piątek, 29 sierpnia 2014

Wiele hałasu o... dopuszczalny poziom hałasu.



Kolejny interesujący materiał, jaki „przyrządziła” Najwyższa Izba Kontroli. Tym razem rzecz o hałasie, który jest jednym z bardzo szkodliwych czynników wpływających na zdrowie ludzkie (a także na zdrowie zwierzęce): http://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-halasie-w-duzych-miastach.html
NIK oceniła negatywnie działania Ministra Środowiska odnośnie implementacji przepisów dyrektywy 2002/49/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 25 czerwca 2002 roku odnoszącej się do oceny i zarządzania poziomem hałasu w środowisku. Otóż, Minister Środowiska zmienił w 2012 roku rozporządzenie w sprawie dopuszczalnego poziomu hałasu w środowisku.
Z dnia na dzień okazało się, że mieszkańcy dużych miast muszą znosić hałas sięgający nawet 70 dB w dzień i 65 dB w nocy!!! To znaczenie więcej niż zaleca Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) czyli 55 dB. Cóż, wszystko „zgodnie z normami”…  jak w PRL.
Z racji omawianego tematu przypomniała mi się sprawa mojej koleżanki z podkrakowskiej miejscowości, w której jest rozbudowywana droga wojewódzka. Ponieważ trasa ma przebiegać tuż pod oknami jej domu, zwróciła się do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska o dokonanie pomiarów już istniejącego natężenia hałasu. Oczywiście, jak to w Polsce często bywa, spotkała się ona z serią wykrętów (w formie pisemnej). Na jej prośbę przesłałem więc mailem kilka orzeczeń sądów administracyjnych w tym temacie...
Najistotniejszy z nich jest chyba wyrok WSA w Krakowie z dnia 19 lipca 2013 roku (sygn. akt II SA/Kr 522/13): 
               1. W myśl art. 115a p.o.ś. dowody wskazujące na przekroczenie dopuszczalnych norm hałasu przeprowadzane są w ramach czynności kontrolnych jeszcze przed wszczęciem postępowania. To dopiero w oparciu o wyniki pomiarów dokonane przez podmioty wyszczególnione w tym przepisie i poza postępowaniem głównym w sprawie określenia dopuszczalnego poziomu hałasu - organ wszczyna postępowanie w przedmiocie wydania decyzji z art. 115a ust. 1 powyższej ustawy.
               2. Dowód potwierdzający przekroczenie dopuszczalnych norm natężenia hałasu przeprowadzany jest poza postępowaniem w przedmiocie określenia dopuszczalnego poziomu hałasu, gdyż stanowi on asumpt do jego wszczęcia, co ma miejsce w związku z tym po przekroczeniu dopuszczalnego poziomu hałasu.
3. Gdy w sprawie są wątpliwości, wojewódzki inspektor ochrony środowiska ani starosta nie mogą odmówić ponownych pomiarów akustycznych.
Powyższe orzeczenie dotyczyło właściciela nieruchomości, który zakwestionował pomiary hałasu dochodzącego z pobliskich zakładów mięsnych (które oczywiście nie stwierdziły przekroczenia dopuszczalnego poziomu...). Jednakże pomiary te odbyły się w miejscu osłoniętym przez budynek magazynowy. To się nazywa profesjonalizm administracji publicznej! Właściciel nieruchomości wniósł o ponowne przeprowadzenie badań, początkowo bezskutecznie. Dopiero sąd nakazał, aby odbyły się one jeszcze raz.
Na konieczność przeprowadzenia ponownych pomiarów w przypadku ich zakwestionowania, wskazywał też WSA w Bydgoszczy w wyroku z dnia 30 stycznia 2013 roku (sygn. akt II SA/Bd 1087/12). Natomiast WSA w Poznaniu, w wyroku z dnia 5 kwietnia 2011 roku (sygn. akt II SA/Po 909/10) sformułował bardzo słuszną tezę, że już jednokrotne naruszenie dopuszczalnego poziomu zobowiązuje organ do wydania decyzji, o jakiej mowa w art. 115a p.o.ś., czyli decyzji o dopuszczalnym poziomie hałasu.
O tym, że zaniedbania władz publicznych w zakresie ochrony środowiska przed hałasem to nie tylko polska specjalność, można się przekonać studiując orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Za przykład może służyć chociażby wyrok ETPC z dnia 16 listopada 2004 roku w sprawie Moreno Gómez v. Hiszpania (nr 4143/02), który zapadł na gruncie art. 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (prawo jednostki do poszanowania jej życia prywatnego i rodzinnego, jej mieszkania i korespondencji). Trybunał uznał, że rada miasta tolerowała lekceważenie zasad ochrony przed hałasem, które sama wcześniej ustanowiła. Skarżąca cierpiała poważne naruszenie jej prawa do poszanowania mieszkania w wyniku uchybienia władz i niepodjęcia przez nie działań w celu zajęcia się zakłóceniami ciszy nocnej (przez liczne dyskoteki i bary).
Trybunał niezwykle celnie podsumował całą sytuację, stwierdzając, że Konwencja zmierza do ochrony praw skutecznych, a nie iluzorycznych. Warto, aby polskie władze wzięły sobie te myśl do serca!

sobota, 23 sierpnia 2014

Prawo ekologiczne porównawcze cz.10. Torby foliowe i złomowanie pojazdów czyli rzecz o podatkach i opłatach ekologicznych…



Szeleszczące zło…
Ostatnimi czasy pojawiły się wieści o tym, że Unia Europejska zamierza na serio walczyć z zasypującymi nas odpadami w postaci toreb foliowych, tak chętnie używanych podczas zakupów. Przeciętny Europejczyk zużywa rocznie około 200 reklamówek (w 2010 roku w Europie wyrzucono ponad 8 mld sztuk takich toreb, z czego połowa wylądowała na składowiskach!).
Dlatego też, Parlament Europejski dąży do nowelizacji dyrektywy 94/62/WE w sprawie opakowań i odpadów opakowaniowych. Zmiana ma dotyczyć „lekkich plastikowych toreb na zakupy” (wykonanych z  materiałów z tworzyw sztucznych o grubości ścianki poniżej 50 mikronów), które są dostarczane konsumentom w punkcie sprzedaży towarów lub produktów. Państwa członkowskie mają podjąć odpowiednie środki ograniczające ich stosowanie, m.in. przez obłożenie opłatami lub podatkami „ekologicznymi”, nazywanymi podatkami Pigou (od nazwiska brytyjskiego ekonomisty, który zalecał nakładanie podatków na sprawców szkód m.in. tych środowiskowych). Zmiana ma doprowadzić do redukcji zużycia toreb o 80%.
 Świetnie, ale może by tak znowelizować resztę przepisów dyrektywy, albo opracować nową? Porównując dyrektywę opakowaniową z odpadową, widać jak na dłoni niedostatki tej pierwszej…
Nie czekając na eurokratów, Dania i Bułgaria wprowadziły już dawno podatek od opakowań, a Irlandia i Włochy opłatę od toreb z tworzyw sztucznych. Inna sprawa, że można by wprowadzić w Polsce, na wzór francuskiego TGAP (Taxe générale sur les activités polluantes), ogólny podatek środowiskowy, zamiast skomplikowanego systemu opłat środowiskowych! TGAP nakładany jest na każdego, kto powoduje zanieczyszczenie środowiska, a wpływy z tego tytułu są przeznaczane na ściśle proekologiczne cele.

Zapłać za przyszłe złomowanie swojego automobilu!
Zamiast opłaty recyklingowej w wysokości 500 zł, zapłacimy 400 złotych opłaty depozytowej za przyszłe złomowanie samochodu, przy pierwszej rejestracji sprowadzonego do kraju samochodu.
Rząd przyjął projekt nowelizacji ustawy o recyklingu pojazdów wycofanych z eksploatacji. Właściciel nowego pojazdu wpłaci depozyt, a w postaci premii odzyska go ostatni posiadacz. 400 zł depozytu zastąpi 500 zł dotychczasowej opłaty recyklingowej, pod warunkiem przekazania wraku do stacji demontażu posiadającej niezbędne zezwolenia, a nie do pokątnego warsztatu (tzw. „dziupli”) z którego większość odpadów trafi do lasów…
Dla wygody wszystkich zmotoryzowanych, importerzy pojazdów nadal będą musieli zadbać o sieć demontażu pojazdów (przynajmniej trzy stacje demontażu lub tyle samo punktów zbierania pojazdów w województwie), jeśli wprowadzają przynajmniej 1000 pojazdów rocznie na rynek polski.
Profesjonalne złomowanie samochodów jest ważne nie tylko dlatego, że pozwala uniknąć zanieczyszczeń gleby (zużyte oleje, metale ciężkie), ale dlatego, że pozwala również na realizację idei recyklingu – przeciętny samochód to źródło surowców, które mogą utracić status odpadu i stać się na nowo produktem: około 55 kg tworzyw sztucznych, 30 kg gumy czy 11 kg metali takich jak aluminium, tytan, pallad i platyna (z katalizatorów). Jest to o tyle istotne, że w najbliższych latach producenci wprowadzą na rynek europejski dziesiątki tysięcy samochodów o napędzie elektrycznym (EV) i wtedy dopiero zacznie się zabawa w recykling pojazdów!
Dlatego wspomniana nowelizacja przewiduje opłatę produktową dla prowadzących stacje demontażu, w przypadku nieosiągnięcia wymaganego poziomu odzysku i recyklingu odpadów pochodzących z pojazdów wycofanych z eksploatacji.
A jak radzą sobie w innych krajach?
Ciekawym pomysłem jest holenderska organizacja non profit Auto Recycling Netherland (ARN) utworzona przez podmioty z branży motoryzacyjnej. Otóż likwidacja zużytych pojazdów jest finansowana z opłaty wynoszącej 45 euro. ARN gromadzi te środki i zapewnia profesjonalny system recyklingu.
To zupełnie inne podejście niż rosyjskie – od 1 września 2012 roku obowiązuje tam specjalna opłata „utylizacyjna” nakładana, zamiast cła, na pojazdy importowane lub wytwarzane w Rosji przez zagraniczne podmioty, które nie spełniają wymogów nowej ustawy. Opłata wynosi od 50 euro za samochód osobowy do 150 000 euro za używaną 18 – kołową ciężarówkę!
Żeby było śmieszniej,  nowe prawo weszło w życie miesiąc po akcesji Rosji do WTO (warunkiem przystąpienia było zniesienie dyskryminacyjnych ceł na towary zagraniczne). Cóż, Rosja to rzeczywiście stan umysłu…

Źródło: www.flickr.com (fot. Chad Weisser). 
 





środa, 13 sierpnia 2014

Ja tu tylko sprzątam, czyli administracja morska nie wie nic o brzegach Bałtyku.



Są wakacje, więc coś „plażowego” do poczytania…
Pod tym linkiem znajduje się interesujący raport NIK z kontroli wykorzystania środków publicznych na inwestycje przez administrację morską, w tym również na ochronę brzegów morskich: http://www.nik.gov.pl/plik/id,7002,vp,8856.pdf.  Jest co komentować.

Garść faktów
Polska część wybrzeża Bałtyku o długości 498 km wymaga niestety ciągłej ochrony przed niszczycielskim oddziaływaniem morza, ponieważ na 55% długości proces niszczenia wybrzeża ma charakter intensywny.
Następstwem tego jest zanik plaż, erozja brzegu, cofanie się linii brzegowej oraz niszczenie infrastruktury, zapewniającej dostęp do portów i przystani od strony morza, a także strata unikatowych gatunków flory charakterystycznych dla wybrzeża Bałtyku. Postępująca erozja to przede wszystkim wynik podwyższającego się poziomu wód morskich, spowodowanego ociepleniem klimatu oraz wzrostem siły i częstotliwości sztormów. Polskie morze zabiera rocznie aż 50 ha lądu o łącznej wartości 500 mln  zł! Jest więc o co walczyć z siłami przyrody…

Ja nic nie wiem, ja nic nie mogę…
Podstawowym celem administracji morskiej (urzędów morskich oraz Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej) jest ochrona linii brzegowej według stanu z roku 2000 oraz zapobieganie zanikowi plaż, poprzez budowę i utrzymywanie umocnień brzegu morskiego, wydm i zalesień ochronnych a także budowę i utrzymywaniu obiektów infrastruktury, zapewniającej dostęp do portów i przystani morskich. Niestety, polscy urzędnicy nie wiedzą jak wyglądała linia brzegowa w 200o roku! Śmiać się czy płakać?
Dwudziestoletni Program ochrony brzegów morskich z 2003 roku, mający przeciwdziałać zagrożeniom erozją polskiego wybrzeża to 911 mln zł na inwestycje. I co z tego? Wzmacniano (betonowymi opaskami) brzegi nie tam, gdzie to było rzeczywiście potrzebne albo w sposób sprzeczny ze sztuką budowlaną, przez 6 lat nie zakończono nawet opracowań środowiskowych projektu budowy drogi wodnej łączącej Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską itd. Ponad 38 mln złotych wydatkowano niezgodnie z prawem.  To nie jest problem złego prawa (bo ustaw ci u nas dostatek!) tylko czyjejś niekompetencji, a może czegoś więcej…  

Na szczęście mamy sądy…
Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 13 kwietnia 2010 roku (sygn. II OSK 254/10) powstrzymał zabudowę klifu w Ustroniu Morskim, natomiast wyrok Sądu Najwyższego z dnia 12 kwietnia 2013 roku (sygn. IV CSK 608/12) potwierdził ciągłość ochrony przyrodniczej tzw. Klifu Chłapowskiego. Tylko czy koniecznie trzeba udawać się z tym przed oblicze Temidy? Nasza administracja (za nasze pieniądze z podatków) nie może się choć trochę wysilić? Wiem, pytanie retoryczne…

Ciekawe dlaczego Polacy wybierają Chorwację i Bułgarię?
Jeśli wybierają, to nie tylko ze względu na pogodę! Na południu Europy plaże są efektywnie wykorzystywane, po prostu dba się o całą „plażową” otoczkę. Same plaże są czystsze niż nasze. Bułgarskie (słynne Złote Piaski!) są chronione licznymi przepisami krajowymi, unijnymi (Natura 2000!) a także Konwencją o ochronie Morza Czarnego przed zanieczyszczeniami. W końcu piękne, czyste plaże to korzyść dla gospodarzy…
Ale to i tak nic w porównaniu z Chorwacją – 7 z 8 parków narodowych znajduje się nad morzem, a chorwacką część Adriatyku wraz z wybrzeżem uważa się za jeden z najpiękniejszych i najlepiej zachowanych rejonów Europy! A to wszystko dzięki wysokiej świadomości ekologicznej mieszkańców i działaniom państwa (żyją z turystyki)! Ponad 120 tamtejszych plaż otrzymało w 2011 roku Niebieską Flagę za najwyższe standardy ekologiczne!!! Pomarzyć…