środa, 26 marca 2014

Mit nr 5: Ogrody działkowe to „zielone płuca” polskich miast.



Subiektywne, „krakowskie” spojrzenie…
Po niespodziewanie łagodnej zimie nadeszła wiosna, a wraz z nią pora na aktywność fizyczną przy pieleniu grządek i sadzeniu warzyw na wolnym (ale niekoniecznie świeżym) powietrzu. W miastach (oraz ich sąsiednich miejscowościach) istnieją do dziś ogrody działkowe, będące formami zieleni miejskiej, tak ważnej w czasach niekontrolowanej urbanizacji oraz przeznaczania kolejnych gruntów rolnych i leśnych pod zabudowę (ze szkodą dla środowiska naturalnego). Czy ogrody działkowe są potrzebne? Czy pełnią swe funkcje w rzeczywistości? Obawiam się, że nie…
Daleki jestem od urządzania nagonki na samą ideę ogrodów działkowych. Ustawa z dnia 13 grudnia 2013 roku o rodzinnych ogrodach działkowych, która weszła w życie w styczniu br., na razie ocaliła ROD przed zakusami deweloperów, którzy (jak to w biznesie, maksymalizują zyski) chcieliby zalać te tereny betonem, a przynajmniej zarobić na dzierżawie. Że nie jest to wizja z pogranicza fantastyki, przekonali się słowaccy działkowcy, kiedy w 2011 roku tamtejsze ogrody działkowe wykupili deweloperzy, po czym podwyższyli działkowcom roczny czynsz dzierżawny z 4 euro na 1500 euro za 700 m2!
Często mówi się o tym, że ogrody działkowe to relikt komunizmu. I tak i nie!
Ruch ogrodnictwa działkowego w Polsce ma ponad 110 lat i jest pochodną doświadczeń nienieckich i brytyjskich z XIX wieku. Niestety, po II wojnie światowej idea ta została wypaczona przez władze komunistyczne, które widziały w „pracowniczych” ogrodach działkowych element tzw. walki klas tj. klasy robotniczej użytkującej „wywłaszczone” grunty i „obszarników” (do dziś toczą się spory reprywatyzacyjne, których przedmiotem są ogrody działkowe)…
Wspomnę tylko, że Polski Związek Działkowców pozostaje reliktem z poprzedniego ustroju (do niedawna miał monopol na zarządzanie ogrodami), z ogrodów korzystają najczęściej ci, którzy należeli do uprzywilejowanych grup zawodowych w PRL, a poprzednie akty prawne zawierały takie „perełki” jak „użytkowanie”, które nie było użytkowaniem w rozumieniu przepisów kodeksu cywilnego (!) czy odrębna własność altan i nasadzeń (drzew) od gruntu, co jest pogwałceniem rzymskiej zasady superficies solo cedit (to co jest na powierzchni przypada gruntowi). Do tego, działkowcy nie chcą przyjąć do wiadomości, że nie są właścicielami gruntów (grunty należą,  co do zasady, do gmin – art. 8 ustawy z 2013 roku…). Takie naleciałości z „czasów słusznie minionych”…
Ustawa z dnia 9 marca 1949 roku o pracowniczych ogrodach działkowych wskazywała, że „celem pracowniczego ogrodu działkowego jest stworzenie ludziom pracy i ich rodzinom możliwości wykorzystania wolnego czasu z pożytkiem dla zdrowia oraz poprawa ich sytuacji gospodarczej drogą uzyskania ziemiopłodów na potrzeby własnego gospodarstwa domowego” (co ciekawe, wcześniejszy dekret z dnia 25 czerwca 1946 roku o ogrodach działkowych nie był tak „ideologiczny”). Nie było bynajmniej mowy o jakichkolwiek aspektach „środowiskowych”.
Kolejna ustawa z dnia 6 maja 1981 roku o pracowniczych ogrodach działkowych stanowiła postęp (jak na warunki PRL), bowiem uznawała ogrody za tereny zielone, objęte ochroną prawną przewidzianą w „pionierskiej” ustawie z dnia 31 stycznia 1980 roku o ochronie i kształtowaniu środowiska.
Jednak dopiero ustawa z dnia 8 lipca 2005 roku o rodzinnych ogrodach działkowych uwypukliła znaczenie tych terenów dla środowiska (ekosystemów miejskich i gminnych). ROD, jako miejskie tereny zielone miały pełnić funkcje takie jak: przywracanie społeczności i przyrodzie terenów zdegradowanych, ochronę środowiska przyrodniczego, kształtowanie zdrowego otoczenia człowieka, pozytywny wpływ na warunki ekologiczne w miastach, ochronę składników przyrody oraz poprawę warunków bytowych społeczności miejskich. Zadaniem PZD było wszechstronne działanie na rzecz ochrony przyrody i środowiska.   
ROD podlegały i podlegają nadal rygorom ustawy z dnia 3 lutego 1995 roku o ochronie gruntów rolnych i leśnych m.in. ograniczaniu przeznaczania ich na cele nierolnicze, zapobieganiu degradacji, prowadzeniu ich rekultywacji czy ograniczaniu zmian naturalnego ukształtowania powierzchni ziemi, co jest niewątpliwie słusznym zamierzeniem ustawodawcy. Nowa ustawa zakłada także podniesienie standardów ekologicznych czy oddziaływanie na poprawę warunków ekologicznych w gminach (art. 3 – 5).

Dlaczego więc mit prawny?  
Zarządy ROD „pilnują porządku” co oznacza w praktyce zwalczanie upraw ekologicznych jako nieładu. Najczęściej pielęgnuje się trawniki, obsadza działki krzewami ozdobnymi, a warzywa „podlewa” herbicydami. Jaki ma to wpływ na florę i faunę otoczenia, nie trzeba tłumaczyć nikomu (tak przy okazji, zanik populacji wróbli w miastach jest spowodowany m.in. niszczeniem tradycyjnej roślinności i zastępowanie jej „ozdobnymi” zamiennikami). Brak rozwiązań prawnych wzorowanych na tych zawartych w ustawie z dnia 25 czerwca 2009 roku o rolnictwie ekologicznym, odnośnie użycia środków chemicznych, nawożenia i innych aspektów tzw. dobrej kultury rolnej. Skoro ROD to grunty rolne...
Innym problemem jest introdukcja obcych gatunków roślin, zaliczanych do gatunków inwazyjnych np. rdestu sachalińskiego wypierającego rodzime rośliny. Tutaj również brakuje odpowiednich rozwiązań. Co prawda, nowa ustawa odwołuje się do ustawy o ochronie przyrody, ale w tej drugiej nie uregulowano w pełni problematyki gatunków inwazyjnych…
Kolejnym ciosem wymierzonym w mit ogrodów działkowych jest brak instrumentów prawnych, eliminujących „stare” ogrody działkowe lub wymuszających ich rekultywację/remediację. Mam na myśli ogrody zakładane w czasach PRL, niejednokrotnie w pobliżu ruchliwych dróg czy dużych zakładów przemysłowych. Posłużę się tutaj przykładem krakowskim: mapa sporządzona kiedyś przez Państwowy Instytut Geologiczny – Państwowy Instytutu Badawczy w Warszawie pokazuje dobitnie, ze spora część ogrodów działkowych znajduje się na gruntach o wysokim stężeniu rtęci. A co z pozostałymi metalami ciężkimi? Działkowcom życzę smacznych warzyw! Być może zbliżająca się nowelizacja ustaw środowiskowych, powiązana z wdrożeniem dyrektywy IED coś zmieni…
Na deser, kolejny problem – azbest. Z wiarygodnych źródeł pozyskałem informacje, że część altan znajdujących się na terenach ROD pokryta jest eternitem (kod odpadu 17 06 05*). Jak wiadomo, usuwanie azbestu w Polsce trwa… i trwa. Dopóki płyty azbestowo – cementowe są całe, nie ma problemu. Tyle, że część ROD jest zaniedbana (żeby nie powiedzieć zdewastowana), stanowiąc raj dla „złomiarzy” i amatorów taniego alkoholu „pod chmurką”. W każdym razie, omija się takie miejsca z daleka, szczególnie wieczorową porą...
Jeżeli dodamy do tego spalanie liści (obecnie art. 31 ust. 7 ustawy z dnia 14 grudnia 2012 roku o odpadach dopuszcza to wyjątkowo) wraz z plastikowymi butelkami, w ramach tzw. „porządków”, to otrzymujemy smutny obraz rodzinnych (ale nie do końca ekologicznych) ogrodów działkowych. Oczywiście są zadbane ROD (mieszkam w sąsiedztwie takiego!), ale...
Potrzeba zmian w szeregu ustaw, a przede wszystkim zmiany podejścia do zarządzania ogrodami działkowymi. Nawiasem mówiąc, znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby utworzenie na miejscu ROD  tzw. town and village greens, czyli ogólnodostępnych terenów zielonych z zakazem zabudowy i prowadzenia działalności gospodarczej, funkcjonujących Wielkiej Brytanii i Australii.
Rodzinne ogrody działkowe są dziś dostępne wyłącznie dla działkowców, natomiast Park Jordana, Łazienki czy Central Park… Otóż to!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz