środa, 12 marca 2014

Prawo ekologiczne porównawcze cz. 6. Polska vs. Słowacja: 0 – 1 w legislacyjnym pojedynku. Brak definicji szkody ekologicznej vs. trafna definicja szkody ekologicznej.



Wydawałoby się, że w podstawowym akcie prawnym z zakresu ochrony środowiska („fundamentem” dla pozostałych ustaw z tego zakresu), jakim jest ustawa z dnia 27 kwietnia 2001 roku – Prawo ochrony środowiska, powinna znaleźć się definicja szkody „ekologicznej” (szkody w środowisku naturalnym). Niestety, ani art. 3 cyt. ustawy (tzw. słowniczek) ani jej rozliczne przepisy dotyczące odpowiedzialności prawnej nie zawierają definicji szkody ekologicznej (szkody w środowisku)!!! Definicji, która ułatwiałaby poszkodowanym przez „trucicieli” (i nie tylko przez nich) uzyskanie rekompensaty za zniszczenie środowiska, upraszczając sprawę.

W Polsce się nie udało…
Oczywiście można by oprzeć się na definicji  zanieczyszczenia – czyli emisji, która może być szkodliwa dla zdrowia ludzi lub stanu środowiska, może powodować szkodę w dobrach materialnych, może pogarszać walory estetyczne środowiska lub może kolidować z innymi, uzasadnionymi sposobami korzystania ze środowiska. Tyle, że taką emisją jest wprowadzanie substancji lub określonych energii do środowiska  w takim razie, co z promieniowaniem jonizującym, organizmami genetycznie zmodyfikowanymi czy gatunkami inwazyjnymi?
Jak pisałem wcześniej w poście z dnia 1 marca br., ustawa z dnia 13 kwietnia 2007 roku o zapobieganiu szkodom w środowisku zawęża pojęcie szkody w środowisku do określonych rodzajów szkód, więc to też nie jest rozwiązanie problemu.
Wobec powyższego, prawdziwym kuriozum jest fakt, że już w 1986 roku (!) Małgorzata Longchamps zaproponowała w swej monografii definicję tzw. „szkody ekologicznej”, którą można utożsamiać ze szkodą wyrządzoną oddziaływaniem na środowisko, o którym jest mowa w ustawie – Prawo ochrony środowiska. Szkoda ekologiczna według M. Longchamps to nic innego jak: rzeczywiste, faktyczne pogorszenie stanu środowiska, które, godząc w dobro wspólne, narusza prawo obywateli do środowiska i niejednokrotnie będzie godzić w dobra poszczególnych podmiotów, zarówno majątkowe (np. własność nieruchomości) jak i niemajątkowe (np. zdrowie). Żeby było jeszcze śmieszniej, powyższa propozycja spotkała się z aprobatą w doktrynie prawniczej… Szkoda, że nie w komisjach sejmowych kolejnych rządów III RP…

Jak spisali się nasi południowi sąsiedzi?
Obowiązująca na Słowacji ustawa Nr 17/1992 o środowisku z dnia 5 grudnia 1991 roku (obowiązuje również w Czechach – jako spuścizna po byłej Czechosłowacji!), definiuje szkodę ekologiczną jako: utratę lub osłabienie naturalnych funkcji ekosystemów spowodowane przez naruszenie ich indywidualnych elementów lub komponentów poprzez zakłócenie ich wzajemnych relacji i procesów w wyniku ludzkiej działalności.
Pewne wątpliwości mogą pojawić się w odniesieniu do „ludzkiej działalności”, ale trzeba pamiętać, że prawo karne i cywilne wielu krajów za zachowanie („działalność”) uznaje zarówno działanie jak i zaniechanie. Tak więc, nie tylko zakład przemysłowy emitujący toksyczne gazy, ale również podmiot zajmujący się hodowlą określonych gatunków zwierząt (które w wyniku zaniedbania (np. braku zabezpieczeń), a następnie ucieczki, rozprzestrzenią się w środowisku naturalnym jako gatunki inwazyjne), może być pozwany za wyrządzenie szkód w środowisku.
Słowacka/czeska definicja może jawić się jako skomplikowana, ale czy sama przyroda nie jest złożona? W każdym razie, Słowacy (i Czesi przy okazji) mają kolejny prawny instrument ochrony środowiska. Mnie się podoba słowacka/czeska definicja, a wam?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz