środa, 26 sierpnia 2015

Światowy Tydzień Wody. Problemy prawne, społeczne i ekonomiczne niewłaściwej gospodarki wodnej.



W dniach 23 – 28 sierpnia br. obchodzony jest Światowy Tydzień Wody. Co z tego wynika dla Polski? Całkiem sporo, jak się okazuje. Szczególnie w obliczu suszy – kiedy zostanie ogłoszony stan klęski żywiołowej? Po rolnikach następnymi poszkodowanymi są hodowcy ryb i organizmy wodne w rzekach (niski stan wody to brak tlenu i zakwit sinic!). Ponadto, pożary lasów, zawieszenie żeglugi śródlądowej, przerwy w dostawie energii elektrycznej. Straty dla gospodarki i dla środowiska! Co nas boli?
Po pierwsze, niedobory wody. Jak się okazuje, przyszłość maluje się w ciemnych barwach – Międzynarodowa Agencja Energii ocenia, że do 2035 roku światowe zapotrzebowanie na energię elektryczną wzrośnie o 35%, co pociągnie za sobą zwiększone o 85%  zapotrzebowanie na wodę. Szwajcaria już importuje 9 miliardów litrów wody rocznie!
Po drugie, zagospodarowanie ścieków. Jedynie 66% powierzchni Polski skanalizowano. Wciąż brakuje nam oczyszczalni ścieków (a Komisja Europejska straszy karami za niewłaściwe wdrożenie Ramowej Dyrektywy Wodnej…).
Jakiś czas temu Izba Gospodarcza „Wodociągi Polskie” wskazywała na konieczność zmiany przepisów w zakresie stosowania komunalnych osadów ściekowych, tak aby ich termiczne przekształcanie (spalanie) było powszechnie stosowaną metodą. Jak na razie nie doczekaliśmy się takich zmian, a szkoda. Instalacje służące do spalania osadów ściekowych to u nas rzadkość, a „surowca” nie brakuje. Za jednym zamachem można pozbyć się  odpadów  i zamieniać je na energię cieplną! Skoro od 2016 roku nie będzie wolno składować osadów ściekowych (wymóg wynikający z dyrektywy 1999/31/WE z 26 kwietnia 1999 roku w sprawie składowania odpadów) to spalanie tych osadów byłoby dobrym rozwiązaniem… Tyle, że nie mamy wystarczającej infrastruktury. Do tego wszystkiego problemy zapachowe (ustawy antyodorowej wciąż nie ma).
Po trzecie, brak odpowiednich zabezpieczeń przed powodzią. Wiele na ten temat napisano i nie ma sensu tego powielać.
Przypomnę tylko tezę wyrażoną w wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z dnia 28 lutego 2012 roku w sprawie 17423/05 Kolyadenko i inni przeciwko Rosji. Trybunał w Strasburgu uznał mianowicie, że nieodpowiednie utrzymanie zbiornika retencyjnego i koryta rzeki odprowadzającej z niego wodę stanowiło jedną z przyczyn gwałtownej powodzi,a organy państwa ponoszą odpowiedzialność za zagrożenie życia ludzkiego i szkody majątkowe wynikłe z tej powodzi. Zagrożenie powodziowe pojawia się w Polsce co roku. Trybunał jednoznacznie wskazał, iż organy władzy państwowej zobowiązane są (tak, tak!) do podejmowania wszelkich możliwych środków zabezpieczających życie, zdrowie i mienie obywateli w przypadku wystąpienia powodzi. Państwo ma także obowiązek stosować skuteczne środki zapobiegawcze takie jak na kontrola stanu wałów przeciwpowodziowych, oczyszczanie koryt rzek i egzekwowanie zakazu osiedlania się na terenach zagrożonych zalaniem. Państwo może zostać pociągnięte do odpowiedzialności za zaniechanie w kwestii działań prewencyjnych, takich jak oczyszczanie koryt rzek, utrzymywanie w odpowiednim stanie wałów przeciwpowodziowych, czy udzielania informacji mieszkańcom terenów zagrożonych. 
             Tylko czy do kogoś to dociera?


Oczyszczalnia ścieków w Antwerpii (Fot. Annabelle. Wikimedia Commons. Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported).

środa, 19 sierpnia 2015

Nowe prawo wodne – stare problemy legislacji? Cz. 2



Błąd nr 5: Iluzoryczna odpowiedzialność karna (na tle prawa obcego)
Analizując niedostatki legislacyjne projektu ustawy – Prawo wodne, pokusiłem się m.in. o komparatystykę prawniczą – porównałem obecne i projektowane polskie przepisy z australijskimi, holenderskimi  i bułgarskimi.
Projekt nowej ustawy (identycznie do obecnej ustawy) przewiduje, że korzystanie z wody wymagające pozwolenia wodnoprawnego bez takiego pozwolenia podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. Rzeczywiście budzi grozę… Dla porównania: bułgarski kodeks karny z 1968 roku przewiduje do 2 lat więzienia, natomiast australijska ustawa z 2000 roku o gospodarce wodnej dla terytorium Nowej Południowej Walii przewiduje na tle 7 lat pozbawienia wolności i milion dolarów australijskich grzywny!
O innych przepisach karnych, dotyczących odpowiedzialności za wykroczenia (zamiast za przestępstwa) nie ma sensu się rozpisywać…

Błąd nr 6: wprowadzanie nowych opłat dla użytkowników wód bez odniesienia się do wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z dnia 11 września 2014 roku (C- 525/12)
Oceniając postawę Ministra Środowiska wobec przedsiębiorców – użytkowników wód, można się pokusić o stwierdzenie: Polak Polakowi wilkiem.
W poście z 4 października 2014 roku pisałem o korzystnym dla Niemiec wyroku TSUE, który pozwala polski władzom na odstąpienie od pobierania opłat za korzystanie z wód, przynajmniej w niektórych przypadkach. Nie będę powtarzał, tego co napisałem we wspomnianym poście. Podtrzymuję swoje twierdzenia. Nie musimy być bardziej „papiescy”, tym bardziej, że Europa Zachodnia (Niemcy, Holandia) nie ma się czym chwalić jeśli chodzi o czystość wód (vide post z dnia 25 marca br.).
Branża energetyczna ostrzega, że wprowadzenie nowych opłat doprowadzi do likwidacji około 400 elektrowni wodnych. Czy to ma być wsparcie dla OZE? Energia pochodząca ze źródeł odnawialnych jest czystsza niż ta ze spalania węgla, dlatego warto wspierać przynajmniej część inwestycji OZE. Trybunał Sprawiedliwości UE pozostawił państwom członkowskim decyzję co do zasadności wprowadzania opłat za wodę wykorzystywaną do produkcji energii w elektrowniach wodnych. Tak więc...
Najlepszym rozwiązaniem byłoby zaprzestanie prac na projektem ustawy – Prawo wodne. Przedwyborcza gorączka, a co za tym idzie, chęć „wykazania się  na 5 minut przed wyborami” nie służy polskiemu prawu.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Nowe prawo wodne – stare problemy legislacji? Cz.1.



W tym roku nęka nas susza. Szczególnie mocno odczuwają ją rolnicy (my odczujemy jesienią, gdy wzrosną ceny artykułów spożywczych…). Niestety, kolejne ekipy rządowe nie są w stanie rozwiązać swoistego paradoksu – w Polsce wystarczy kilka dni intensywnych opadów aby wywołać powódź, a jednocześnie kilka tygodni upałów, aby zaczęło brakować wody… Dlaczego? Odpowiedzi udzielała już kilkukrotnie NIK, poprzez swoje informacje o wynikach kontroli: brak właściwej gospodarki wodnej, a ściślej ujmując, brak zbiorników wodnych (zarówno dużych zapór jak i tzw. małej retencji). W kraju, którego zasoby wód słodkich należą do najmniejszych w Europie (tylko Czesi mają gorzej), gospodarka wodna praktycznie nie istnieje… Tym gorzej, że wody podziemne i powierzchniowe należą do strategicznych zasobów naturalnych kraju!
Powyższe pesymistyczne wiadomości to tylko pretekst do krótkiego omówienia rządowego projektu ustawy – Prawo wodne, który miał być remedium na wszystkie bolączki związane z nadmiarem/niedoborem/zanieczyszczeniem wód w Polsce. Niestety, nie spełnia on pokładanych w nim nadziei. Zawiera rzecz jasna szereg rozwiązań, które zasługują na uznanie, jednak nie przesłania to fatalnego obrazu jakże obszernego projektu ustawy (501 artykułów w porównaniu do 220 jednostek redakcyjnych obecnie obowiązującej ustawy)! Ilość nie przechodzi w jakość – o tym poniżej.
Obecnie obowiązująca ustawa z dnia 18 lipca 2001 roku – Prawo wodne odzwierciedla chaos w gospodarce wodnej wielość organów administracji publicznej zajmujących się gospodarowaniem wodami: Minister Środowiska, Prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej, dyrektorzy regionalnych zarządów gospodarki wodnej, wojewodowie oraz organy jednostek samorządu terytorialnego. Do tej wesołej gromadki trzeba dorzucić dyrektorów Urzędów Żeglugi Śródlądowej zajmujących się praktycznym wykorzystaniem wód płynących czyli żeglugą śródlądową. Projekt nowej ustawy ma temu zaradzić – zostaną zlikwidowane dotychczasowe urzędy, a powstaną 2 zarządy dorzecza (Wisły i Odry) oraz 6 urzędów gospodarki wodnej. Jeżeli zostaną w nich zatrudnieni fachowcy, to tylko przyklasnąć idei… na razie ścigamy się z Czechami, jeśli chodzi o rozproszenie kompetencji (a co za tym idzie, odpowiedzialności!).
Ponieważ usterek w projekcie ustawy  jest wiele – skoncentruję się na kilku wybranych…

Błąd nr 1: chaos w zarządzaniu wodami płynącymi.
Zasada „jedna rzeka – jeden właściciel”, obiecywana przez autorów projektu nowej ustawy, nie została zachowana – wykonywanie praw właścicielskich do rzek samorządowych będzie podzielone granicami województw, gdy rzeka przepływa przez granicę województwa. Pamiętamy kuriozalną sytuację z 2010 roku, gdy do odcinka wałów przeciwpowodziowych w Krakowie nie chciał się przyznać żaden z włodarzy: Prezydent Miasta Krakowa, wojewoda, marszałek województwa i dyrektor RZGW.

Błąd nr 2: nieprecyzyjne regulacje dotyczące spółek wodnych.
            Tutaj można wylać morze atramentu (tuszu do drukarki) odnośnie dziwactwa jakim są spółki wodne, które chętnie pobierają opłaty (często bezprawnie), za to niechętnie zajmują się tak prozaicznymi czynnościami jak udrażnianie rowów przydrożnych… W sprawie stowarzyszeń (błędnie nazwanych spółkami) interweniował kiedyś Rzecznik Praw Obywatelskich – jest ewenementem, że przynależność do stowarzyszenia jest przymusowa (praktycznie rzecz biorąc, brak możliwości wystąpienia ze spółki wodnej, gdyż potrzebna jest zgoda walnego zgromadzenia!), a wiec urąga Konstytucji RP. Projekt nowej ustawy powiela błędy ustawy z 2001 roku.

Błąd nr 3: brak możliwości udziału organizacji społecznych w postępowaniu o wydanie pozwolenia wodnoprawnego.
Od dnia 19 sierpnia 2007 roku obowiązuje znowelizowany art. 127 ust. 8 ustawy – Prawo wodne, wykluczający w praktyce udział organizacji społecznych (czyli tak naprawdę ekologicznych) w postępowaniach administracyjnych, których przedmiotem jest wydanie pozwoleń wodno prawnych. Oczywiście, zaraz ktoś wskaże „ekoterrorystów” jako przyczynę takiej nowelizacji. Jednak, trzeba pamiętać o tym, ze art. 31 Kodeksu postępowania administracyjnego pozwala organom administracji badać interes społeczny dopuszczenia organizacji społecznej do takiego postępowania. Pozwolenia wodnoprawne dotyczą korzystania z zasobów wód, służących zaspokajaniu potrzeb ludności, gospodarki, ochronie wód i środowiska (tak wskazuje art. 2 ustawy z 2001 roku).

Błąd nr 4: brak precyzyjnych regulacji dotyczących odpowiedzialności cywilnej za zanieczyszczenie wód.
            To jest dla mnie najpoważniejszy mankament. Cóż, może miałem wygórowane oczekiwania i spodziewałem się czegoś na miarę amerykańskiej Clean Water Act (doskonałego instrumentu prawnej ochrony wód, który naprawdę działa!)? Ciekawostka: szkody wodne to pierwszy na świecie przypadek uregulowania odpowiedzialności cywilnej za szkody w środowisku!  Zagadnienie to pojawiło się w najstarszych kodyfikacjach świata: kodeksie Ur – Nammu (2050 p.n.e.) oraz w Kodeksie Hammurabiego (1750 p.n.e.) – przepisy dotyczyły „szkody ekologicznej” w postaci szkody wodnoprawnej, polegającej na zalaniu sąsiedniego gruntu. Dziś odpowiednikiem starożytnych „paragrafów” jest art. 29 ustawy z 2001 roku (swoja drogą, częsty przedmiot rozpraw sądowych…).
Wracając do zanieczyszczenia wody, zarówno ustawa z 2001 roku jak i omawiany projekt stanowią regres w regulacji odpowiedzialności za zanieczyszczenie wód. Pierwszą polską regulacją traktującą o szkodach związanych z oddziaływaniem wody była ustawa wodna z 1922 roku. Art. 26 tej ustawy przewidywał odpowiedzialność za zanieczyszczenie wód i to na zasadzie ryzyka a nie zasadzie winy (co wymagałoby długotrwałego dowodzenia winy pozwanego). Późniejsze ustawy z 1961 i 1962 roku przewidywały szczególną odpowiedzialność zbliżoną do absolutnej (jak w krajach anglosaskich). Natomiast prawo wodne z 1974 roku stanowiło regres w stosunku do poprzednio obowiązujących regulacji, gdyż nie przyznawało praw do odszkodowania za zanieczyszczenie wód.
Obecnie odpowiedzialność cywilna za zanieczyszczenie wód, w myśl wyroku SN z dnia 18 marca 2005 roku (sygn. akt II CK 559/04), opiera się na przepisach Kodeksu cywilnego o czynach niedozwolonych, a więc na zasadzie winy jako podstawowej zasadzie (sprawa dotyczyła odpowiedzialności za szkody wyrządzone w wyniku zanieczyszczenia wód ściekami przez podmiot prowadzący na podstawie pozwolenia wodnoprawnego oczyszczalnię ścieków – SN uznał, że nie stosuje się tu przepisów prawa wodnego!). Jak groźne może być zanieczyszczenie wód przekonali się ostatnio Amerykanie:http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/56,114944,18538167,wyciek-toksyn-z-kopalni-zatrul-rzeki-w-stanie-kolorado-spowodowali.html.
             Dalsza część „usterek” niebawem…

sobota, 8 sierpnia 2015

Święto pszczół to także nasze święto! Chroniąc „zapylacze” chronimy siebie.



Jak co roku, dziś obchodzimy Światowy Dzień Pszczół. I choć to one są najważniejszymi z owadów zapylających (ang. polllinators), które odpowiadają za 1/3 ludzkiej diety , to nie należy zapominać o trzmielach i motylach. W naszej strefie klimatycznej trzmiele zapylają około  400 gatunków roślin. Nie wszyscy wiedzą, że w Polsce żyje ponad 470 gatunków dzikich zapylaczy: www.pomagamypszczolom.pl/wielki-dzien-pszczol#gdzie-swietowac-wielki-dzien-pszczol.
Warzywa, owoce, bawełna, czy kawa to tylko niektóre produkty, które powstają dzięki zapylaniu przez pszczoły miodne oraz licznie występujące w Polsce owady dziko żyjące. Niestety, niemal połowa z występujących w Polsce gatunków pszczołowatych znajduje się na tzw. czerwonej liście i jest zagrożona wyginięciem. Najbardziej charakterystycznym negatywnym zjawiskiem jest zespół masowego ginięcia pszczoły miodnej (ang. Colony Collapse Disorder, skrót CCD), najprawdopodobniej wywołany przez pestycydy. Trzeba jednak pamiętać, że zapylaczom zagraża także emisja zanieczyszczeń przez przemysł i ruch drogowy oraz wypalanie traw.
Na szczęście widać „światełko w tunelu”: w kwietniu 2013 roku Komisja Europejska przegłosowała dwuletni zakaz stosowania trzech pestycydów z grupy neonikotynoidów.  Polskie prawo również zmieniono pod kątem lepszej ochrony pszczół: art. 120 ust. 1 ustawy z dnia 18 grudnia 2003 roku o ochronie roślin jasno stanowi, że środki ochrony roślin dopuszczone do obrotu i stosowania w dniu wejścia w życie niniejszej ustawy klasyfikuje się pod względem stwarzania przez nie zagrożeń dla zdrowia człowieka, pszczół i organizmów wodnych, zgodnie z przepisami o substancjach i preparatach chemicznych, w terminie 3 lat od dnia wejścia w życie niniejszej ustawy.
Z pozostałych dobrych wiadomości: koncern Monsanto utracił zezwolenie meksykańskiego ministra rolnictwa na uprawę zmodyfikowanej genetycznie soi, jako zagrażającej pszczołom, natomiast niemiecka organizacja ekologiczna Friends of the Earth Germany wygrała w sądzie sprawę o naruszenie dóbr osobistych spółki Bayer, produkującej pestycydy zawierające groźne dla zapylaczy neonikotynoidy…