czwartek, 5 września 2013

Ubezpieczenia a środowisko – czy warto ubezpieczać się od ryzyka ekologicznego?

Po dłuższej przerwie... dłuższy tekst:)
Ubezpieczenie, ryzyko, szkody, odpowiedzialność
Działalność gospodarcza niejednokrotnie wiąże się z ryzykiem dla najbliższego otoczenia (w tym środowiska naturalnego). Przemysł chemiczny, wydobywczy i paliwowo – energetyczny to źródła największego ryzyka ekologicznego (czyli możliwości wystąpienia zdarzenia negatywnie oddziałującego na środowisko, związanego ze stosowaniem przez przedsiębiorstwo określonych technologii lub materiałów). Zresztą, ubezpieczenia to element tzw. zarządzania ryzykiem (risk management).
Według Jana Łazowskiego (twórcy przedwojennej, ale aktualnej do dziś definicji ubezpieczenia), ubezpieczeniem jest: urządzenie gospodarcze zapewniające pokrycie przyszłych potrzeb majątkowych, wywołanych u poszczególnych jednostek przez odznaczające się pewną prawidłowością zdarzenia losowe, w drodze rozłożenia ciężaru tego pokrycia na wiele jednostek, którym te same zdarzenia zagrażają.  
Ubezpieczenie ekologiczne, jako instrument finansowy będący konsekwencją zasady Polluter Pays Principle (zanieczyszczający płaci) obejmują szkody wyrządzone środowisku naturalnemu (na marginesie, wciąż niedoceniana jest zasada: poszkodowany płaci, która jest realizowana przez własne ubezpieczenia majątkowe poszkodowanego). Obecnie ubezpieczyciele oferują ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej związane z prowadzoną działalnością gospodarczą, w tym również z negatywnym oddziaływaniem na środowisko, np. emisją substancji zanieczyszczających środowisko.
Nie sposób zapomnieć, że odpowiedzialność cywilna przedsiębiorców za wyrządzone szkody, to niejednokrotnie odpowiedzialność na zasadzie ryzyka (art. 435 k.c.), niezależna od winy. jej surowość łagodzona jest znacznie przez system ubezpieczeń zarówno społecznych jak i gospodarczych (osobowych i majątkowych), dobrowolnych oraz przymusowych.
Wydawałoby się więc, że polscy przedsiębiorcy powinni szturmować instytucje ubezpieczeniowe w poszukiwaniu odpowiednich polis… Nic bardziej mylnego!

Chciałbym się ubezpieczyć, ale…
Pierwszą i chyba najważniejszą przyczyną jest brak obowiązkowych ubezpieczeń ekologicznych w Polsce… z małymi wszakże wyjątkami (będącymi wynikiem ratyfikowania międzynarodowych konwencji): po pierwsze obowiązkowe ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej za wyrządzoną szkodę jądrową, jakie nakłada na eksploatującego urządzenie jądrowe (np. reaktor jądrowy) ustawa – prawo atomowe, czy też obowiązkowe ubezpieczenie armatorów od szkód wyrządzonych przez wyciek olejów i substancji niebezpiecznych, wynikające z przepisów Kodeksu morskiego.
Polskie prawo ekologiczne, w szczególności ustawa – Prawo ochrony środowiska, jak również prawo ubezpieczeniowe (zwłaszcza ustawa o ubezpieczeniach obowiązkowych), nie definiuje pojęcia i zakresu ubezpieczeń ekologicznych. Inna sprawa, że stosunek/obowiązek ubezpieczeniowy, są kształtowane przez zainteresowane strony na podstawie umowy (swoboda umów jest ograniczona, gdy chodzi o ubezpieczenia obowiązkowe). Aczkolwiek przepisy ustawy – prawo ochrony środowiska oraz ustawy o zapobieganiu szkodom w środowisku przewidują roszczenia regresowe (zwrotne) usuwających szkody w stosunku do podmiotów, które spowodowały szkodę w środowisku…
Drugą co do ważności przeszkodą w budowie polskiego systemu obowiązkowych ubezpieczeń ekologicznych są przepisy ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych. Obecnie ubezpieczyciele nie odpowiadają za szkody polegające na zanieczyszczeniu lub skażeniu środowiska, w ramach ubezpieczeń OC odpowiedzialności rolników i posiadaczy pojazdów mechanicznych. W przypadku ubezpieczeń OC rolników, zakres ubezpieczenia nie obejmuje też szkód górniczych, które nierzadko wiążą się z pogorszeniem stanu środowiska (!).
Nie sposób pominąć również problemu sum gwarancyjnych przy ubezpieczeniach obowiązkowych – pamiętajmy, że nawet w obowiązkowych polisach OC istnieje górny limit odpowiedzialności ubezpieczyciela (5 mln euro w przypadku szkód osobowych oraz 1 mln euro przy szkodach na mieniu)! W przypadku przedsiębiorstwa dokonującego przewozów materiałów niebezpiecznych (np. cysterny z benzyną lub amoniakiem) albo właściciela dużego gospodarstwa rolnego, który używa dużej ilości pestycydów lub herbicydów, to nie lada problem…
Kolejną przeszkodą jest to, że polskie prawo dopuszcza ustanowienie zabezpieczenia roszczeń z tytułu wystąpienia negatywnych skutków w środowisku oraz szkód w środowisku przy uzyskiwaniu decyzji administracyjnych takich jak pozwolenie zintegrowane czy pozwolenie na wytwarzanie odpadów. Taka konstrukcja nie służy raczej rozwojowi instytucji obowiązkowych ubezpieczeń ekologicznych. Można w tym miejscu odwołać się do innego sektora gospodarki – mianowicie branży turystycznej. Wielokrotnie nowelizowana ustawa o usługach turystycznych, jak szumnie zapowiadano, w celu wyeliminowania nieuczciwych pośredników turystycznych („efekty” obserwowaliśmy również w tym roku na ekranach telewizorów…), również pozwala na wybór sposobu zabezpieczenia roszczeń.
Na marginesie, Polacy nie garną się do ubezpieczania majątku – wolą czekać na pomoc państwa po wizycie Ważnego Polityka (vide domy zniszczone przez trąby powietrzne czy grad)... chociaż roczna składka ubezpieczenia domu oscyluje w granicach 200 zł rocznie!
A jak wygląda oferta polskich ubezpieczycieli? Cóż, w zaistniałej sytuacji oferują ubezpieczenia dobrowolne…
W praktyce ubezpieczeniowej funkcjonuje klauzula, pozwalająca rozszerzyć zakres ubezpieczenia OC z tytułu prowadzenia działalności gospodarczej również o ryzyko szkód środowiskowych. Jednakże w takich polisach tkwią „haczyki”. Co do zasady, polisy pokrywają wyłącznie szkody nagłe i niespodziewane, a np. początek emisji substancji zagrażających środowisku musi mieć miejsce w okresie ubezpieczenia. Skutki szkody  muszą się natomiast ujawnić w ciągu 72 godzin od rozpoczęcia emisji, jeśli stanie się to później, polisa  tych późniejszych  następstw szkody już nie obejmuje. Istnieją wyjątki (ale nie chciałbym być posądzony o kryptoreklamę). Ubezpieczyciele przyjęli niemieckie rozwiązanie manifestation trigger (czyli momentu ujawnienia się szkody), tyle, że w Niemczech i Austrii rozwiązanie to uregulowano korzystniej dla klientów…

Poza granicami…
Ubezpieczenia ekologiczne mogą mieć charakter dobrowolny lub obowiązkowy.
W krajach wysoko rozwiniętych dominująca część ubezpieczeń należy do tego pierwszego rodzaju. Zasadą ogólną jest to, że obowiązkowe ubezpieczenia ekologiczne dotyczą działań, instalacji i urządzeń, które charakteryzują się szczególnie wysokim ryzykiem środowiskowym. Najczęściej ubezpieczenia obejmują wydobycie ropy naftowej, gospodarowanie odpadami czy eksploatację elektrowni jądrowych. Przykładowymi regulacjami zagranicznymi są:
1)       amerykańska ustawa z 1980 roku o odpowiedzialności za efekty środowiskowe i kompensacji skutków z nimi związanych (CERCLA – Comprehensive Environmental Response, Compensation and Liability Act) oraz fundusz Superfund,
2)        niemiecka ustawa z 1991 roku o odpowiedzialności cywilnej za oddziaływania środowiskowe (Umwelthaftsplichtsgesetz), a częściowo również ustawa z 1974 roku o ochronie powietrza atmosferycznego (Bundesimmiosionschutzgesetz), która nakłada obowiązek ubezpieczenia na zakłady i instalacje charakteryzujące się wysokim lub podwyższonym ryzykiem środowiskowym,
3)     fińska ustawa o ubezpieczeniu od szkód środowiskowych z 1998 roku (Laki ympäristövahinkovakuutuksesta) która, tak jak ustawa niemiecka, obejmuje pełny zakres szkód środowiskowych,
4)               czeska ustawa nr 167 z 2008 roku o zapobieganiu i naprawianiu szkód w środowisku (PRED).
Ponadto, w wielu krajach obowiązkowe ubezpieczenia ekologiczne uregulowano fragmentarycznie (odnosząc się tylko do niektórych rodzajów działalności). Np. w Belgii istnieją obowiązkowe ubezpieczenia ryzyka środowiskowego związanego z gospodarowaniem odpadami, natomiast Szwecja wprowadziła obowiązkowe ubezpieczenia ekologiczne dla odpadów niebezpiecznych. Można też wyróżnić specjalną polisę na ubezpieczenie szkód środowiskowych, zwaną w literaturze anglosaskiej Environmental Impairment Liability (EIL). Typowym przykładem jest ubezpieczenie wysypisk odpadów w funkcjonowaniu amerykańskich towarzystw ubezpieczeniowych, czy brytyjskie ubezpieczenie Energy Exploration and Development Insurance, stosowane powszechnie przez branżę naftową (przy poszukiwaniu gazu łupkowego w Polsce byłoby jak znalazł…), ze względu na wysokie ryzyko zanieczyszczenia wód.

Ryzyko środowiskowe? Trzeba się przejmować?
Trzeba, i to bardzo. Wystarczy zapoznać się z poniższymi przykładami:
- w 2007 roku pęknięcie dna zbiornika w Ambès we Francji spowodowało rozlanie się 13,5 tys. m3 ropy naftowej na terenie zakładu i sąsiednich nieruchomości, zanieczyszczając rzekę Garonnę, koszty likwidacji tej szkody oszacowano na ok. 50 mln euro,
- wyciek toksycznego szlamu ze zbiornika osadowego z rumuńskiej kopalni złota w Baia Mare: wypadek wydarzył się w 2000 roku, kiedy to transgraniczne zanieczyszczenie wód Dunaju objęło Węgry (oszacowały swoje roszczenia z tego tytułu na kwotę 143 mln USD) i ówczesną Federacyjną Republikę Jugosławii,
- jeden z polskich ubezpieczycieli podał kiedyś przykład wypadku cysterny przewożącej olej napędowy: w takim przypadku zanieczyszczeniu ulega obszar około 1000 m2, głębokość zanieczyszczenia sięga średnio pół metra, a bilans remediacji gleby (wydobycie i utylizacja 500 m3 (około 800 ton) gleby, analizy chemiczne, roczny monitoring gleby, koszt zakupu gleby do uzupełnienia wykopu, transport, straty finansowe właściciela nieruchomości np. utracone plony) opiewa na kwotę około 925 000 zł.

Nie tylko awaria…
W naszym pięknym kraju, takie katastrofy (na razie) się nie zdarzyły. Aczkolwiek nie oznacza to, że przedsiębiorcy muszą ubezpieczać się tylko i wyłącznie gdy istnieje ryzyko katastrofy. Ustawa o zapobieganiu szkodom w środowisku statuuje bardzo surowe zasady odpowiedzialności za szkody w środowisku.
Koszty przeprowadzenia działań zapobiegawczych lub naprawczych, powstałych w wyniku  bezpośredniego zagrożenia szkodą w środowisku lub szkody w środowisku po dniu 30 kwietnia 2007 roku (gdy cyt. ustawa weszła w życie) ponosi podmiot korzystający ze środowiska, najczęściej  aktualny właściciel nieruchomości. Regionalny dyrektor ochrony środowiska nałoży na niego taki obowiązek w drodze decyzji administracyjnej, chyba, że właściciel wykaże, iż, dajmy na to, zanieczyszczenie powierzchni ziemi spowodował poprzedni właściciel (co nie będzie takie proste…).
Dlatego wszelkie „operacje biznesowe” w rodzaju M&A (fuzji i przejęć), nabycia zorganizowanych części przedsiębiorstw, ale także „zwykłe” nabycie własności nieruchomości powinien poprzedzać audyt prawny (due diligence). Lepiej nie kupować „kota w worku” zwłaszcza, gdy takim „kotem” są tereny zdegradowane wskutek działalności przemysłowej (brownfields). Przykłady:
- nabycie nieruchomości niezabudowanej o pow. 1 ha (wartość 300 000 zł), gdzie skażenie gruntu metalami ciężkimi sięga głębokości 10 metrów, a ponadto skażone są wody gruntowe oznacza wydatek (na rekultywację) w wysokości do 20 mln zł,
- zakup nieruchomości o pow. 0,65 ha (dawna galwanizernia), skażonej metalami ciężkimi oznacza koszty działań naprawczych w wysokości 7 mln zł,
- rekultywacja 1 ha dawnego składowiska odpadów to koszt rzędu 4 mln zł.   

Przypomina się stara rzymska paremia caveat emptor (niech kupujący uważa)!

4 komentarze: