środa, 25 lutego 2015

Upadły nie ucieknie przed usuwaniem zanieczyszczeń, czyli Kanada daje dobry przykład…



W ostatnich miesiącach głośno było o nowelizacji przepisów o upadłości konsumenckiej. Niezależnie od oceny nowych rozwiązań, warto zapytać o pozostałe przepisy ustawy – Prawo upadłościowe i naprawcze (p.u.n.), w kontekście odpowiedzialności za szkody w środowisku.
W poście z dnia 15 listopada 2013 roku wspominałem o niedostatkach polskiej legislacji w tym zakresie – zarówno p.u.n. jak i ustawa o zapobieganiu szkodom w środowisku nie zawierają rozwiązań pozwalających na skuteczne dochodzenie należności od podmiotów zanieczyszczających środowisko, których upadłość ogłoszono. Przepisy obu ustaw do tej pory się nie zmieniły (zwłaszcza art. 23 ustawy o zapobieganiu szkodom w środowisku), ale to chyba taka europejska przypadłość. Wystarczy wskazać na Belgię – flamandzki dekret z dnia 27 października 2006 roku o remediacji gleby i jej ochronie zawiera podobne luki prawne…
W tym czasie… kanadyjski Trybunał Środowiskowy orzekł, że członkowie zarządu spółki Northstar Aerospace Inc. (która ogłosiła upadłość, będąc przy tym zobowiązaną do remediacji zanieczyszczonych nieruchomości) ponoszą osobistą odpowiedzialność za usunięcie zanieczyszczeń i tym samym muszą uiścić na rzecz Ministra Ochrony Środowiska koszty w wysokości aż 4, 75 mln dolarów kanadyjskich (zawarto ugodę, gdyż całkowite koszty to 15 mln dolarów kanadyjskich)! Trybunał Środowiskowy skorzystał z dobrodziejstwa tamtejszych przepisów o odpowiedzialności upadłych dłużników, które traktują roszczenia organów ochrony środowiska na równi z roszczeniami banków wobec kredytobiorców. W Polsce natomiast, wierzytelność regionalnego dyrektora ochrony środowiska to kategoria czwarta należności podlegających zaspokojeniu z funduszów masy upadłości!
Co prawda, art. 21 § 2 p.u.n. w związku z art. 299 Kodeksu spółek handlowych pozwala pociągnąć do osobistej odpowiedzialności członków zarządu upadłej spółki, ale problemem pozostaje treść 23 ust. 2 pkt 1 ustawy o zapobieganiu szkodom w środowisku: organ ochrony środowiska może odstąpić od żądania zwrotu całości lub części kosztów przeprowadzenia działań zapobiegawczych lub naprawczych, jeżeli podmiot korzystający ze środowiska nie został zidentyfikowany lub nie można wszcząć wobec niego postępowania egzekucyjnego, lub egzekucja okazała się bezskuteczna.  Tyle, że w stosunku do upadłego nie można wszcząć postępowania egzekucyjnego, więc koło się zamyka… 

poniedziałek, 16 lutego 2015

O nanomateriałach raz jeszcze. Spojrzenie z dwóch stron Atlantyku.



O niezwykłej technologii nanomateriałów, a także potencjalnym wpływie na środowisko pisałem już w poście z dnia 27 lipca 2014 roku. Od tego czasu niewiele się zmieniło w sferze prawa wspólnotowego, co nie oznacza braku jakichkolwiek zmian.

Państwa członkowskie UE
Nie czekając na ociężałą brukselską machinę biurokratyczną, kilka państw członkowskich podjęło wysiłki zmierzające do uregulowania rynku nanomateriałów. Mam na myśli Francję, Danię i Belgię.
Francuzi, jako pierwsi na świecie utworzyli oficjalny rejestr nanomateriałów (odpowiednie rozporządzenie weszło w życie w dniu 11 stycznia 2013 roku). Wymagają od producentów, aby nanomateriały jako substancje/mieszaniny/części wyrobów były zgłaszane po wprowadzeniu na rynek. Ograniczenie ilościowe wynosi 100 gramów rocznie, ale to i tak spora ilość, biorąc pod uwagę niesamowicie małe rozmiary nanocząsteczek! Karą za niezgłoszenie nanomaterialów jest grzywna w wysokości do 3000 euro. Raczej nie odstraszy to dużych producentów...
Duńczycy wprowadzili swój rejestr w dniu 18 czerwca 2014 roku, nie określając jednak sankcji ani limitu ilościowego nanomateriałów wprowadzanych na rynek krajowy. Podobnie jak Francuzi, żądają zgłoszenia nanomateriałów po ich wprowadzeniu na rynek, co moim zdaniem jest nieporozumieniem – kiedy będą badać wpływ nanomateriałów na środowisko? Po wyrządzeniu szkody w środowisku (która może ujawnić się nawet po wielu latach)?
Na tle dwóch poprzednich krajów pozytywnie wypada Belgia, choć jej rejestr będzie funkcjonował dopiero od dnia 1 stycznia 2016 roku. Belgowie postanowili (słusznie zresztą), że nanomateriały będą obowiązkowo rejestrowane przed ich wprowadzeniem na rynek krajowy, a niedopełnienie obowiązków administracyjnych będzie się wiązało z sankcjami w postaci kary pozbawienia wolności do lat 8 i grzywną w wysokości do 720 000 euro! To działa na wyobraźnię! Żeby było ciekawiej, wszelkie nanomateriały wprowadzone na rynek belgijski do tej pory będą musiały zostać zarejestrowane do końca 2015 roku. Ograniczenie ilościowe wyniesie 100 gramów rocznie. Wadą jest nieobjęcie regulacją wyrobów zawierających nanocząsteczki – tylko substancje i mieszaniny będą rejestrowane.
A że takie „nanowyroby” funkcjonują już na rynku europejskim, nie trzeba nikogo przekonywać. Przykładowo w Polsce oferowane są koszulki termoaktywne z jonami srebra.

USA
Amerykanie nadal dzielnie pracują nad swoimi regulacjami prawnymi. W międzyczasie, tamtejsze grupy konsumenckie walczą o bezpieczeństwo przeciętnych obywateli, a przy okazji o środowisko (nie to co w Polsce…). Klika takich grup pozwało w grudniu ub. roku federalną agencję EPA za brak przepisów regulujących produkcję, dystrybucję i sprzedaż nanomateriałów. Powodowie uważają, że szczególne (w tym przeciwbakteryjne i przeciwgrzybiczne) właściwości nanomateriałów czynią z nich „pestycydy”, a tymi nie ma żartów!
Tamtejsza ustawa federalna z dnia 25 stycznia 1947 roku o środkach owadobójczych, grzybobójczych i gryzoniobójczych (FIFRA) nakłada niesamowicie ostre wymogi na producentów takich środków chemicznych – dość powiedzieć, że jedynie kilka takich środków (!) dopuszczono do powszechnego obrotu, reszta może być używana jedynie przez wyspecjalizowane podmioty. Inaczej niż w Polsce, gdzie środki ochrony roślin i produkty biobójcze można kupować niczym cukierki (może troszkę przesadziłem z tym porównaniem, ale coś jest na rzeczy!).
Sąd obwodowy („okręgowy”) dystryktu Kolumbia (Waszyngton) ma teraz niełatwy orzech do zgryzienia…

wtorek, 10 lutego 2015

Obawa to za mało, aby wstrzymać inwestycję budowlaną zagrażającą środowisku! Rozważania na kanwie orzeczeń NSA.



Wiele osób próbuje powstrzymać planowane inwestycje, które ich zdaniem zagrażają środowisku naturalnemu (i im samym przy okazji). To jak najbardziej zrozumiałe. Pozostaje jeszcze kwestia, jak bardzo uzasadnione są te obawy. A także pytanie, jak do tych obaw podejdą sądy administracyjne? Na to pytanie znam już odpowiedź.
W ciągu ostatnich 10 lat NSA wydał kilkadziesiąt postanowień dotyczących wstrzymania wykonania zaskarżonych decyzji (m.in. pozwoleń na budowę czy pozwoleń emisyjnych). Skarżący (a raczej protestujący przeciwko wątpliwym ich zdaniem inwestycjom) upatrują swej szansy w środku ochrony prawnej, jakim jest postanowienie o wstrzymaniu wykonania w całości lub w części aktu lub czynności (podlegających zaskarżeniu do sądu administracyjnego).
Art. 61 § 3 ustawy z dnia 30 sierpnia 2002 roku – Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi (p.p.s.a.) pozwala na to, jeżeli zachodzi niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody lub spowodowania trudnych do odwrócenia skutków. Tyle tylko, że to składający wniosek musi udowodnić, że niebezpieczeństwo jest realne!
NSA w postanowieniu z dnia 12 września 2014 roku (sygn. akt II OZ 920/14), wyraził jednoznacznie pogląd, iż: Ciężar dowodu w zakresie wykazania okoliczności, które mogą stanowić podstawę do wstrzymania wykonania zaskarżanego aktu spoczywa na wnioskodawcy. Podmiot wnioskujący o wstrzymanie jest zobowiązany przedstawić konkretne zdarzenia, które mogłyby uprawdopodobnić, że wykonanie zaskarżonego aktu faktycznie spowoduje znaczną szkodę lub powstanie trudnych do odwrócenia skutków. Trudno odmówić racji temu stwierdzeniu...
Odnosząc się do zagadnienia zagrożenia środowiska naturalnego, przywołam tylko ostatnie, zeszłoroczne postanowienia NSA. W pierwszym z nich, czyli postanowieniu z dnia 30 grudnia 2014 roku (sygn. akt II OZ 1352/14), NSA uznał, że przedmiotem udzielenia ochrony tymczasowej w rozumieniu art. 61 p.p.s.a., mogą być jedynie takie akty lub czynności, które nadają się do wykonania. Decyzja określająca środowiskowe uwarunkowania zgody na realizację przedsięwzięcia (w tym akurat wypadku rozbudowy fermy drobiu) nie stanowi aktu, który dawałby podstawę do rozpoczęcia robót i realizacji inwestycji, a tym samym nie narusza na tym etapie inwestycyjnym żadnych praw skarżącej. NSA uznał też, że sama obawa, że w przyszłości zostaną podjęte akty administracyjne, które doprowadzą do rozpoczęcia procesu budowlanego – w ocenie skarżącej szkodliwego dla środowiska naturalnego – nie stanowi okoliczności uzasadniającej zastosowanie ochrony tymczasowej w niniejszej sprawie.
W kolejnym postanowieniu, które chciałem przywołać, to znaczy postanowieniu z dnia 10 grudnia 2014 roku (sygn. akt II OZ 1309/14), NSA zajmował się decyzją stwierdzającą brak potrzeby przeprowadzania oceny oddziaływania na środowisko przedsięwzięcia w postaci przebudowy i zmiany sposobu użytkowania budynku przetwórstwa spożywczego. Rozstrzygnięcie było identyczne, jak w poprzednim postanowieniu.
Trzeba tu zaznaczyć, że jest to przeważające stanowisko w judykaturze NSA. Oczywiście, przedstawiona wyżej argumentacja sędziów NSA jest logiczna, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że istnieje zgrzyt na linii: orzecznictwo sądów administracyjnych – przepisy o odpowiedzialności za szkody w środowisku. Mam tu na myśli zarówno ustawę – Prawo ochrony środowiska jak i ustawę o zapobieganiu szkodom w środowisku. Oba akty prawne przewidują odpowiedzialność za samo stworzenie zagrożenia szkodą w środowisku, co jest spójne z unijną zasadą prewencji!
Z drugiej strony, sądy administracyjne nie mogą wkraczać w materię zarezerwowaną dla sądów powszechnych. Dlatego NSA nie rozpatruje kwestii cywilnoprawnych dotyczących szkód w środowisku, co wyraził m.in. w wyroku z dnia 15 września 2009 roku (sygn. akt II OSK 1357/08). Sądy administracyjne stoją na stanowisku, iż krajowy ustawodawca wyraźnie rozgraniczył środki odpowiedzialności cywilnej i administracyjnej, które nie mogą być stosowane łącznie w celu ochrony tego samego interesu określonego podmiotu… Tylko co z tym środowiskiem?
Zdesperowanym sąsiadom inwestora pozostaje jeszcze roszczenie o wstrzymanie budowy, przewidziane w Kodeksie cywilnym – oczywiście pod ściśle określonymi warunkami!

sobota, 7 lutego 2015

A jak azbest. Wieści z USA. Aktualizacja posta z 12 czerwca 2014 roku.



W zeszłym roku opisałem dwie amerykańskie sprawy sądowe dotyczące odpowiedzialności karnej za niewłaściwe postępowanie z azbestem. Przy okazji wskazałem też na wady polskiego prawodawstwa. Po cichu liczyłem na jakąś nowelizację. I co? I nic.
Polskie prawo w ww. zakresie nie zmieniło się ani trochę... Na świecie obserwuje się tendencję do zaostrzania odpowiedzialności za azbest (USA, Australia, Hong Kong). Jednak nad Wisłą bez zmian, chociaż słyszy się tu i ówdzie o licznych przypadkach „amatorskiego” usuwania pokryć dachowych (eternitu), a gminom brakuje środków budżetowych na samą inwentaryzację wyrobów azbestowych.
Amerykanie także zmagają się z tym problemem, ale właściwie reagują – sąd federalny w Greenville (Tennessee) wymierzył kary od 3 do 5 lat pozbawienia wolności dla managerów spółki, która nielegalnie usuwała azbest, nie zapewniając ochrony przed pyleniem. Dodatkowo, skazani mają zapłacić ponad 10 milionów dolarów tytułem restytucji środowiska naturalnego, na rzecz agencji EPA (odpowiednik naszego GIOŚ)!  
Jednak nie jest to najsurowszy wyrok – 3 lata temu sąd w Illinois wymierzył karę 10 lat pozbawienia wolności dla właściciela przedsiębiorstwa, które zwyczajnie składowało szczątki okładzin azbestowych na wolnym powietrzu w ponad 100 lokalizacjach!

wtorek, 3 lutego 2015

Dzik jest dziki, dziki jest zły? Rozważania nad wadliwością rozwiązań zawartych w ustawie – Prawo łowieckie.



Tematyka szkód powodowanych przez dzikie zwierzęta pojawia się co jakiś czas w polskich mediach (najczęściej dotyczy wilków zagryzających owce). Przyczynkiem do tego wpisu jest jednak informacja zamieszczona na stronie Ministerstwa Środowiska: http://www.mos.gov.pl/artykul/7_aktualnosci/24049_o_dzikach_w_wojewodztwie_podlaskim.html.

Dziki postrachem Podlasia
W zeszłym roku wojewoda podlaski wystąpił do Rady Ministrów z wnioskiem o ogłoszenie w części regionu stanu klęski żywiołowej z powodu afrykańskiego pomoru świń (ASF). Wskutek zakazu polowań związanego z tą chorobą, w województwie podlaskim znacząco wzrosła populacja dzików, które niszczą uprawy tamtejszych rolników... Minister rolnictwa zaproponował wybicie wszystkich dzików w tym województwie (sic!). Ale czy nie za szybko? Czy nie ma innej metody niż śrut (inna sprawa, że według niektórych badaczy, roczna emisja ołowiu pochodzącego z broni myśliwskiej do środowiska to 600 ton!)?
Nie da się ukryć, że rolnicy mają prawo być rozżaleni i protestować na drogach – w końcu dzikie zwierzęta (i to nie tylko dziki) pozbawiają ich jedynego źródła utrzymania. Z drugiej strony, zwierzęta łowne to element środowiska naturalnego, którego ochrona wynika wprost z Konstytucji RP (pozwalającej nawet na ograniczenie prawa własności dla potrzeb ochrony środowiska). Poza tym, wedle art. 21 ustawy o ochronie zwierząt oraz art. 2 prawa łowieckiego, zwierzęta wolno żyjące stanowią dobro ogólnonarodowe!
Problem ASF, choroby przenoszonej także przez dziki, tylko naświetlił istniejące od dawna niedociągnięcia ustawy – Prawo łowieckie. Czy zapowiadana nowelizacja ww. ustawy rozwiąże problemy o których pisze poniżej? Zobaczymy.
Odpowiedzialność za szkody łowieckie w uprawach i płodach rolnych wyrządzone przez dziki, łosie, jelenie, daniele i sarny ponosi dzierżawca lub zarządca obwodu łowieckiego obowiązany do wynagradzania szkód wyrządzonych, zgodnie z art. 46 prawa łowieckiego.
Jest to raczej odpowiedzialność cywilna na zasadzie ryzyka, gdyż nie bada się winy osób odpowiedzialnych (zarządcy/dzierżawcy koła łowieckiego) – pogląd prof. Wojciecha Radeckiego wypada uznać za słuszny z uwagi na ustanowienie obowiązkowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej od czynności związanych z gospodarką łowiecką i polowaniami. Cóż, nawet wzorowe prowadzenie łowieckiej i dołożenie wszelkich starań w celu niedopuszczenia do powstania szkód w uprawach i płodach rolnych nie zwalnia od odpowiedzialności!  
Nie jest to jednak odpowiedzialność absolutna. Po pierwsze, odpowiedzialność za szkody łowieckie ograniczona jest do szkód rzeczywistych i nie obejmuje utraconych korzyści. Drugim ograniczeniem jest zawężenie regulacji art. 46 prawa łowieckiego jedynie do ściśle określonych szkód w mieniu.  Takie rozwiązania legislacyjne mogą budzić wątpliwości, zwłaszcza, że może dojść do zranienia człowieka przez zwierzę łowne (szkoda na osobie) czy zabicia zwierząt gospodarskich. Warto postawić pytanie, czy takie rozwiązania prawne są konstytucyjne. Moim zdaniem, nie.

Strzelać czy nie strzelać? Oto jest pytanie!
Pozornie łatwiej jest dokonać odstrzału dzików (czyli zwierząt łownych, nie objętych ochroną gatunkową) niż uzyskać pozwolenie na zabicie zwierząt objętych ochroną gatunkową na podstawie ochrony przyrody.
Trzeba jednak pamiętać, że dokonanie odstrzału dzików nie jest takie proste   nadleśniczy działający z upoważnienia dyrektora regionalnej dyrekcji Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe po zasięgnięciu opinii Polskiego Związku Łowieckiego wydaje decyzję administracyjną, nakazującą dzierżawcy lub zarządcy obwodu łowieckiego wykonanie odłowu lub odstrzału redukcyjnego zwierzyny. W przypadku szczególnego zagrożenia w prawidłowym funkcjonowaniu obiektów produkcyjnych i użyteczności publicznej przez zwierzynę, starosta, w porozumieniu z Polskim Związkiem Łowieckim, może wydać decyzję administracyjną o odłowie lub odstrzale redukcyjnym zwierzyny. Pytanie, jak poszczególni urzędnicy zinterpretują pojęcie „szczególnego zagrożenia”?

Sędziowie we własnej sprawie? Czy przedstawiciele dzierżawcy lub zarządcy obwodu łowieckiego powinni wyceniać szkody?
Jak podkreślają znawcy tematu (np. dr Roman Stec), obecnie szacowanie szkód łowieckich pozostawia duże pole uznaniowości i ogranicza prawo własności rolników. Według autora pewnej interpelacji poselskiej, szkody wyrządzone przez dzikie zwierzęta powinny być rekompensowane zgodnie z regułami ogólnymi Kodeksu cywilnego, a rolnik powinien mieć swobodę w dysponowaniu swoim prawem własności.
Szacowanie szkód łowieckich odbywa się wg zasad określonych w rozporządzeniu Ministra Środowiska z dnia 8 marca 2010 roku w sprawie sposobu postępowania przy szacowaniu szkód oraz wypłat odszkodowań za szkody w uprawach i płodach rolnych. Szacowania szkód dokonują upoważnieni przedstawiciele dzierżawcy lub zarządcy obwodu łowieckiego, co budzi pytania o bezstronność i rzetelność (bowiem dzierżawcy lub zarządcy obwodu łowieckiego, na mocy art. 46 ust. 1 prawa łowieckiego wypłacają odszkodowania...). Według rolników najczęściej dochodzi do zaniżania wielkości odszkodowań, gdyż koła łowieckie starają się wypłacać odszkodowania w jak najmniejszym zakresie ze względu na ograniczone środki finansowe, jakimi dysponują. Szacunku szkód powinni więc dokonywać niezależni rzeczoznawcy.

Jak nie dzierżawcy/zarządcy to może Skarb Państwa zapłaci?
Niestety, za dziki nie zapłaci! A dlaczego, bo art. 50 prawa łowieckiego wyraźnie stanowi, że Skarb Państwa odpowiada za szkody, o których mowa w art. 46 ust. 1, wyrządzone przez zwierzęta łowne objęte całoroczną ochroną. A dziki nie zaliczają się do tej kategorii! Nie mówiąc już o tym, że na dzień dzisiejszy jedynym gatunkiem chronionym cały rok jest łoś…
Nie można rozszerzyć stosowania normy art. 50 ust. 1 prawa łowieckiego na inne gatunki zwierząt, gdyż Minister Środowiska ustalił już listę zwierząt łownych i okresy polowań na zwierzęta łowne w dwóch rozporządzeniach z 2005 roku. Próbował to uczynić SN w wyroku z dnia 22 sierpnia 2001 roku (sygn. akt V CKN 431/00), w stosunku do dzików. Orzeczenie to jest jednak uznawane za błędne, ponieważ ochrona zwierząt na obszarach chronionych (np. rezerwatów przyrody) opiera się na przepisach ustawy o ochronie przyrody, a nie prawa łowieckiego.

Podsumowanie
Parafrazując, aby rolnik był „syty” a zwierzyna łowna cała (!), konieczne jest wykreowanie takiego systemu rekompensat za szkody łowieckie, który uzasadniałby ochronę poszczególnych gatunków zwierząt i nie skłaniał zdesperowanych rolników do „własnoręcznego” rozwiązywania problemów z dzikimi zwierzętami!!! Właściciel pola uprawnego musi tolerować prowadzenie gospodarki łowieckiej (podobnie jak samo występowanie dzikich zwierząt), ale w razie doznania szkody, rozwiązania prawne powinny zagwarantować mu słuszne odszkodowanie.
Zwierzęta są bardzo ważne. Ale czy ważniejsze od człowieka? Można zresztą odwrócić to pytanie…