piątek, 28 czerwca 2019

Społeczeństwo uczestniczy w postępowaniach z zakresu ochrony środowiska? Nie do końca!


Świadomość prawna Polaków jest niska – to już komunał, powtarzany przez wielu specjalistów. Niestety lata PRL i transformacji ustrojowej to okres zaniedbań w edukacji prawnej społeczeństwa i to na poziomie podstawowym! Nikt nie oczekuje, że przeciętny Polak będzie recytował z pamięci treść przepisów, zresztą od prawników też się tego nie oczekuje... Jak to ktoś pięknie ujął: „Głowa w kodeksie, a nie kodeks w głowie”!
Kluczem jest właściwa interpretacja prawa, której dokonują m.in. sądy. A że nierzadko dokonują jej na niekorzyść obywateli, cóż, taka sytuacja… Dobrym przykładem mogą być przepisy ustawy z dnia 3 października 2008 roku  o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko (dalej u.o.o.ś.).
Wspomniany już „przeciętny Polak, o ile słyszał o ocenach oddziaływania na środowisko czy udziale społeczeństwa w ochronie środowiska, myśli, że może uczestniczyć w postępowaniach administracyjnych mając pełne prawa… Nic bardziej mylnego!
Co prawda, przepisy u.o.o.ś. wskazują, że każdy ma prawo składania uwag i wniosków w postępowaniu wymagającym udziału społeczeństwa i wskazują sposób ich składania, a także rozpatrywania, to nie należy się łudzić – często uwagi i wnioski okolicznych mieszkańców to „pisanie na Berdyczów” jak mawiano przed wojną. Media często wskazują na przykłady, gdy inwestycje powstały przy kompletnym lekceważeniu głosów lokalnych społeczności…
Nie znaczy to jednak, że należy blokować wszystko co się da! Znany jest syndrom NIMBY (Not In My Back Yard – nie w moim ogródku) i pieniactwo występujące w Polsce. Niektórzy będą protestować dla zasady… albo dla osiągnięcia jakichś korzyści finansowych.  Rzecz jasna, trudno, aby we wszystkich postępowaniach udało się sprawdzić wszystkie uwagi i wnioski, zwłaszcza przy ich dużej ilości… Jednakże, wyroki, które cytuję poniżej mogą niepokoić.
Tezy jednego z ostatnich wyroków NSA z dnia 14 maja 2019 roku (sygn. akt II OSK 1345/18) głoszą, że: Sam sprzeciw lokalnej społeczności lub stron postępowania nie jest wystarczającą przesłanką do odmowy wydania decyzji środowiskowej. (…) Ponadto w postępowaniu mającym na celu wydanie decyzji środowiskowej właściwy w sprawie organ nie ma obowiązku powiadamiania społeczeństwa o zakresie zebranego materiału dowodowego oraz kręgu stron postępowania. Niby wszystko w porządku, bo ustawa nie pozwala na odmowę wydania tzw. decyzji środowiskowej (dotyczy inwestycji, gdzie konieczne jest dokonanie oceny oddziaływania na środowisko…) wyłącznie z powodu protestów lokalnych, ale czy w takim razie „głos ludu” ma jakiekolwiek znaczenie czy to tylko sztuka dla sztuki?
Osoby zgłaszające uwagi i wnioski nie są stronami postępowań „środowiskowych”, nie mają więc możliwości zaskarżenia odmowy uwzględnienia tych uwag i wniosków.
Warto przywołać też wyrok NSA z dnia 20 lipca 2016 roku (sygn. akt II OSK 608/15): Nawet w świetle przepisów art. 33-38 ustawy z 2008 r. o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko sprzeciw społeczności lokalnej nie stanowi w żadnym przypadku normatywnej podstawy do odmowy wydania decyzji środowiskowej. Natomiast organ wydający decyzję środowiskową ma oczywiście obowiązek zapewnić udział społeczności lokalnej w tym postępowaniu administracyjnym, która może składać uwagi i wnioski, a w jaki sposób zostały one wzięte pod uwagę właściwy organ musi wyjaśnić w uzasadnieniu decyzji środowiskowej. Oznacza to, że brak jest normatywnej podstawy do badania przez właściwy organ na podstawie opinii biegłego, czy tego rodzaju obawy społeczności lokalnej mają uzasadnione podstawy. Stanowisko społeczeństwa organ ocenia na podstawie zgłoszonych uwag i wniosków oraz ustaleń raportu o oddziaływaniu tego przedsięwzięcia na środowisko i ewentualnie proponuje inwestorowi inny wariant realizacji tego przedsięwzięcia. Dlatego też w tym celu nie przeprowadza się tego rodzaju dodatkowego dowodu na okoliczność, czy stanowisko tej społeczności jest uzasadnione okolicznościami obiektywnymi.
Interesujące, nieprawdaż? A na koniec perełka – wyrok WSA w Szczecinie z dnia 13 marca 2013 (sygn. akt II SA/Sz 1035/12):  Nie ma określonego prawnie obowiązku odpowiadania na każdy wniosek, o którym mowa w art. 42 ustawy z 2008 r. o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko. Ponadto nie ma również obowiązku uwzględniania wszystkich uwag ze względu na fakt, że nie każda z nich musi być zasadna, jak również uwzględnienie wszystkich uwag może być technicznie niemożliwe. Nie ma też obowiązku merytorycznej odpowiedzi na uwagi stron w toku konsultacji.
W przedmiotowej sprawie chodziło o wojewódzki plan gospodarki odpadami. Co prawda, uchwała sejmiku województwa podlegała konsultacjom społecznym, ale jakby nie do końca…
Takie wyroki to prezent dla administracji publicznej, by iść „na skróty”. Sprawa zamku w Stobnicy oraz zakładów przetwórstwa drzewnego w Mielcu pokazują, że nie można mieć pełnego zaufania do organów administracji publicznej, odpowiedzialnych za ochronę środowiska (mimo, że Kodeks postępowania administracyjnego wyraźnie wskazuje, że organy administracji publicznej prowadzą postępowanie w sposób budzący zaufanie jego uczestników do władzy publicznej, kierując się zasadami proporcjonalności, bezstronności i równego traktowania…). A to rzutuje na postrzeganie przez społeczeństwo wszelkich inwestycji, nawet tych spełniających wszelkie wymogi środowiskowe!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz