czwartek, 4 lipca 2013

Mielizny prawa, czyli słów kilka o problemach żeglugi śródlądowej w Polsce







Wakacje to czas kiedy „mieszczuchy” wybiera się „nad wodę”. Jedni nad morze (mniejsza o to czy Bałtyk czy Adriatyk), jeszcze inni na Mazury (cud natury:). Jednak część zostaje w swoich miastach z różnych powodów i musi się ograniczyć do spaceru bulwarami, dajmy na to, Wisły. Co zobaczą np. w Krakowie? Zaniedbane brzegi, zapadające się asfaltowe ścieżki (po ostatniej powodzi), brak infrastruktury. Porównanie z bulwarami Budapesztu, Paryża, Londynu czy Amsterdamu wypada fatalnie. Zobaczą coś jeszcze… Rzekę, która jest opustoszała (nie wliczając kilku barek – restauracji, kajaków i tzw. tramwaju wodnego).
Gdzie barki transportowe, pchacze, holowniki? Na zachód od Odry… W Europie Zachodniej cały czas dostosowuje się rzeki do zadań żeglugowych. W efekcie, udział transportu śródlądowego w sektorze transportowym wynosi w Niemczech 17%, w Holandii ponad 43%, w Polsce… poniżej 0,6%. W kraju który od wieków słynął ze „spławiania” (choćby zboża do Gdańska) i flisaków…
Temat żeglugi śródlądowej został u nas prawie całkowicie zapomniany. Zresztą, ile osób czytało ustawę z dnia 21 grudnia 2000 roku o żegludze śródlądowej? Bardzo często słyszeliśmy nośne (i słuszne) hasło: „Tiry na tory!”. Na tzw. „Zachodzie” kolejnictwo rozwija się w najlepsze, a w Polsce…? Sytuacja dość podobna do tej w żegludze (wieloletnie zaniedbania w infrastrukturze, o reszcie nie wspominając). Może nadszedł czas, aby krzyknąć też: „Tiry na rzeki!” (podaję propozycję za portalem www.porteuropa.eu)?
Kiedy w 2011 roku opublikowano ostateczny wniosek dotyczący rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie unijnych wytycznych dotyczących rozwoju transeuropejskiej sieci transportowej TEN-T, okazało się, że Polska jest „zieloną plamą” na mapie transportowej Europy. Żeby nie być gołosłownym, zamieściłem link do interesującej strony poświęconej żegludze śródlądowej w Europie:
Jakie znaczenie dla środowiska naturalnego ma śródlądowy transport wodny? Jak wynika z przeprowadzonych wieloletnich analiz, śródlądowy transport wodny jest jednym z najbardziej przyjaznych dla środowiska rodzajów transportu, m. in. ze względu na: 
1)    relatywnie małe zużycie energii, warto porównać odległość na jaką można przewieźć tonę ładunku przy tym samym nakładzie energii: transport wodny – 370 km; kolejowy – 300 km; drogowy – 100 km), 
2)    relatywnie niewielkie zanieczyszczenie wód (oczywiście żegluga zawsze wiąże się ze ściekami, ale większym zagrożeniem dla rzek są ścieki komunalne m. in. ze względu na emisję azotanów, za które Komisja Europejska pozwała Polskę kilka miesięcy temu),
3)    dość niski poziom zanieczyszczeń powietrza – emisja CO2 w gramach na tonokilometr to odpowiednio 33,4 g w transporcie wodnym; 48,1 g w transporcie kolejowym i aż 164 g w transporcie drogowym (kołowym),
4)    możliwość znacznego zmniejszenia natężenia ruchu drogowego, co jest oczywiste (czy ktoś widział zakorkowaną rzekę?:).
Żegluga jest „eco-friendly” pomimo tego, że paliwo żeglugowe (z reguły ciężki olej opałowy), zawiera nawet do 5% siarki, podczas, gdy zawartość siarki w paliwach dla samochodów ciężarowych lub osobowych nie może przekraczać 0,001 %!  Przypuszczalnie „śródlądowcy” nie będą zbyt długo cieszyć się z tego „przywileju”– UE już „zadbała”
o transport morski, nakazując stosowanie paliw o 10 – krotnie mniejszej zawartości siarki niż obecnie, poprzez tzw. dyrektywę siarkową (2012/33/UE), która wejdzie w życie 1 stycznia 2015 roku. Oczywiście, cel jakim jest czystsze powietrze jest szczytny, ale czy uświęca takie środki jak wspomniana dyrektywa? Armatorzy, wobec podwyżek cen paliw przeniosą się na inne szlaki (poza UE) albo staną przed widmem upadłości…
Jest jeszcze jeden aspekt, ekologiczno – ekonomiczny: paliwo przeznaczone do celów żeglugi (oleje napędowe, opałowe i smarowe) jest zwolnione z akcyzy na podstawie art. 32 ustawy o podatku akcyzowym. Jest to zwolnienie zgodne z unijnymi przepisami, mające na celu promowanie technologii i surowców o mniejszym obciążeniu dla środowiska.
 Fot.www.sxc.hu












A teraz wracamy do naszej polskiej rzeczywistości… Wymagania klas IV i V stawiane drogom o znaczeniu międzynarodowym, pozwalające na eksploatację statków o tonażu powyżej 1000 t, spełnia w Polsce około 6% ich długości. Jest to łącznie 206 km (!) dróg posiadających parametry niezbędne dla nowoczesnej żeglugi (widoczne na mapie po kliknięciu powyższego linka). Łączna długość śródlądowych dróg wodnych w Polsce to nieco ponad 3600 km. Co z tego, że Polityka Transportowa Państwa na lata 2006 – 2025 przewiduje wspierania energooszczędnych i mniej obciążających środowisko gałęzi i form transportu?
Polska jak do tej pory nie podpisała konwencji AGN (Europejskiego porozumienia  dotyczącego głównych śródlądowych szlaków wodnych  o  znaczeniu  międzynarodowym) z 1996 roku, która określiła sieć i parametry żeglownych rzek i kanałów o znaczeniu europejskim. Wskazała też na brakujące w sieci europejskiej drogi wodne oraz pożądaną rozbudowę szlaków wodnych, które mogą mieć europejskie znaczenie transportowe. Konwencje podpisało większość państw europejskich w tym Ukraina (dostosowała swoje regulacje do unijnych!), która ma pretensje do Polski, że wskutek niepodpisania konwencji przez Polskę, nie może korzystać z połączenia z europejską siecią żeglugową, łączącą m.in. Dniepr z innymi rzekami.
Nasz rząd twierdzi, że Polski nie stać na podpisanie tej umowy. Wiązałoby się to bowiem z zobowiązaniem do inwestowania w infrastrukturę rzek, na co podobno nie ma pieniędzy. Tak samo jak nie było pieniędzy na rozbudowę infrastruktury kolejowej (bo wszystko przeznaczono na autostrady w związku z EURO 2012), co wytknęła Komisja Europejska…. Za to Polskę stać było na budowę „Basenu Narodowego” i innych „Misiów na miarę naszych możliwości”.
Rozwój sektora żeglugowego mógłby przyczynić się do zmniejszenia bezrobocia (pogłębianie koryt rzek, budowa portów i przystani rzecznych, wreszcie budowa samych środków transportu). Z kronikarskiego obowiązku wspomnę tylko, że „rozruszanie” naszych rzek pomogłoby walczącej dziś z kryzysem branży turystycznej…
Niestety, polscy decydenci wciąż stoją „plecami do rzek” :(



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz