno postanowienie (kilka wyroków zapadło przed WSA). Przynajmniej tyle udało mi się znaleźć…
Druga usterka to niepełne (a może należałoby określić jako niechlujne) wdrożenie przepisów dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2011/92/UE z dnia 13 grudnia 2011 roku w sprawie oceny skutków wywieranych przez niektóre przedsięwzięcia publiczne i prywatne na środowisko (zmieniona niedawno dyrektywą Parlamentu Europejskiego i Rady 2014/52/UE z dnia 16 kwietnia 2014 roku).
Dyrektywa 2011/92/UE nakazuje uwzględniać emisję światła i ciepła przy przeprowadzaniu oceny oddziaływania na środowisko (to w kontekście moich poprzednich postów o zanieczyszczeniu cieplnym i świetlnym...). Sam opis przedsięwzięcia mogącego oddziaływać na środowisko powinien obejmować w szczególności ocenę typu i ilości spodziewanych pozostałości i emisji (m.in. światła i ciepła) wynikających z funkcjonowania wnioskowanego przedsięwzięcia. Problem polega na tym, że w art. 66 ustawy o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie (traktującym o elementach raportu o oddziaływaniu przedsięwzięcia na środowisko powinien zawierać), ograniczono się do lakonicznego stwierdzenia „emisje”.
Oczywiście, w ustawie – prawo ochrony środowiska znajdziemy definicję emisji, jednakże uwzględnia ona jedynie ciepło! Natomiast tzw. fotozanieczyszczenie w polskim prawodawstwie nie istnieje, mimo, że w ostatnich latach było multum okazji, aby uwzględnić jego istnienie (np. przy uchwalaniu ustawy o efektywności energetycznej, czy zmianie rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 9 listopada 2010 roku w sprawie przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko). 
Żeby było śmiesznej, już w „starej” dyrektywie 85/337/EWG, po jej zmianie w 1997 roku uwzględniono światło jako rodzaj emisji!  Ale co tam, są przecież „ważniejsze sprawy” niż prawidłowa implementacja…

wtorek, 27 maja 2014

Kręta droga do łupkowego eldorado. Wybrane zagadnienia (nie tylko) prawne…



Wielu o tym pisze, więc ja też dorzucę swoje przysłowiowe trzy grosze…
Nie każdy zwraca uwagę na środowiskowe aspekty wydobycia gazu łupkowego inne niż zużycie czy zanieczyszczenie wody. A przecież warto poruszyć inne aspekty łupków, jakże istotne z punktu widzenia prawa ochrony środowiska, a także ekonomii i szeroko pojętych nauk społecznych.
Żeby jednak wyrobić sobie opinię na temat eksploatacji gazu łupkowego, warto sięgnąć do profesjonalnych źródeł informacji (a nasza prasa codzienna ma to do siebie, że potrafi mocno „podkolorować” rzeczywistość)...  W ostatnich latach powstało wiele stron internetowych (także rządowych) traktujących o poszukiwaniu i eksploatacji gazu ze złóż niekonwencjonalnych (łupków). Oto kilka wybranych przeze mnie:
 Niejeden zadaje sobie pytanie: czy eksploatacja łupków jest rzeczywiście tak ważna, jak twierdzą jej zwolennicy?  
Cóż, gaz ziemny to najczystsze ekologicznie źródło energii spośród paliw kopalnych. Cechuje go niska (dwukrotnie mniejsza w porównaniu w węglem kamiennym i brunatnym) emisja gazów cieplarnianych, co nie jest bez znaczenia. Polska, jak na razie, nie ma szans na całkowite zastąpienie paliw kopalnych przez OZE.  To argument ekonomiczny, podobnie, jak możliwe wpływy do budżetu państwa z tytułu (wciąż projektowanego) podatku od wydobycia węglowodorów.
Argumentem nazwijmy to „socjologicznym” niech będzie to, iż 69% mieszkańców terenów sąsiadujących z terenami koncesji wydobywczych oraz 78% mieszkańców Polski jest zwolennikami wydobycia gazu łupkowego. Skąd zatem nagłaśnianie przez media protesty?
Otóż, inwestorzy poszukujący gazu łupkowego nie zadbali zawczasu o dobrą komunikację społeczną z lokalnymi społecznościami. Sam marketing i PR nie wystarczy, co więcej, jest źle postrzegany przez okolicznych mieszkańców, nawet jeżeli koncesjonariusze mają dobre intencje… Ten początkowy błąd wykorzystali pseudoekolodzy i błyskawicznie rozpoczęli głośne protesty. Za to organy samorządu terytorialnego nie poczuwały się do jakiegokolwiek informowania mieszkańców o aspektach wydobycia gazu łupkowego. Niech koncesjonariusz się męczy!
Jednakże spółki wydobywcze zrozumiały swoje błędy i obecnie uczestniczą w pracach 7 Lokalnych Komitetów Dialogu. Ponadto, powstał pilotażowy program „Razem o Łupkach”, jednak tym razem z udziałem władz gmin, powiatów i marszałków 3 województw. O tym wszystkim można przeczytać w najnowszym (63) numerze kwartalnika „Nowy Obywatel”.
Wracając do aspektów prawnych, warto wspomnieć o tym, że jeden z koncernów pozwał rolników blokujących prace poszukiwawcze na działce wydzierżawionej przez ten koncern, zapewne na zasadzie z art. 222 § 2 k.c. (roszczenie negatoryjne, które może mieć zastosowanie także w przypadku szkód w środowisku!).
Protestujący przeciwko łupkom wskazują wiele wątpliwej jakości argumentów „przeciw”. Natomiast argumentów na „tak” dla łupków dostarczyły badania wpływu procesu szczelinowania hydraulicznego przeprowadzone w sierpniu 2011 roku na otworze Łebień LE-2H na Pomorzu (na zlecenie Ministerstwa Środowiska i Instytutu Geofizyki PAN w Warszawie). Badania przeprowadził Państwowy Instytut Geologiczny. I co? Okazało się, że z dużej chmury mały deszcz!!! Owszem, zagrożenia dla środowiska istnieją, ale nie w tak katastrofalnej skali, jak wieszczą nam niektórzy ekolodzy.  
Ciekawostka: George P. Mitchell był pionierem wydobywania gazu ziemnego metodą szczelinowania. Założył w 1980 roku firmę Mitchell Energy & Development Corp., która rozpoczęła w Stanach Zjednoczonych eksploatację gazu z łupków z zastosowaniem metody szczelinowania.  

Na co jednak należy zwrócić uwagę przy poszukiwaniu oraz eksploatacji łupków (oprócz gospodarowania zasobami wód powierzchniowych i podziemnych)? Przede wszystkim na odpady i ich dalsze zagospodarowanie.
Główną masę odpadów wytwarzanych przy szczelinowaniu stanowi płyn zwrotny, zawierający niewielkie ilości niewykorzystanego propantu (tzw. podsadzki dodawanej do płynu szczelinującego, najczęściej piasek). Inne wytwarzane odpady to m.in. zużyte oleje, rozpuszczalniki, sorbenty ale przede wszystkim płuczki i odpady wiertnicze zawierające ropę naftową (01 05 05*) oraz płuczki i odpady wiertnicze zawierające substancje niebezpieczne (01 05 06*) – czyli odpady niebezpieczne. Jednakże oprócz odpadów powstają ścieki (w tym wypadku wody pochodzące z odwodnienia zakładów górniczych np. solanki). Wiąże się to z magazynowaniem ścieków w sztucznych zbiornikach zwanych fachowo lagunami oraz możliwością zanieczyszczenia środowiska w przypadku uszkodzenia tamy takiego zbiornika (vide katastrofa w Ajk na Węgrzech). 
Ponieważ w trakcie takiej działalności powstają odpady wydobywcze, konieczne jest uzyskanie decyzji zatwierdzającej program gospodarowania odpadami wydobywczymi (z reguły, organem właściwym będzie marszałek województwa), a ponadto wybudowanie obiektów unieszkodliwiania odpadów wydobywczych, które są odpadami niebezpiecznymi – nie mogą to być jednak ani wyrobiska górnicze ani wspomniane stawy osadowe! Muszą to być jednak obiekty unieszkodliwiania odpadów wydobywczych kategorii A, gdyż w nich znajdą się składowane są w nim odpady niebezpieczne lub składowane w nim odpady wydobywcze zawierają substancje lub mieszaniny niebezpieczne, o których mowa w ustawie z dnia 25 lutego 2011 roku o substancjach chemicznych i ich mieszaninach (tu pojawia się kwestia rozróżnienia pomiędzy odpadami, substancjami chemicznymi a produktami ubocznymi).
W przypadku skraplania i magazynowania gazu łupkowego w dużych ilościach, takie miejsce wydobycia może również zostać objęte szczególnym nadzorem jako zakład o dużym lub zwiększonym ryzyku, zgodnie z art. 248 ustawy – prawo ochrony środowiska (i dyrektywy Seveso III). Zresztą, obiekty unieszkodliwiania odpadów wydobywczych niebezpiecznych są obecnie uznawane za takie zakłady, na mocy przepisów ustawy z dnia 10 lipca 2008 roku o odpadach wydobywczych.  
Zresztą o niebezpieczeństwie płynącym (dosłownie i w przenośni) ze zbiorników osadowych przekonali się Kanadyjczycy, którzy wydobywają ropę naftową z tzw. piasków roponośnych (tar sands/oil sands). Ich doświadczenia można wykorzystać w Polsce, aby uchronić się przed ewentualnymi negatywnymi następstwami eksploatacji łupków, takimi jak zanieczyszczenie wód czy masowa umieralność ptaków wędrownych lądujących w rzeczonych  zbiornikach osadowych. Zresztą sami przedsiębiorcy muszą zadbać o to, aby nie ponieść konsekwencji zanieczyszczenia środowiska – sektor górniczy odpowiada za zasadzie ryzyka a nie na zasadzie winy (Sąd Najwyższy nie ma wątpliwości)!
Godne uwagi jest zróżnicowanie środków chemicznych (o zróżnicowanym składzie), jakie są używane przy szczelinowaniu hydraulicznym m.in.: środki regulujące pH, izolatory, inhibitory korozji, reduktory tarcia, substancje powierzchniowo czynne, biocydy, kwasy, środki żelujące czy inhibitory osadów. Dla ciekawskich: skład płynu szczelinującego można sprawdzić na stronie: http://www.ngsfacts.org/. Jedną z najczęściej stosowanych płuczek jest tzw. płuczka bentonitowa, aczkolwiek niektórzy eksperci wskazują na możliwość rozwoju technologii hydraulicznego szczelinowania w kierunku używania substancji dopuszczonych do stosowania w przemyśle spożywczym („green fracking”) np. płuczki solno – skrobiowej.
W tym miejscu trzeba zwrócić uwagę na konieczność stosowania przepisów rozporządzenia REACH dotyczącego zgłoszenia, klasyfikacji i rejestracji chemikaliów! Bez zgłoszenia w Europejskiej Agencji Chemikaliów nie da się sprowadzić spoza UE do Polski żadnych substancji chemicznych (a katalog substancji podlegających obowiązkowej rejestracji jest coraz szerszy)! Zresztą polska ustawa o substancjach chemicznych i ich mieszaninach również przewiduje szereg restrykcji…
Przemysław Stangierski, partner zarządzający w A.T. Kearney w Polsce, w wywiadzie dla portalu Newseria.pl podkreślił, że wciąż brakuje wytycznych dotyczących bezpiecznego stosowania chemikaliów przy wydobyciu gazu z łupków. – Jest mnóstwo osób i instytucji, które prowadzą badania i zajmują się zabezpieczaniem kwestii ryzyka związanego z chemikaliami wykorzystywanymi przy eksploatacji gazu łupkowego. Nie ma natomiast jednej instytucji, która spinałaby w sposób jednoznaczny i obowiązujący wszystkie tego typu kwestie – podkreślił ekspert. Coś mi to przypomina (vide post z dnia 1października 2013 roku: Instytucje ochrony środowiska w Polsce: czas na zmiany!). Cóż, gdzie kucharek sześć, tam…
Wychodząc naprzeciw obawom przeciwników gazu łupkowego, rząd przyjął projekt nowelizacji ustawy – prawo geologiczne i górnicze (p.g.g.), w tym kontrowersyjny art. 108 ust. 11a, zgodnie z którym informacja dotycząca składu płynu szczelinującego, nie stanowi tajemnicy przedsiębiorstwa (przedsiębiorcy) ani informacji o wartości handlowej w rozumieniu ustawy z dnia 3 października 2008 roku o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko.  Takie zapisy mogą budzić wątpliwości specjalistów od prawa własności intelektualnej. Zarówno rozporządzenie REACH jak i porozumienie TRIPS przewidują pewne odstępstwa w odniesieniu do poufnych informacji handlowych. Jeszcze inną budzącą wątpliwości kwestią jest uregulowanie tego zagadnienia w p.g.g. zamiast w art. 16 ustawy o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie.
W Polsce (co podkreślono w jednym z raportów Accenture), skład płynów szczelinujących może obecnie stanowić informację o środowisku (chyba, że jest to tajemnica przedsiębiorstwa –  aczkolwiek informacje o powstających z nich odpadach i ściekach nie są już objęte ochroną!), natomiast w USA podanie takich danych jest nieobowiązkowe… Z drugiej strony, w USA, ojczyźnie szczelinowania hydraulicznego, w ramach tzw. dobrych praktyk (CSR) spółki górnicze podają dokładne dane dotyczące składu tych płynów.
Pytanie, czy komentowany przepis nie jest zbyt radykalną ingerencją ustawodawcy w poufne dane technologiczne – wszakże wystarczyłoby, że takie informacje posiadałyby organy ochrony środowiska (na marginesie – ustawa o kosmetykach przewiduje ciekawe rozwiązanie w zakresie ochrony poufnych danych)… Jednak zdrowie i życie ludzkie oraz nieskażone środowisko są ważniejsze od tajemnicy przedsiębiorstwa, jeśli w grę wchodzi użycie substancji niebezpiecznych!
Nie sposób pominąć dwóch ostatnich nowelizacji ustaw „środowiskowych”.
Plusem nowelizacji prawa ochrony środowiska (p.o.ś.) jest implementacja przepisów dyrektywy IED, a w szczególności instytucji remediacji, która sprawdziła się na całym świecie przy usuwaniu zanieczyszczeń ropopochodnych gruntu.
Ostatnia nowelizacja p.o.ś. (związana z wdrożeniem tzw. dyrektywy IED) nie wprowadziła tak potrzebnych obowiązkowych ubezpieczeń ekologicznych. Niestety, nie udoskonalono również przepisów o odpowiedzialności cywilnej za szkody wyrządzone oddziaływaniem na środowisko (tak samo jak w nowelizacji p.g.g.), co akurat jest istotne dla przeciętnego Jasia Kowalskiego!
Art. 49x znowelizowanego p.g.g. również nie przewiduje obowiązkowych ubezpieczeń ekologicznych, jednakże dość istotną zmianą jest obowiązek wpłaty sumy zabezpieczenia roszczeń wnoszonego w pieniądzu przelewem na odrębny rachunek bankowy urzędu obsługującego organ koncesyjny w terminie 30 dni od dnia udzielenia koncesji. To i tak spora poprawa – do tej pory takie zabezpieczenie roszczeń mogło być (sic!) ustanowione (vide art. 28 ust. 2 p.g.g.), natomiast przedsiębiorca miał tylko corocznie przedstawiać dowód istnienia zabezpieczenia! Inna sprawa, że zabezpieczenia roszczeń związane z działalnością zagrażającą środowisku np. unieszkodliwianiem odpadów niebezpiecznych to „astronomiczne” kwoty rzędu 10 000 zł…
Na razie obie nowelizacje są „ w takcie obróbki” w komisjach sejmowych, a to z całą pewnością długo potrwa. O niedoskonałościach ustawy – prawo geologiczne i górnicze pisałem już w poście z dnia 25 września 2013 roku: Prawo geologiczne i górnicze: "środowiskowe" plusy i minusy...
Wracając do tematu składu płynów używanych przy szczelinowaniu nie należy mieć obaw, takich jakie mają niektórzy Amerykanie, szczególnie po filmach takich jak Gasland, wyśmiany przez specjalistów za scenę z płonącym kranem (w tej okolicy powierzchniowe wycieki gazu ziemnego obserwowano już w XVII wieku!), czy Promised Land (ten akurat sponsorowały Zjednoczone Emiraty Arabskie, jeden z największych producentów ropy naftowej, dla którego eksploatacja gazu łupkowego przez USA jest bardzo wielkim zagrożeniem...). O naciskach Rosji i jej koncernów w rodzaju Gazpromu nie trzeba się rozpisywać: Rosja zablokowała eksploatację gazu łupkowego w Bułgarii, aby nie zagroziło to gazociągowi South Stream…
A ekologów protestujących przeciwko łupkom warto zapytać: gdzie byliście kiedy Rosjanie układali Nord Stream na dnie i tak już zanieczyszczonego Bałtyku (pomijając ryzyko naruszenia składowisk zatopionej broni chemicznej)?
A może wyjazd do Rosji? Trwają tam szeroko zakrojone przygotowania do wydobycia ropy naftowej… z łupków: http://www.ekonomia.rp.pl/artykul/1097630.html...
Równie dobrze mogliby pojechać do Niemiec, gdzie tuż przy naszej granicy Niemcy budują dwie wielkie kopalnie odkrywkowe węgla brunatnego, o których negatywnym wpływie na wody podziemne nie trzeba się rozpisywać. Więcej na ten temat:
Czy w przypadku łupków naprawdę chodzi o czyste środowisko czy może o coś innego? Dla jasności: wcale nie lekceważę zagrożeń związanych z działalnością wydobywczą, trzeba jednak uczciwie podejść do tematu.  
Z eksploatacją gazu łupkowego trzeba się pospieszyć, gdyż (światowa) konkurencja nie śpi. Równie obiecujące perspektywy co Polska mają również RPA, Argentyna i Chiny! Holandia i Wielka Brytania też mają ochotę na tańszy gaz…
           Na sam koniec, link do artykułu prasowego obalającego panujący mit o „płonącej wodzie z kranu”: http://www.theblaze.com/stories/2012/03/23/fracknation-filmmakers-post-pro-fracking-billboard-negating-gasland-misconceptions/. Miłej lektury!
 

Grafika: US Energy Information Administration.