wtorek, 24 listopada 2015

Komu bije dzwon? Co jest instalacją w rozumieniu przepisów ustawy – Prawo ochrony środowiska?



Niedawno, na stronie internetowej Ministerstwa Środowiska pojawiła się interpretacja przepisów o ochronie przed hałasem. Dość zaskakująca, dotyczy bowiem instalacji w rozumieniu ustawy – Prawo ochrony środowiska (p.o.ś.), jakimi są (tak, dobrze czytacie!) dzwony kościelne: https://www.mos.gov.pl/g2/big/2015_11/3a34c671ba1eb29d05e6131e03e352f3.pdf.
Jak wynika z powyższej interpretacji, dzwony kościelne są, w myśl przepisu art. 3 pkt 6 p.o.ś. instalacją (stacjonarne urządzenie techniczne) mogącą powodować emisję, o której mowa w przepisie art. 3 pkt 4 lit. b p.o.ś., czyli hałas. Czy to nadgorliwość? Wojujący ateizm? Niekoniecznie!
Dzwony kościelne to stały element tzw. krajobrazu dźwiękowego miast i wsi. Często, we wszechobecnym zgiełku nie zwracamy nawet uwagi na ich dostojne bicie. Pojawiają się jednak sytuacje, w których tworzą się konflikty na linii mieszkańcy – parafia. Nie da się ukryć, że częste bicie dzwonów może być uciążliwie dla tych osób, które mieszkają dość blisko wieży kościelnej: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/idziemy200914-dzwon.html. Czasami wynika to z faktu budowania nowych budynków wielorodzinnych bardzo blisko kościołów, stojących tam od lat. W takich przypadkach trzeba wyważyć interesy poszczególnych jednostek z wolnością wyznania, z której korzysta znakomita większość Polaków…
Można też postawić pytanie, czy ludzie protestujący przeciwko dzwonom kościelnym (niekiedy ze względów, nazwijmy to... ideologicznych) mieliby odwagę protestować przeciwko donośnym śpiewom muezinów w meczetach? Też słyszę dzwony z pobliskiego kościoła, ale nie uważam tego za problem, tym bardziej, że jest wiele innych, bardziej dokuczliwych źródeł hałasu m.in. linie kolejowe, drogi, place budowy czy niektóre kluby, gdzie imprezy trwają „do ostatniego klienta”. Jednakże, są przypadki, gdzie proboszczowie chcą „urozmaicać” życie parafii instalując urządzenia elektroniczne, które tak odgrywają melodie przy pomocy dzwonów (gdzie poziom natężenia dźwięku jest wyższy niż w przypadku zwykłych dzwonów!). I tu zaczynają się schody… bynajmniej nie do nieba.
Czy ww. interpretacja Ministra Środowiska to zamach na religię? Nie stawiałbym takiej tezy. Ustawa – Prawo ochrony środowiska jasno wskazuje, co jest emisją. Hałas, jako rodzaj energii jest bez wątpienia emisją. Z kolei, przez zanieczyszczenie rozumie się emisję, która może być szkodliwa dla zdrowia ludzi lub stanu środowiska, może powodować szkodę w dobrach materialnych, może pogarszać walory estetyczne środowiska lub może kolidować z innymi, uzasadnionymi sposobami korzystania ze środowiska
Warto pamiętać, że wystarczy jednokrotne przekroczenie norm hałasu, aby uznać, że jest potrzeba wydania decyzji administracyjnej w celu zabezpieczenia prawa osób, na które szkodliwie oddziałuje działalność określonego podmiotu. Tak, w kilku wyrokach wyraził się Naczelny Sąd Administracyjny.
Czy mają więc rację, ci którzy domagają się „ściszenia” dzwonów kościelnych? Orzecznictwo sądów administracyjnych, jak na razie przyznaje im rację!
WSA we Wrocławiu, w wyroku z dnia 16 września 2014 roku (sygn. akt II SA/Wr 405/14) rozważał kwestię dzwonów uruchamianych automatycznie kilka razy w ciągu dnia.
Uznał, że fakt, że kościół wraz z znajdującym się dzwonami nie ma charakteru przemysłowego lub gospodarczego nie stanowi przeszkody dla uznania dzwonów kościelnych za instalację zaś kościoła za zakład w rozumieniu p.o.ś. Zakładem, w rozumieniu p.o.ś. jest jedna lub kilka instalacji wraz z terenem, do którego prowadzący instalacje posiada tytuł prawny, oraz znajdujące się na nim urządzenia. Charakter budynku nie ma w tej sprawie znaczenia prawnego. Posłużył się także (moim zdaniem nietrafionym) porównaniem do lokali rozrywkowych i działającego w nich nagłośnienia. Emitowany przez dzwony kościelne hałas nie stanowi także powszechnego korzystania ze środowiska w rozumieniu p.o.ś., bowiem korzystanie ze środowiska (realizowane bez wykorzystania instalacji), będzie mogło być rozumiane jako powszechne, tylko wówczas, gdy będzie pozostawało w związku z zaspokojeniem potrzeb osobistych i gospodarstwa domowego, w tym wypoczynku i uprawiania sportu ( art. 4 ust. 1 p.o.ś.).
Z drugiej strony, sąd wskazał, że nie ogranicza to swobody i wolności sprawowania kultu religijnego, ponieważ dotyczy wyłącznie dopuszczalnych poziomów hałasu wydawanego przez dzwony kościelne. Sąd uznał, że dźwięk dzwonów kościelnych nie jest elementem kultu religijnego i należy go wiązać go należy raczej z wielowiekową tradycją związaną z wyznaczaniem rytmu życia, odmierzaniem czasu pracy i modlitwy. To akurat nie zasługuje na akceptację – „dzwon to nie budzik”, jak zgodnie przyznają zarówno księża i przeciwnicy dzwonów kościelnych (każdy ma dziś zegarek etc.).
Jeszcze wcześniej, WSA w Kielcach, w wyroku z dnia 16 marca 2007 roku (sygn. akt II SA/Ke 396/06) oceniał kwestię hałasu emitowanego przez parafialne dzwony elektroniczne, potwierdzając tym samym, że starosta mógł, w drodze decyzji, zobowiązać parafię do ograniczenia oddziaływania na środowisko i jego zagrożenia w zakresie hałasu.
Zapewne takich spraw będzie przybywać. Duchowni również muszą przestrzegać obowiązującego prawa. Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, iż organy ochrony środowiska powinny bardziej przykładać się do zwalczania uciążliwości związanych z hałasem emitowanym przez drogi czy zakłady przemysłowe. Orzecznictwo NSA dobitnie wskazuje, że m.in. prowadzenie pomiarów pozostawia wiele do życzenia...

sobota, 14 listopada 2015

Smog wawelski. „Antysmogowa” nowelizacja ustawy – Prawo ochrony środowiska. Co z ochroną powietrza? Cz. 2.



Wczoraj przedstawiłem problem smogu w konwencji horroru, a dziś piszę o sposobach na „poprawę atmosfery”.

Przepisy „antysmogowe”. Czy bardziej skuteczne?
W  czwartek 12 listopada br. weszła w życie ustawę z 10 września 2015 roku o zmianie ustawy – Prawo ochrony środowiska, tak bardzo oczekiwana przez wielu. Dla uproszczenia i ślad za doniesieniami medialnymi, będę posługiwał się określeniem „ustawa antysmogowa”. Bynajmniej nie jest to trafna nazwa...
Opisywana nowelizacja wprowadza również zmiany odnośnie ochrony przed hałasem (przykładowo, tereny zabudowy mieszkaniowej będą chronione dopiero z chwilą ich faktycznego zagospodarowania – ma to zapobiegać ustawianiu ekranów ochronnych „chroniących” puste przestrzenie, z drugiej strony, zmiana rozporządzenia Ministra Środowiska z z dnia 14 czerwca 2007 roku w sprawie dopuszczalnych poziomów hałasu w środowisku, dokonana w 2012 roku, może niepokoić – podwyższono dopuszczalne poziomy hałasu!).
Jak widać, diabeł tkwi w szczegółach, dlatego „ustawę antysmogową” będzie można rzetelnie ocenić mniej więcej za rok, gdy zostaną wydane rozporządzenia wykonawcze, a sejmiki województw uchwalą ograniczenia lub zakazy w zakresie eksploatacji instalacji, w których następuje spalanie paliw.
Wspomniane wyżej uchwały mają być podejmowane na podstawie znowelizowanego art. 96 ustawy – Prawo ochrony środowiska (p.o.ś.). W poprzedniej, lakonicznej wersji, przepis ten pozwalał (w teorii) sejmikom województw na określenie, w drodze uchwały, rodzajów lub jakości paliw dopuszczonych do stosowania. Problem w tym, że tak ogólnikowy przepis (bez podania kryteriów ograniczeń) nie pozwalał na skuteczną walkę z zanieczyszczeniami. Przekonał się o tym Sejmik Województwa Małopolskiego, zakazując stosowania paliw stałych do ogrzewania domów i mieszkań na terenie Gminy Miejskiej Kraków (na marginesie – dlaczego tylko jednej gminy, skoro w sąsiednich gminach również istnieje problem zanieczyszczenia powietrza, które cały czas napływa do Krakowa?). Najpierw Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie, wyrokiem z 22 sierpnia 2014 roku (sygn. akt II SA/Kr 490/14) stwierdził nieważność ww. uchwały, następnie NSA w wyroku z 25 września 2015 roku (II OSK 255/15), zaaprobował  rozstrzygnięcie WSA w Krakowie.
NSA w swoim wywodzie podkreślił, że przekroczenie upoważnienia zawartego w art. 96 p.o.ś. miało wpływ na naruszenie innych przepisów w tym sensie, że zrodziło niedopuszczalną ingerencję w istniejących prządek prawny (wbrew zasadzie z art. 7 Konstytucji RP), realizowany zgodnie z innymi wyrażonymi w Konstytucji RP zasadami (równości i sprawiedliwości społecznej, zaufania do organów państwa z art. 2, wolności działalności gospodarczej z art. 20 i 22, swobody umów z art. 31 ust. 1 oraz proporcjonalności z art. 31 ust. 3). godząc również w porządek prawny regulowany ustawami: Prawo energetyczne, Prawo budowlane, czy Kodeks cywilny. Doszło do bezpodstawnego wkroczenia w materie regulowane odmiennie tymi aktami rangi ustawowej oraz wydanymi na ich podstawie rozporządzeniami wykonawczymi, w szczególności co do korzystania z paliw w celu ogrzewania lokali i przygotowywania ciepłej wody użytkowej, oraz z tym związanych praw i obowiązków różnych podmiotów. Nie określono również sposobu realizacji zakazu stosowania paliw stałych i ograniczenia stosowania paliw pozostałych oraz sposobu kontroli.
Sąd wytknął, że zaskarżona uchwała została skonstruowana w taki sposób, że nie wyraża nawet wprost adresata jej dyspozycji mimo, że dotyka głównie praw obywateli korzystających ze środowiska bez pozwoleń, którzy choćby z tego powodu mogą nie posiadać dostatecznej orientacji w zakresie skomplikowanych wyłączeń spod jej zastosowania!
Obecnie, projekty uchwał o których mowa w art. 96 p.o.ś., opracowują zarządy województw, natomiast właściwi miejscowo wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast wydają opinie co do tych projektów. Plusem jest dopuszczenie społeczeństwa do udziału w omawianej procedurze. Można wziąć udział w konsultacjach społecznych na zasadach określonych w ustawie z dnia 3 października 2008 roku o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko.
Uchwała (akt prawa miejscowego), o której mowa powyżej, określa m.in. granice obszaru, na którym wprowadza się ograniczenia lub zakazy i  rodzaje lub jakość paliw dopuszczonych do stosowania lub których stosowanie jest zakazane na danym obszarze lub parametry techniczne instalacji, w których następuje spalanie paliw. Uchwała może także określać: okres obowiązywania ograniczeń lub zakazów w ciągu roku. Nie dotyczy ona jednak szerokiej kategorii zakładów przemysłowych, gdyż nie ma zastosowania do instalacji, dla których wymagane jest uzyskanie pozwolenia zintegrowanego albo pozwolenia na wprowadzanie gazów lub pyłów do powietrza, albo dokonanie zgłoszenia.
Powstaje więc pytanie, czy ewentualne zakazy stosowania paliw, wyrażone w uchwale sejmiku województwa, wystarczą?  Oczywiście, że tak, o ile zakłady użytkujące instalacje objęte pozwoleniami zintegrowanymi/zgłoszeniami będą przestrzegać limitów emisji…
Z drugiej strony, znowelizowane przepisy art. 225 – 229 p.o.ś. przewidują, że podmiot, który zamierza wybudować nowe instalacje lub wprowadzić istotne zmiany w istniejących już instalacjach znajdujących się na terenie, na którym przekroczone są standardy jakości powietrza, musi doprowadzić do redukcji ilości gazów lub pyłów wprowadzanych do powietrza z innych instalacji. I to jest słuszne rozwiązanie! Szkoda, że dopiero teraz…

Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane…
I to jest trafne powiedzenie!  Wiele środowisk, w tym radni, wyrażało swoje oburzenie z powodu przedstawionych wyżej werdyktów sądów. Jednak ich pretensje są nieuzasadnione.
Trzeba przypomnieć, że sądy administracyjne, zgodnie z ustawą z dnia 25 lipca 2002 roku – Prawo o ustroju sądów administracyjnych, sądy administracyjne sprawują wymiar sprawiedliwości przez kontrolę działalności administracji publicznej. Nie mogą natomiast dokonywać kontroli działań administracji pod kątem słuszności czy sprawiedliwości społecznej, czy też celowości (co zostało explicite wyrażone w orzecznictwie tychże sądów).
Trudno oczekiwać od sądów, że zaakceptują wątpliwej jakości akty prawa miejscowego, uchwalone na podstawie równie wątpliwych przepisów ustawowych.  Inną kwestią jest, trwający od wielu lat problem z prawidłowym redagowaniem treści aktów prawa miejscowego. Świadczy o tym ilość rozstrzygnięć nadzorczych wojewodów i wyroków sądów administracyjnych.  
Ciekawym przykładem może być również wyrok NSA z dnia 19 sierpnia 2010 roku (sygn. akt II OSK 1159/10), dotyczący również uchwały sejmiku województwa (tym razem sprawa dotyczyła województwa opolskiego) w przedmiocie ochrony powietrza, tyle , że z innej podstawy prawnej (art. 84 w zw. z art. 91 p.o.ś.). Sejmik Województwa Opolskiego uchwalił program ochrony powietrza, ponieważ w strefie Kędzierzyńsko – Kozielskiej odnotowano przekroczenia dopuszczalnych poziomów jakości powietrza w zakresie pyłu zawieszonego i benzenu. Wydałoby się więc, że to słuszny krok. Jednakże NSA zakwestionował uchwałę, wskazując, że opracowywanie programów nie ma charakteru dowolnego, uzależnionego od woli organu administracji, ale może mieć miejsce wtedy, gdy przepis ustawy lub innego aktu prawnego wyraźnie taki obowiązek przewiduje. Brzmi znajomo prawda?

Jeśli nie zakaz to co? Może pozew?
W poprzednim poście pisałem o problemach, jakie może napotkać śmiałek wnoszący do sądu powództwo przeciwko sąsiadowi zatruwającemu powietrze. Najlepszym rozwiązaniem wydaje się powództwo negatoryjne z art. 222 § 2 w zw. z art. 144 Kodeksu cywilnego (k.c.), czyli żądanie zaprzestania naruszania własności sąsiedniej nieruchomości przez immisje (uciążliwe i niedozwolone oddziaływanie).
Można wnieść powództwo o naruszenie dóbr osobistych. Niestety, polskie sądy nie uznają prawa do czystego środowiska za dobro osobiste. Można co najwyżej podnosić zarzut uszczerbku na zdrowiu, ale to oznacza zastosowanie ogólnych zasad k.c., a nie przepisów p.o.ś. dotyczących odpowiedzialności cywilnej za szkody wyrządzone w środowisku.
Natomiast w przypadku wniesienia powództwa o przywrócenia stanu zgodnego z prawem i podjęcia środków zapobiegawczych, (w szczególności przez zamontowanie instalacji lub urządzeń zabezpieczających przed zagrożeniem lub naruszeniem), a w razie gdy jest to niemożliwe lub nadmiernie utrudnione, zaprzestania działalności powodującej to zagrożenie lub naruszenie (art. 323 ust. 1 p.o.ś.). Takie powództwo mógłby wnieść Skarb Państwa, jednostka samorządu terytorialnego, a także organizacja ekologiczna, jeśli zagrożenie/naruszenie dotyczy dobra wspólnego. Ale jak na razie, nie było jeszcze takiego przypadku. Szkoda, gdyż pewne ułatwienie procesowe przewiduje art. 327 p.o.ś. – każdy, komu przysługują roszczenia wraz z wniesieniem powództwa może żądać, aby sąd zobowiązał osobę, z której działalnością wiąże się dochodzone roszczenie, do udzielenia informacji niezbędnych do ustalenia zakresu tej odpowiedzialności, natomiast koszty przygotowania informacji ponosi pozwany.
Jeszcze lepiej przedstawia się sytuacja, gdy chcemy pozwać przedsiębiorcę prowadzącego zakład przemysłowy – art. 325 p.o.ś. jasno wskazuje, że odpowiedzialności za szkody wyrządzone oddziaływaniem na środowisko nie wyłącza okoliczność, że działalność będąca przyczyną powstania szkód jest prowadzona na podstawie decyzji i w jej granicach!
W tym duchu wypowiedział się Sąd Apelacyjny w Warszawie w wyroku z dnia 23 lutego 2015 roku (sygn. akt I ACa 881/14), choć na podstawie innych przepisów: Odpowiedzialność wynikająca z art. 435 § 1 k.c. obejmuje też szkody wyrządzone na skutek wydzielania przez urządzenia wchodzące w skład przedsiębiorstwa lub zakładu ścieków, gazów, spalin itp. Odpowiedzialność za szkody spowodowane emitowaniem substancji trujących istnieje również wtedy, gdy stężenie ich nie przekracza norm ustalonych w obowiązujących przepisach.
Jeżeli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Cóż, powyższe przepisy będą pomocne tylko wtedy gdy pozywamy „zakład poruszany siłami przyrody” np. kopalnię. Wystarczy wtedy wskazać bezprawność i związek przyczynowo – skutkowy. Nie trzeba udowadniać winy (pewne podobieństwo do amerykańskiej doktryny odpowiedzialności absolutnej).  Jeśli natomiast pozywamy małego przedsiębiorcę albo sąsiada „zza miedzy”, nie prowadzącego działalności gospodarczej „poruszanej siłami przyrody”, to wtedy musimy udowodnić mu winę, stosując  zasady ogólne odpowiedzialności cywilnej, określone w  k.c. Przewlekłe rozpatrywanie spraw przez sądy, ryzyko przegranej i zwrotu kosztów sądowych (np. opinii biegłych) odstrasza chętnych od wnoszenia takich powództw.

Pozew o czyste powietrze? Mrzonka czy najbliższa przyszłość? Pouczający przykład z Rybnika.
Niekoniecznie jest to mrzonka, ale szanse wygranej są raczej niewielkie... Tutaj prezentuję dwa przykłady takich niecodziennych spraw sądowych: http://czechofil.com/2013/10/18/ostrawa-pozwala-panstwo-czeskie-za-smog/ oraz http://wiadomosci.onet.pl/swiat/chiny-pozew-przeciwko-panstwu-w-zwiazku-ze-smogiem/bqysm.  
W Polsce pojawiła się jakiś czas temu precedensowa sprawa mieszkańca Rybnika, który  pozwał Skarb Państwa za bezczynność w dziedzinie przeciwdziałania zanieczyszczeniu powietrza: http://prawo.rp.pl/artykul/757723,974999-W-Rybniku-wniesiono-pozew-o-zanieczyszczenie-srodowiska-przekraczaniem-norm-zapylenia.html. W dniu 6 czerwca 2013 roku Sąd Okręgowy w Gliwicach oddalił jednak powództwo: http://www.radio90.pl/sad-oddalil-pozew-zdzislawa-kuczmy-nie-bedzie-procesu-w-sprawie-zanieczyszczonego-powietrza.html.
Sąd Apelacyjny w Katowicach, wyrokiem z dnia 23 stycznia 2014 roku (sygn. akt V ACa 649/13) oddalił niestety apelację mieszkańca Rybnika.
Pan Zdzisław wniósł powództwo o naruszenie dóbr osobistych i żądał od Skarbu Państwa podjęcia działań legislacyjnych w sprawie implementacji Parlamentu Europejskiego i Rady Nr 2008/50/WE z 21 maja 2008 roku  w sprawie jakości powietrza i czystszego powietrza dla Europy (poniekąd słusznie). Co w takim razie przesądziło o porażce przed sądem?
Po pierwsze, źle skonstruowane powództwo. Sąd Apelacyjny uznał, że nie może wyrokować co do przedmiotu, który nie był objęty żądaniem, ani zasądzać ponad żądanie. Sąd przyznał co prawda, że w przypadku nieimplementowania dyrektywy państwo może ponosić odpowiedzialność odszkodowawczą, w przypadku Polski uregulowaną w art. 4171 § 4 k.c. Wskazał jednak, że jest to odpowiedzialność odszkodowawcza, a więc za powstałą szkodę materialną i przepis ten, nie daje obywatelowi prawa żądania zadośćuczynienia, a więc naprawienia szkody niemajątkowej (krzywdy) w przypadku nieimplementowania dyrektywy (chodziło o naruszenie dobra osobistego w postaci prawa do nieskażonego środowiska). Ponieważ powód nie wykazał szkody majątkowej ani szkody na osobie (uszczerbku na zdrowiu), powództwo zostało oddalone.
Po drugie,  zadośćuczynienie za szkodę na osobie przysługuje na podstawie art. 445 § 1 k.c., a nie art. 4171 § 4 k.c.
Nawiasem mówiąc, SA w Katowicach wykazał się swoistą ekwilibrystyką prawniczą, opierając się na szeregu orzeczeń sądowych niekorzystnych dla obywateli pozywających Skarb Państwa (!). Taka „propaństwowa wykładnia”. Gdyby pan Zdzisław wygrał, ruszyłaby lawina pozwów… SA w Katowicach oparł się m.in. ma wyroku Sądu Najwyższego z dnia 5 września 2008 roku (sygn. akt I CSK 41/08), w myśl którego nie istnieje konstytucyjne prawo do odszkodowania za zaniechania. Czyżby? W piśmiennictwie jest to dyskusyjna kwestia.
Ostatnio SN zmienił zdanie, słusznie orzekając w wyroku z dnia 9 stycznia 2015 roku (sygn. akt V CSK 161/14), że przesłankami odpowiedzialności deliktowej Skarbu Państwa, przewidzianej tak w art. 417, jak i art. 4171 k.c. są: bezprawność działania lub zaniechania sprawcy, szkoda oraz normalny związek przyczynowy między bezprawnym zachowaniem sprawcy a szkodą.
Jeśli to będzie jakiekolwiek pocieszenie dla pana Zdzisława i mieszkańców „zaczadzonych” miejscowości, to wspomnę tylko, że podobna próba obciążenia korporacji, jednostek samorządu terytorialnego i osób fizycznych odpowiedzialnych za „smog” w Los Angeles również się nie powiodła (głośna sprawa  Diamond v. General Motors Corp. z 1971 roku). Sąd uznał za zbyt trudne określenie wyraźnej różnicy pomiędzy poszkodowanymi, a zobowiązanymi do spełnienia roszczeń (kategoria pozwanych). Pomimo tego, że w USA o wiele łatwiej jest pozwać kogoś (praktycznie o wszystko)!  

piątek, 13 listopada 2015

Smog wawelski. „Antysmogowa” nowelizacja ustawy – Prawo ochrony środowiska. Co z ochroną powietrza? Cz. 1.



„Mgła”
Dziś piątek 13, więc nadszedł czas na odrobinę grozy niczym w słynnej serii amerykańskich horrorów… Nie będę jednak epatował opisami wyczynów bohatera filmów (Jasona Voorheesa), ale zajmę się prawdziwym, za to cichym zabójcą – zanieczyszczeniem powietrza. Bynajmniej nie przesadzam – Światowa Organizacja Zdrowia podaje, że na świecie, z powodu zanieczyszczenia powietrza umiera rocznie ponad 1,3 mln osób (w tym 45 tys. Polaków)! „Zabójcza mgła” (nie mylić z horrorem  „Mgła” w reżyserii Johna Carpentera) zbiera ponure żniwo.
Smog (mieszanina toksycznych gazów i pyłów z wilgotnym powietrzem) tworzy zawiesinę, która przy niekorzystnych warunkach pogodowych (brak deszczu i wiatru) dusi i to dosłownie. Wystarczy przytoczyć historię Wielkiego Londyńskiego Smogu z 1952 roku (ponad 4 tys. zgonów w ciągu kilku dni, natomiast kolejne 8 tys. zmarło niedługo po ustąpieniu „zabójczej mgły”!): http://www.metoffice.gov.uk/learning/learn-about-the-weather/weather-phenomena/case-studies/great-smog; http://wiadomosci.onet.pl/wielka-brytania-i-irlandia/60-lat-temu-wielki-smog-zabil-w-londynie-12-tys-osob/c0yjt.
Niestety powietrze w Polsce coraz bardziej zaczyna przypominać to w Londynie A.D. 1952. Oczywiście, jeszcze nie wystąpiły masowe zgony, więc władze lokalne „nie widzą” powodów do niepokoju… Nic dziwnego, bo przez smog widoczność jest mocno ograniczona (podobnie jak logiczne myślenie naszych decydentów). Ostatnie wydarzenia z mojego rodzinnego miasta pokazują całkowite niezrozumienie problemu (a może raczej przysłowiowe chowanie głowy w piasek?) przez niektórych urzędników:  http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/9058417,fatalny-stan-powietrza-w-krakowie-normy-wielokrotnie-przekroczone,id,t.html. Żeby obwiniać znicze zapalone w Dniu Wszystkich Świętych o smog? Panowie z Monty Python w swoim „Ministerstwie Głupich Kroków” tego nie przewidzieli… 
            Jak mówią miłośnicy czarnego (od pyłu) humoru: krakowskie powietrze jest dobre, trzeba je tylko dobrze pogryźć! Dla zainteresowanych polecam grafikę „w temacie”: http://joemonster.org/art/34067. Dla mnie najbardziej podoba się rodzina w zmodyfikowanym tradycyjnym krakowskim stroju.
Byłbym jednak nieuczciwy, gdybym ograniczał się jedynie do grodu Kraka... Ten sam koszmar przeżywają mieszkańcy Zabrza i Rybnika (do którego jeszcze wrócę) Katowic i Gliwic. W pozostałych regionach też nie jest zbyt dobrze… Aż sześć polskich miast znalazło się w pierwszej dziesiątce najbardziej zanieczyszczonych miast Europy (gorzej jest tylko w czterech bułgarskich miastach)!  
Niczym w starych filmach grozy, spoglądamy przez okna, których lepiej nie otwierać… Co prawda, pyłu PM 2,5/PM 10 nie widać nieuzbrojonym okiem, ale można poczuć zapach, jakby palił się magazyn opon samochodowych albo farb i lakierów. Wrażenia te nie są znów tak mylne, jakby się sceptykom wydawało.

Na tropie „potworów”
Bynajmniej nie takich, jak w dziełach filmowców. Badacze zjawiska wskazują na rozmaite źródła zanieczyszczenia. Za największego winowajcę uważa się węgiel, wykorzystywany przez koncerny energetyczne… oraz miliony Polaków do ogrzewania domów. Zwolniony z akcyzy, gdy  wykorzystywany w gospodarstwach domowych, tańszy niż olej opałowy i gaz. Niewątpliwie, spalanie węgla przyczynia się do powstawania zanieczyszczeń, ale to nie jedyna przyczyna…
Większość ekologów obwinia o wszystko „czarne złoto”, jednak naukowcy wskazują na „zestaw” źródeł emisji: spalanie niskiej jakości węgla (a właściwie  mułu węglowego), spalanie odpadów takich jak zużyte opony, butelki PET, folie, płyty MDF, niesprawne samochody (któż nie słyszał o „przedsiębiorczych Mirkach” wycinających katalizatory czy tzw. filtry DPF ze swoich „diesli”, mimo zakazu określonego w art. 66 ust. 4 pkt 1a ustawy z dnia 20 czerwca 1997 roku – Prawo o ruchu drogowym), najczęściej „sprowadzane używane” („Niemiec płakał jak sprzedawał” – tak,  płakał… chyba ze śmiechu, że pozbył się pojazdu przeznaczonego do złomowania), emisje przemysłowe, zanieczyszczenia transgraniczne, wreszcie warunki naturalne terenu (Kraków i Nowy Sącz są położone w kotlinach) i zagęszczanie „tkanki miejskiej” poprzez zabudowę tzw. korytarzy powietrznych, pomagających w cyrkulacji powietrza (tutaj Kraków na prowadzeniu!).
Swoją drogą, nowelizacja „ustawy śmieciowej” miała pomóc ograniczyć ogrzewanie domów odpadami komunalnymi i powstawanie „dzikich wysypisk”. Nie pomogła, co stanowi swoistą laurkę dla odchodzącej ekipy rządowej.

Egzorcyzmy? Osinowe kołki? Srebrne kule? Bynajmniej nie!
Jedno jest pewne: z węgla tak szybko nie zrezygnujemy, a wielu Polaków nie zwyczajnie nie stać na inne ogrzewanie niż węglowe (ewentualnie pozostaje opalanie drewnem). Co w takim razie nam pozostaje?
Po pierwsze: zgodne z prawem wykorzystywanie pieców węglowych. Spalanie odpadów (termiczne przekształcanie w rozumieniu ustawy z dnia 14 grudnia 2012 roku o odpadach) poza przeznaczonymi do tego instalacjami (spalarniami/współspalarniami) podlega karze aresztu lub grzywny. To raczej nie odstrasza…
Ale możliwość wymierzenia kary pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5 (lub kary pozbawienia wolności od lat 2 do 12, w przypadku śmierci człowieka lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu wielu osób) za przestępstwo określone w art. 182 § 1 Kodeksu karnego (zanieczyszczenie powietrza substancją w takiej ilości lub w takiej postaci, że może to zagrozić życiu lub zdrowiu człowieka lub spowodować istotne obniżenie jakości powietrza lub zniszczenie w świecie roślinnym lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach) już tak!  W przypadku spalania odpadów zastosowanie będzie miał raczej art. 183 § 1 Kodeksu karnego (kto wbrew przepisom (…) unieszkodliwia (…) odpady lub substancje w takich warunkach lub w taki sposób, że może to zagrozić życiu lub zdrowiu człowieka…). Tutaj potrzebne są częste kontrole palenisk domowych (zadanie dla Inspekcji Ochrony Środowiska, straży gminnych i Policji).
Sąsiedzi takiego „truciciela” mogą wytoczyć powództwo cywilne (o niedozwolone immisje naruszające prawo własności lub o wyrządzenie szkód w środowisku czy spowodowanie uszczerbku na zdrowiu). To wymaga jednak zgromadzenia solidnego materiału dowodowego…
Po drugie: ważne jest także umiejętne palenie w piecach! To nie żart. Piece domowe, nie dość, że ich efektywność wynosi 10% (tyle węgla zużywają na ogrzewanie, reszta „idzie w komin”), są źle użytkowane. Tutaj podpowiedź jak rozpalać: http://czysteogrzewanie.pl/.
Po trzecie: termomodernizacja. Nie będę się tutaj rozpisywał, bo każdy wie o co chodzi. Ocieplenie domu pomaga nie tylko środowisku naturalnemu ale również naszym kieszeniom: http://www4.rp.pl/artykul/1118681-Domy-truja-srodowisko.html.
Po czwarte: tam, gdzie to możliwe, rezygnacja z tradycyjnego pieca i podłączenie do miejskiej sieci ciepłowniczej. Elektrociepłownie muszą spełniać zaostrzone normy dotyczące emisji gazów i pyłów do atmosfery (pozwolenia zintegrowane), zwłaszcza po implementacji dyrektywy IED. Poza tym bloki energetyczne wykazują efektywność od 40 do 60 %...
Po piąte: czyste technologie węglowe (Clean Coal Technologies – CCT). Art. 24 ustawy z dnia 7 września 2007 roku o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego, przewiduje, że minister właściwy do spraw gospodarki wspiera działania wdrażające czyste technologie wykorzystywania węgla kamiennego (czyli technologie zwiększające efektywność produkcji energii elektrycznej z węgla, technologie wychwytywania i składowania CO2 oraz technologie wykorzystania węgla do produkcji paliw płynnych i gazowych). Cieszy fakt, że w Polsce trwają prace w tym obszarze (np. nad zgazowaniem węgla). Oby tylko nie skończyło się na próbach, jak w przypadku gazu łupkowego (notabene, jego eksploatacja w Polsce pozwoliłaby na mniejsze zużycie węgla). 
              Tak na marginesie, kontrole samochodów jeżdżących po polskich drogach też by pomogły… O właściwym planowaniu przestrzennym i ochronie zieleni miejskiej (wiejskiej) nie wspominając! 
              W kolejnym poście omówię „ustawę antysmogową” i problemy z nią związane.